Od kilku dni MON i BBN przerzucają się informacjami na temat tego, kto miał większy wpływ na obsadę stanowiska dowódcy wielonarodowej dywizji NATO w Elblągu. Portal Onet oskarżył generała Krzysztofa Motackiego, że odbył w ZSRR szkolenie nadzorowane przez GRU, czyli sowiecki wywiad. On sam tym rewelacjom zaprzeczył i stwierdził, że zaliczył szkolenie rozpoznania wojskowego.
Motacki wiosną został mianowany przez szefa MON Antoniego Macierewicza dowódcą jednostki, która ma koordynować działania wojsk sojuszniczych na wschodniej flance sojuszu. Jego nazwisko znalazło się też – co ujawnił BBN – na liście wniosków o awans generalski na 11 listopada, które Macierewicz wysłał do Kancelarii Prezydenta.
Macierewicz zaprzeczył o rzekomym zakończeniu przez Motackiego kursu GRU. W rozmowie z portalem niezależna.pl zapewnił, że kierownictwo MON wiedziało o tym, że był na szkoleniu w ZSRR i z tego powodu został sprawdzony i „na własną prośbę poddał się on również badaniu wariografem".
Kto wyznaczył generała
Wokół sporu powstał chaos informacyjny. Bo z jednej strony szef BBN zwrócił się do ministra obrony narodowej „o przedstawienie pełnej informacji dotyczącej przebiegu służby wojskowej generała". A jednocześnie wiceminister Michał Dworczyk stwierdził, że za nominacją generała na stanowisko dowódcze stał obóz prezydencki. Tym doniesieniom zaprzeczyło z kolei BBN.
Przypomnijmy, że wiosną ośrodek prezydencki wytykał MON, że ociąga się z obsadzaniem kluczowych stanowisk w armii, w tym związanych z tworzeniem dowództwa w Elblągu.