Alarmistyczny raport opublikował właśnie Austriacki Instytut Badań Gospodarczych w Wiedniu (WIFO). Ale nie dla Moskwy, tylko dla Brukseli. Wynika z niego, że jeśli sankcje wprowadzone przez Unię przeciw Rosji przeszło rok temu zostaną utrzymane, a Kreml nie zrezygnuje z ustanowionych środków odwetowych, to cała Wspólnota może stracić nawet 100 mld euro dochodów eksportowych.
W takim przypadku zagrożone byłyby w krajach „28" aż 2 mln miejsc pracy: najwięcej w Niemczech (465 tys.) i Polsce (335 tys.), ale także wiele we Włoszech (215 tys.), Hiszpanii (160 tys.) i Francji (145 tys.).
Wiedeńscy analitycy twierdzą, że Polska, Niemcy i Finlandia mogłyby z powodu wojny handlowej z Rosją stracić ok. 1,6 proc. swojego eksportu, a malutka Estonia – aż 15,85 proc.
Tyle że kilkanaście miesięcy po wprowadzeniu sankcji ten scenariusz się nie sprawdza.
– Prognozowanie skutków sankcji dla Europy jest ryzykowne. Wiele europejskich firm, mając zamknięty rosyjski rynek, znalazło odbiorców gdzie indziej – mówi „Rz" Liza Ermolenko z londyńskiego instytutu analitycznego Capital Economics.
I rzeczywiście, gospodarki Czech, Polski czy Węgier, krajów potencjalnie mocno narażonych na skutki napięć z Rosją, rozwijają się bardzo dynamicznie, odpowiednio w tempie 4, 3,6 i 3,5 proc. Nawet eksport polskich jabłek, objęty rosyjskimi sankcjami, wzrósł w ostatnim roku o 1/3 głównie dzięki zwiększonym dostawom do Niemiec, na Białoruś i Ukrainę.
W tym samym czasie rosyjska gospodarka się pogrąża: w II kwartale jej PKB spadło o 4,6 proc. w stosunku do ub.r. To przeszło dwa razy szybszy spadek niż w poprzednich trzech miesiącach. Od dojścia do władzy 15 lat temu Władimir Putin nigdy nie stawiał czoła tak ostrej recesji.