Najpiękniejsze miejsce Włoch, od tysiącleci pomijane, świetnie usytuowane, traktowane li tylko jako zaplecze Rzymu i Neapolu. Próżno szukać o Abruzji jakiejkolwiek wzmianki u literatów, podróżników, historyków sztuki, od Goethego po Muratowa. Miejsce urodzin Owidiusza i Benedetta Crocego, którzy szybko stąd zwiali. Dziwne miejsce...
Nie chcę szafować słowem „najpiękniejsze", bo w przypadku Italii brzmi jak stary dowcip. Dziś w mniej niż dwie godziny można dojechać z Rzymu nad adriatyckie wybrzeże Abruzji, by kupić sobie żywe scampi (sporych rozmiarów krewetki) w Pescarze lub zamówić je w pierwszej z brzegu knajpce, choć najlepiej w tej typu „trabucco". To symbol regionu – szopy rybackie umieszczone daleko w morzu i połączone z lądem długimi, wąskimi pomostami. Z platform można moczyć kije z zanętami lub podbierać ryby siatkami wprost z morza. Niektóre z nich pełnią dziś rolę tarasów widokowych, kilka to knajpki, jak choćby słynna restauracja Al Trabucco da Mimi.
Gdy zjemy, 20 minut później możemy stanąć u stóp zawsze ośnieżonego Gran Sasso – najwyższego masywu Apeninów – i przypiąć narty. Można też podziwiać najbardziej na południe usytuowany lodowiec Europy – Calderone, u stóp najwyższego szczytu Apeninów – Corno Grande (prawie 3 tys. m n.p.m.). Ale trzeba się spieszyć – w tym roku lodowiec kończy swój żywot, ma się roztopić do cna.
Rolę kebabów pełnią w Abruzji arrosticini – malutkie szaszłyczki z baraniną nabite na długie drewniane szpikulce. Można je dostać w barze na kółkach, ale też w najlepszych restauracjach jako rozbiegówki. Robią tu ponoć najlepszy makaron w Italii, ogromne ilości doskonałej oliwy, a Sulmona, miejsce narodzin Owidiusza, słynie dziś ze słodkości – lukrowanych migdałów i nugatów torrone.
Odszczepieńcy
Abruzja to jedna wielka grań Apeninów schodzących często wprost do Morza Adriatyckiego. Zielona, spokojna i cicha, gdzie połowę obszarów stanowią tereny chronione parkami z własnymi lokalnymi wilkami i niedźwiedziami. Najciekawsze zaś jest niebo – różnice temperatur powodują, że niemal zawsze jest lekko zachmurzone, a porwane tumany ciągną raz od morza, innym razem z gór, a przez dziury przebijają strzeliste promienie słońca odbijające się od morza. Jak przez skrzydła Ducha Świętego portretowanego w kościołach jako gołębica.