Czytaj także:
W związku z końcem 2019 roku przypominamy najważniejsze, najciekawsze, budzące największe emocje teksty, które ukazały się na łamach "Rzeczpospolitej" i na rp.pl. Przypomnijmy sobie czym w minionych 12 miesiącach żyła Polska. Dziś przypominamy tekst "List otwarty do Danuty Holeckiej", który ukazał się w "Plusie Minusie" w lipcu 2019 roku.
Nie, w telewizji nie było niczego o pedofilach, nie było obrazków z wojny, żadnych zbliżeń na ofiary wypadku drogowego, nie sprzedawano też domowych sposobów na skonstruowanie bomby zegarowej ani metod produkcji narkotyków w piwnicy. Nic z tych rzeczy. „Najpierw pokazywali samorządowców Platformy, a potem rozbicie dzielnicowe. Zdębiałam, a przy wojnie w Donbasie uciekłam. Dziecku robią wodę z mózgu!" – relacjonowała wzburzona małżonka. To było miesiąc temu, a ja od tego czasu jeszcze uważniej oglądam – o dzięki ci, Boże, za internet – „Wiadomości". To tyle wstępu.
Droga Danuto, rozmawialiśmy kilka razy i byliśmy wtedy na ty, więc wybacz familiarność, ale w końcu, jak to między dziennikarzami. Bo jesteś dziennikarką, prawda? Upewniam się, bo z telewizora trudno wywnioskować. Ja wiem, że jazda po „Wiadomościach" nigdy jeszcze nie była tak łatwa i prosta. Te pierwsze akapity skreśliłem już dawno, ale zaraz potem zaatakował Cię „Newsweek", potem inni, a ja nie cierpię śpiewać w chórze. Nigdy nie ma dobrego czasu, bo używają sobie na was wszyscy, zwłaszcza ci, z którymi mnie nie było, nie jest i – da Bóg – nigdy nie będzie po drodze. Ale to nie znaczy, że mam, że mogę milczeć.
Wiesz co, Ty nawet masz rację. Oni wcale nie są od was lepsi. Przemilczają, manipulują tak, że człowiek nie wie, gdzie przód, a gdzie tył, łżą na zawołanie z taką wprawą, że dech zapiera. Przecież to widzę, zresztą nie tylko ja. Tylko co z tego? Nie piszę listu do dziennikarzy „Faktów", bo wielokroć wspominałem, co o tym myślę, a wy mieliście być inni. To miała być dobra zmiana.
Owszem, dostrzegam, oni są od was sprawniejsi. Gdy jadą ze swoją codzienną porcją propagandy, to wiem, o co im chodzi. U was większa swoboda, króluje przygotowanie materiałów metodą na sen wariata – dajemy luźny strumień świadomości, faktów powiązanych ze sobą jak ineksprymable w pralce automatycznej – mocno i bez sensu. Ważne, by wszystko okraszone było zestawem symboli i grepsów doskonale znanych. Czasem wygląda to komicznie, bo przecież każdy z Twych reporterów chce się wykazać, więc sięgają po te same materiały, te same setki, no ale cóż, może jest w tym metoda? Mój znajomy, redaktor gazety, puścił dzień po dniu ten sam tekst. – Jak dobry, to warto, żeby się utrwalił – śmiał się później sam z siebie. Wy się nie śmiejecie.