Były wicepremier i marszałek Sejmu Ludwik Dorn uważa, że trwający protest działa na niekorzyść opozycji. Jego zdaniem okupacja sali plenarnej Sejmu powinna już dawno się zakończyć. - Po weekendzie spędzonym w Sejmie opozycja mogła w poniedziałek - przy wiwatujących tłumach - wyjść z parlamentu, podkreślając, że zmusiła PiS do cofnięcia się w sprawie dziennikarzy, dodając jednocześnie, że sprawa budżetu na 2017 r. jest zbyt ważna, żeby uzależniać ją od protestów - powiedział.
- Opozycja - rozpoczynając okupację - pokazała, że w ręku ma potężną i skuteczną broń. Po tej demonstracji powinna od razu ogłosić zwycięstwo, a później tą bronią co jakiś czas grozić, ale bardzo powściągliwie i w mocno uzasadnionych przypadkach - kontynuował.
Zdaniem Ludwika Dorna sprytem wykazał się lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, który nie uczestniczy w proteście, ale powtarza, że niezbędne jest szukanie kompromisu. - Natomiast Platforma i Nowoczesna brną w swój protest, mimo że nikt nie umie sensownie wyjaśnić, po co oni właściwie dalej siedzą w Sejmie - ocenił.
Czy opozycja potrzebuje jednego lidera i mógłby nim zostać Donald Tusk? - Przede wszystkim Tusk musiałby zostać niewybrany na przewodniczącego Rady UE na kolejne 2,5 roku, a to niewiadoma. Jeśli kadencja nie zostanie mu przedłużona, to wróci, ale nie sądzę, by zabiegał o mitycznego „lidera opozycji”. By nim został, kilka osób w Platformie i Nowoczesnej musiałoby się przesunąć. Będzie o to trudno. Gdyby jeszcze wybory prezydenckie były za rok, półtora, byłby powód powierzenia mu takiej roli. Ale one odbędą się dopiero na wiosnę 2020 r. - powiedział Dorn.
- Nie sądzę, by Tusk się zdecydował wrócić do bieżącej polityki. On wie, że pozycję w niej musiałby sobie wyrąbać w ciężkiej walce - dodał.