Faben ma kurtkę w krowie łaty, lekko pordzewiały łańcuch, złoty dzwonek i kask ze strzykawkami imitującymi rogi. – Jestem na trasie piąty raz. Przebieram się i przychodzę zawsze, kiedy kolarze są w okolicy – mówi.
Stoi przy skrzyżowaniu w tłumie ludzi. Są rozkrzyczane dzieci, pary piknikujące na kocach, dwóch seniorów bez koszulek na krzesełkach wędkarskich. Skrzyżowanie z dwóch stron blokują ciągniki. W oddali widać kolarzy, którzy za chwilę przemkną obok widzów. Pięć sekund – tak długo będą ich widzieć. – Jest środek lata, a my mamy tu karnawał – mówi Nicholas, który w miasteczku startowym kroi gościom lokalne sery i mięsa. – Pierwszy raz w dziejach naszego Dole mamy tu start wyścigu. Przyszli wszyscy mieszkańcy, gościmy przecież najlepsze sportowe wydarzenie na świecie!