Niby nic nowego, tyle że w działaniach i słowach platformersów więcej hipokryzji niż u ich poprzedników. A mimo to popularność partii nie spada. Ilekolwiek złotych myśli wyrzuciłby jeszcze z siebie poseł Palikot i ilekolwiek konferencji zorganizowałaby posłanka Pitera, po prostu nie ma wyboru.
Bo z drugiej strony PiS coraz bardziej osuwający się w kryzys. Można się tylko zastanawiać, co się stało z braćmi Kaczyńskimi, liderami ongiś zdolnymi do dokonywania chłodnej analizy i prowadzenia gry. Dziś, pozwalając, by twarzą partii byli Gosiewski z Suskim i Karskim, robią wrażenie, jakby stracili instynkt samozachowawczy. Były premier albo wdaje się w burdy, albo zamiast przeprosić za siebie i swoich posłów przyłapanych na fałszywym usprawiedliwianiu nieobecności, udaje, że nic się nie stało.
W niewiele lepszej formie jest prezydent, którego analizy polityczne sprowadzają się ostatecznie do tego, że wielki projekt zmian zniszczyły media, a już w największym stopniu prawicowi publicyści. Tylko pogratulować przenikliwości i zdolności do samokrytyki.
Na szczęście czasem zdarza się coś nieoczekiwanego. Nikt, okazuje się, nie jest do końca obsadzony w jednej roli. Od kiedy to piewcy powszechnej miłości i przebaczenia zaczęli się domagać wymierzenia sprawiedliwości byłym esbekom, świat uległ zmianie. I nawet jeśli owe metamorfozy wynikają jedynie z chłodnej kalkulacji i poszukiwania nowych wyborców przez Platformę, to dobra nasza. Może tak przynajmniej uda się zrealizować jeden z postulatów IV RP?
Skomentuj na blog.rp.pl