Stefanos Tsitsipas. Droga na tenisowy szczyt

Mogą nastać greckie rządy na korcie. Turniej mistrzów w Londynie wygrał Stefanos Tsitsipas, 21-letni chłopak z Aten.

Publikacja: 22.11.2019 10:00

Stefanos Tsitsipas po największym triumfie w karierze, z pucharem za zwycięstwo w ATP Masters, 17 li

Stefanos Tsitsipas po największym triumfie w karierze, z pucharem za zwycięstwo w ATP Masters, 17 listopada 2019 r.

Foto: Glyn KIRK/AFP

Było to prawie pięć lat temu na Krecie, dokładniej – na plaży koło Heronissos. Szesnastoletni Stefanos uczestniczył w turnieju z cyklu ITF Futures w pobliskim Heraklionie, właśnie miał dzień przerwy, więc pojechał z kolegą popływać w Morzu Egejskim.

Nawet nie zauważyli, kiedy przyjemna kąpiel zamieniła się horror. Fale przypływu i prądy morskie spowodowały, że obaj chłopcy nagle zdali sobie sprawę, że nie mają siły wrócić na oddalony o niespełna 50 metrów brzeg. Przed utonięciem uratował ich tata Stefanosa – Apostolos. Zobaczył, co się dzieje, rzucił się do wody, najpierw wyciągnął na pobliską skałę syna, potem popłynął po kolegę i też dał radę.

– Fale zalewały nas co dwie–trzy sekundy. Pierwszy raz poczułem, co znaczy być na granicy życia i śmierci. Dzieliły mnie od niej chwile – mówił nieraz Stefanos. Nawet po kilku latach to wspomnienie nie zbladło. Przywołuje je podczas konferencji prasowych, by dodać, że ta krótka, ale mocna lekcja dała mu wiele i zasadniczo zmieniła podejście do wszystkiego, także do sportu.

– Kiedy radzisz sobie z taką sytuacją i udaje ci się przetrwać, twój mózg działa potem inaczej. Bardziej doceniasz to, co masz. Przez to stałem się zdecydowanie bardziej zdyscyplinowany i jednocześnie bardziej zrelaksowany na korcie. To, z czym się zmierzyłem w Morzu Egejskim, było po wielekroć trudniejsze niż cokolwiek innego – mówił dziennikarzowi „The Telegraph". I dodawał: – W tamtej chwili dogłębnie zrozumiałem sławne wimbledońskie słowa Borisa Beckera: „Przegrałem mecz tenisowy. Nikt nie umarł".

Wysoki (194 cm wzrostu), szczupły, z długimi blond włosami i mocnym błyskiem w oku – wedle niektórych mediów, zwłaszcza tych bardziej skłonnych do nagłych zachwytów, jest już jak grecki, czyli klasyczny, choć żywy posąg sportowca.

Tylko nieliczni wiedzą, że przed Tsitsipasem finał małego turnieju ATP osiągnął w 1973 roku niejaki Nikolaos Kalogeropoulos (rocznik 1945, grywał kiedyś z Ionem Tiriakiem), że Grecja debiutowała w Pucharze Davisa po Polsce, w 1927 roku, i do dziś nigdy nie rywalizowała w Grupie Światowej. Najlepszym wynikiem Greków była gra w euro-afrykańskiej grupie I przed 17 laty.

Mama z Moskwy

Przez ostatnie lata liderem greckiego tenisa męskiego był Konstantinos Economidis (rocznik 1977), w szczycie kariery 112. w rankingu ATP (Tsitsipas jeszcze zdążył z nim zagrać jakiś mecz deblowy w małym turnieju). Dziś jest w tym rankingu 11 Greków, najbliżej Tsitsipasa – Michail Pervolakis, ledwie nr 447 w świecie.

O lokalnych bohaterów kortów w Atenach lub Salonikach było zatem trudno od zawsze. Stefanos Tsitsipas mógł jedynie, nieco łagodząc kryteria, wzorować się na tych, którzy mieli w żyłach domieszkę greckiej krwi, chociaż wychowały ich inne kraje. Wymienia więc niekiedy Pete'a Samprasa (mama urodzona w Grecji, ojciec w USA, ale dziadek także grecki emigrant) i Marka Philippoussisa, którego grecki ojciec przybył w latach 70. do Australii. Australia stała się zresztą nowym domem dla bardzo wielu Greków, ich synowie i wnukowie, okazało się, mają talent do tenisa. Nick Kyrgios i Thanasi Kokkinakis to ostatnie przykłady. Syn Apostolosa Tsitsipasa też często mówi o Melbourne jako ulubionym miejscu na świecie.

Mógłby wymienić także Moskwę. Nie wymieni, bo mama, urodzona w stolicy Rosji Julia Siergiejewna Salnikowa, choć absolwentka wydziału dziennikarskiego Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego im. Łomonosowa, niezbyt chętnie wspomina czasy, gdy była obiecującą radziecką tenisistką.

Miała silne sportowe geny – ojciec, Siergiej Siergiejewicz Salnikow, był świetnym piłkarzem, napastnikiem reprezentacji, przyjacielem legendy, samego Lwa Jaszyna. Grali razem w drużynie, która w 1956 roku zdobyła złoty medal olimpijski w Melbourne. Potem odnosił pewne sukcesy trenerskie. Sukcesów tenisowych greckiego wnuka nie doczekał, zmarł w 1984 roku na atak serca podczas meczu weteranów Spartaka Moskwa.

Julia, gdy miała 16–17 lat, grała w kraju dużo, była nawet juniorką nr 1 w ZSRR, wygrywała niekiedy rywalizację z rówieśniczkami w Europie. W barwach narodowych wcześnie wystartowała w Pucharze Federacji, potrafiła nawet wygrać mecz z mistrzynią Wimbledonu '77 Virginią Wade. W 1984 roku przyjechała na korty katowickiego Baildonu i zwyciężyła w rozgrywanym zamiast zawodów olimpijskich deblowym turnieju Przyjaźń-84 oraz była trzecia w singlu. Próbowała przez chwilę gry zawodowej, lecz wiele nie osiągnęła. Startowała do 1992 roku (już jako Julia Apostoli), doszła do 194. miejsca rankingu WTA i 38 tys. dolarów premii.

– Nie zaskakuje mnie to, że tenisiści i tenisistki z Rosji, jak tylko wykazują dryg do tego sportu, to zastanawiają się, gdzie pojechać i trenować za granicą. Wiedzą, że wyjazd jest znacznie lepszy niż pozostanie w kraju, gdzie jeśli wydarzy się coś złego, kontuzja, przerwa w grze, na pewno nikt nie pospieszy z pomocą. To prosta konsekwencja stylu i sposobu zarządzania sportem w Federacji Rosyjskiej – mówi dziś dziennikarzom i zwykle nie chce mówić więcej.

Lubił filozofów

Poznała Apostolosa Tsitsipasa, późniejszego absolwenta Uniwersytetu Ateńskiego (specjalność: kultura fizyczna), podczas turnieju w stolicy Grecji. On był sędzią liniowym, ona grała. Znajomość z kortu szybko zamieniła się w małżeństwo.

Stefanos jest najstarszym dzieckiem pani Julii i pana Apostolosa. Gdy się urodził w 1998 roku, rodzice pracowali jako instruktorzy tenisowi w eleganckim hotelu Astir Palace w miejscowości Vouliagmeni na ateńskiej Riwierze.

Wcześnie dali Stefanosowi rakietę do ręki, miał wtedy ledwie trzy lata, ale gdy osiągnął odpowiedni wiek, czyli dwa lata później, zapisali go do lokalnego klubu – w ośrodku Glyfada pod Atenami. Pierwszą pracę tenisową z synem wykonał więc ojciec, choć nigdy nie był wybitnym graczem, raczej odbijał piłki w czasach studenckich. Do dziś nie wie, co tak naprawdę skłoniło go do zawodowego zajęcia się tenisem. Tak wyszło, choć w jego greckiej rodzinie jeśli już rozmawiało się o sporcie, to tylko o futbolu.

Apostolos był jednak trochę inny: lubił greckich filozofów, matematykę, podróżowanie i poznawanie nowych kultur, kontakt z naturą, studiował także historię i czytał liczne biografie. Sporą część tej interesującej inności przekazał synowi.

– Moje pierwsze tenisowe wspomnienie to rzeczywiście scena, gdy odbijam piłki z tatą. Pamiętam także oglądanie spotkań w telewizorze, nie wiem, kto grał i o co, ale pamiętam, że chętnie patrzyłem na ekran – mówił o tamtych czasach Stefanos.

Obowiązki od ojca przejął trener klubowy, któremu udało się nawiązać dobre relacje z dość zamkniętym i bardzo wrażliwym młodym człowiekiem. – Nie było to proste, gdyż Stefanos interesował się wieloma sprawami naraz, pragnął grać również w piłkę nożną, pływać, lubił też zwierzęta, miał poczucie humoru, ale nie zawsze chciał je okazywać.

Po prawie siedmiu latach pracy w ateńskim klubie młody tenisista pokazał, że ma talent, jeszcze w skromnej greckiej skali, ale skoro jego trener klubowy nie chciał z nim podróżować po kraju i dalej, obowiązki szkoleniowe ponownie przejął ojciec. Są razem w trasie, odkąd syn skończył 12 lat.

– Wiedzieliśmy, że to problematyczna decyzja. Trener spoza rodziny to zwykle lepsze rozwiązanie, bo choć szkolenie własnego dziecka ma pozytywy, to niekiedy może powodować problemy. Pozwoliliśmy mu wybrać samemu, wybrał ojca. Oczywiście czasami występują napięcia, ale to naturalne – oceniają rodzice tenisisty.

– Pojawienie się kogoś takiego jak Stefanos w greckim tenisie wcale nie oznaczało łatwej drogi do sukcesów. W naszym kraju nie można było znaleźć partnerów treningowych na odpowiednim poziomie, ogólna postawa i motywacja młodych ludzi nie sprzyjała poważnej rywalizacji. Na stały wyjazd z Grecji nie było nas stać, więc mieliśmy z początku sporo problemów – mówi o tamtych latach Julia Apostoli.

Część z nich udało się rozwiązać, gdy Stefanos pokazał swój talent w świecie. Znalazł się sponsor. Jednym z powodów, że go zauważył, był finał turnieju Orange Bowl na Florydzie. Nieznany dzieciak z Grecji pokonał wtedy paru bardziej znanych i trochę starszych: Tommy'ego Paula, Taylora Fritza i Andrieja Rublowa, przegrał w finale ze Stefanem Kozłowem, ale swoje osiągnął. Mógł jeździć na kolejne turnieje i z wolna zacząć myśleć o karierze zawodowej.

Częścią planu były także treningi we francuskiej akademii tenisowej Patricka Mouratoglou, które Stefanos Tsitsipas rozpoczął w 2016 roku i, w nieco zmienionej formie konsultacji, trwają one do dziś. Kariera młodzieńca z Aten potoczyła się naprawdę szybko: w 2016 numer 1 na świecie wśród juniorów (wsparty m. in. tytułem mistrza Wimbledonu w deblu i czterema wygranymi turniejami z cyklu ITF Futures); w 2017 roku pierwszy wygrany mecz zawodowy w ATP Tour i zwycięstwo w challengerze ATP w Genewie.

Następny rok, następny krok, właściwie już potężny sus: trzy finały turniejów ATP, pierwsze zwycięstwo w Sztokholmie, ale wcześniej, w Toronto, w turnieju z cyklu Masters 1000, wygrywa z czwórką rywali z pierwszej dziesiątki rankingu światowego: Dominikiem Thiemem, Novakiem Djokoviciem, Alexandrem Zverevem i Kevinem Andersonem. Rozpędzonego młodzieńca zatrzymuje w finale dopiero Rafael Nadal.

Podsumowanie następuje jesienią w Mediolanie, podczas NextGen Finals, kiedy bije jak chce wszystkich zdolnych rówieśników, wśród nich także Huberta Hurkacza. Wreszcie obecny sezon – rozpoczęty od półfinału Australian Open (po drodze efektowne zwycięstwo z Rogerem Federerem), z dwoma kolejnymi zwycięstwami w Marsylii i Estoril oraz kilkoma finałami wielkich turniejów. Na koniec zaś kumulacja: wygrana w hali O2 Arena w Masters, która podpowiada, że chyba nadszedł nowy, niebanalny mistrz.

Powiedzieć, jak gra, nie jest trudno, ale pani Julia podaje dość dokładną matczyną definicję. – Stefanos od zawsze uwielbia Rogera Federera i inspiruje się jego grą. Jednoręczny behkend to jeden z najbardziej widocznych elementów tej inspiracji. Tenis mojego syna jest wszechstronny, ale w zasadzie składa się z ciągłych ataków zza końcowej linii, mniej w nim biegania do siatki. Przy jego wysokim wzroście obrona nie jest jego najmocniejszą stroną. Najmocniejszą stroną jest atak – twierdzi pani Julia i należy jej wierzyć.

Fotografuje w świat

Rodzina Tsitsipasów liczy sześć osób. Po Stefanosie urodzili się Petros (ma dziś 19 lat), Paolo (15) i Elisavet (12). Wszyscy grają w tenisa, choć nie można liczyć, że któreś z nich podąży śladem najstarszego brata. Grają raczej dla zabawy, chociaż Petros trochę próbuje gry profesjonalnej, na razie zarobił niecałe 9 tysięcy dolarów. Nastolatek wystartował również trzy razy w reprezentacji Grecji w peryferyjnych rozgrywkach Pucharu Davisa, ale i ten dorobek ma na razie bardzo skromny.

– Dla Petrosa to trudna sprawa, ja jeżdżę z tatą po świecie, on w Grecji nie ma żadnego wsparcia. Mama musi się zajmować także pozostałymi dziećmi. Może coś z tym teraz zrobimy, myślimy o tym, żeby Petros podróżował ze mną, był partnerem treningowym i grał w małych turniejach w pobliżu miejsc, w których ja startuję. Może to da jakiś efekt – mówi starszy brat. Życie rodziny bardzo go obchodzi. W mediach społecznościowych można znaleźć mocne dowody na te słowa.

Zna świetnie trzy języki – chodził do anglojęzycznej szkoły w Atenach, mama nauczyła go też dobrze rosyjskiego. Naprawdę potrafi oderwać myśli od tenisa. Ma kilka zajęć, które skutecznie w tym dziele pomagają: kibicuje drużynie piłkarskiej AEK Ateny, na YouTubie prowadzi wideoblog (vlog) pokazujący miejsca, które odwiedza podczas podróży sportowych.

Z chęcią fotografuje świat wokół siebie. Kupił rok temu dobry aparat w Australii, przeczytał kilkadziesiąt podręczników, obejrzał filmy instruktażowe i dokumentuje: ulice, krajobrazy, portrety spotkanych osób. Bawi się Photoshopem. I umie mówić o radości, jaką mu to sprawia. Tylko nigdy nie fotografuje tenisa, podczas meczów zostawia aparat w hotelu.

Dla rywali w szatni wciąż bywa trochę inny, niekiedy zamknięty albo nawet przemądrzały, choć po finale Masters z Thiemem widać było, że jak się zaprzyjaźni, to też z pasją. Ma poglądy na wiele tematów i, jeśli zechce mówić, nudy nie ma.

Dziennikarze takich lubią. Jak nie lubić, kiedy 21-letni chłopak mówi do nich z zaangażowaniem: – Ludzie gadają o Grekach, że są wyjątkowo leniwi. Więc ostatnio przeszukałem Wikipedię i zobaczyłem, że Grecja jest na trzecim miejscu w świecie według czasu spędzanego w pracy, po Korei Południowej i Meksyku. To mnie zaskoczyło. Chciałbym wiedzieć, dlaczego tak się dzieje.

Było to prawie pięć lat temu na Krecie, dokładniej – na plaży koło Heronissos. Szesnastoletni Stefanos uczestniczył w turnieju z cyklu ITF Futures w pobliskim Heraklionie, właśnie miał dzień przerwy, więc pojechał z kolegą popływać w Morzu Egejskim.

Nawet nie zauważyli, kiedy przyjemna kąpiel zamieniła się horror. Fale przypływu i prądy morskie spowodowały, że obaj chłopcy nagle zdali sobie sprawę, że nie mają siły wrócić na oddalony o niespełna 50 metrów brzeg. Przed utonięciem uratował ich tata Stefanosa – Apostolos. Zobaczył, co się dzieje, rzucił się do wody, najpierw wyciągnął na pobliską skałę syna, potem popłynął po kolegę i też dał radę.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy