Najpoważniejszy kandydat opozycji Aleksiej Nawalnyj już potwierdził, że wystartuje w wyborach. Obawia się jedynie, że może zostać aresztowany w trakcie kampanii, a nawet w drodze do siedziby Centralnej Komisji Wyborczej, gdy będzie niósł dokumenty potrzebne do zarejestrowania swej kandydatury.
W poniedziałek oficjalnie rozpoczęła się kampania wyborcza, przed głosowaniem wyznaczonym na 18 marca. Zgodnie z rosyjskim prawem wszyscy chętni powinni się zarejestrować w CKW. By tego dokonać, niezależni kandydaci (jak Nawalnyj) powinni zebrać w całym kraju 300 tys. podpisów, a całą akcję zainaugurować zebraniem swoich 500 zwolenników, którzy stworzą „grupę inicjatywną". Na razie jednak Nawalnemu nikt nie chce wynająć sali i wydać zgody na takie spotkanie. Zwoływanie go bez zgody władz może się skończyć aresztowaniem uczestników.
Poza wszystkim szefowa Centralnej Komisji Wyborczej oświadczyła, że Nawalnyj może startować w wyborach dopiero po 2028 roku, gdyż polityk został skazany prawomocnym wyrokiem sądowym. Sam Nawalnyj uważa, że może kandydować, ponieważ otrzymał wyrok w zawieszeniu (w dodatku zakwestionowany przez Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu).
– Nie ma obowiązku hodowania sobie konkurentów – oświadczył prezydent Putin na dorocznej konferencji prasowej.
On nie ma i nie będzie miał takich problemów jak Nawalnyj, choć też startuje jako niezależny kandydat. „Niezależny" oznacza w rosyjskim prawie tylko tyle, że polityk nie został zgłoszony przez partię polityczną. Jeśli jest ona reprezentowana w parlamencie nie musi zbierać podpisów, jeśli nie – koniecznych jest 100 tysięcy. Do 2012 roku „niezależni" musieli zebrać 2 miliony podpisów. Podczas ówczesnych wyborów udało się to tylko jednemu z czterech „niezależnych", multimiliarderowi Michaiłowi Prochorowowi. Po wyborach zmieniono prawo.