Miałem sen. Byłem Bondem

Jeżeli kiedyś na skutek pomyłki scenarzystów agent 007 zginie, ona go pomści i wypełni misję do końca. Dziewczyna Bonda. Bez niej byłby tylko maszynką z licencją na zabijanie

Publikacja: 08.11.2008 02:20

Ursula Andress w filmie „Dr No”

Ursula Andress w filmie „Dr No”

Foto: Reporter

Poproszono mnie, żebym sporządził ranking dziewczyn Bonda. Ale według jakich kryteriów, tego już nie powiedziano. Jak je oceniać? Według urody czy charakteru? Czy lepsza będzie delikatna jak struna prześliczna blond wiolonczelistka z Bratysławy czy czarna puma z głosem lwa i ruchami cyborga? Siedziałem przed komputerem i przeglądałem zdjęcia kilkanaście razy.

Przypomniał mi się Henryk Bista w „Piłkarskim pokerze” Zaorskiego, gdy w korytarzu hotelowym przechadza się dostojnie przed kordonem roznegliżowanych panienek do towarzystwa, wskazując palcem kandydatki: „Pani... pani... i może pani”. „A ja?! A ja?!” – dopytuje się jedna z dziewczyn. Bista mierzy ją wzrokiem i mówi: „Pani – nie. Pani jeszcze długo, długo nie”. No, tak. Tyle że ja musiałbym odpowiedzieć: „A pani? Pani przecież nie żyje”. Tak pomyślałem. Potem przysnąłem.

[srodtytul]Wiele nie przeżyło[/srodtytul]

Stałem w wielkim holu, nad którym wisiał złoty żyrandol. Kątem oka zobaczyłem w lustrze, że mam na sobie smoking. Z tyłu wisiała metka, na niej cena: 100 tys. dolarów. Zerwałem ją szybko, dziewczyny zaczęły się śmiać. – James, przyszedłeś tu prosto ze sklepu? – zawołała któraś z drugiego rzędu. Naliczyłem 122 nogi. 61 dziewczyn w 22 oficjalnych filmach – pomyślałem z dumą. Spałem mniej więcej z co drugą. Kim one nie były... Trzy agentki rosyjskiego wywiadu, po dwie brytyjskiego, amerykańskiego i japońskiego, po jednej agentce z Francji, Włoch, Niemiec, Chin i Boliwii.

Poszukiwaczka morskich muszli, Cyganka wróżbitka, trzy bizneswoman, dwie przemytniczki biżuterii, wróżąca z tarota, cztery pilotki, mistrzyni łyżwiarstwa, wiolonczelistka, krupierka, programistka komputerowa, geolog, fizyk jądrowy, dziesięć prostytutek, w tym cztery mafijne. I kilkanaście bezrobotnych. W większości szatynki, blondynek i brunetek po kilka mniej, tylko trzy rude. Najstarsza – 37 lat, najmłodsza – 17, jedna transseksualistka. Zmieniła płeć przed osiemnastką, skąd miałem wiedzieć.

Wiele z nich nie przeżyło, ale przecież to nie powód, by wykluczyć je z zawodów. Na przykład King, Elektra King, którą poznałem w Azerbejdżanie. Córka potentata naftowego, typowa femme fatale o pięknych francuskich rysach. Chciała zniszczyć rurociągi dostarczające ropę do Europy, a do tego traktowała mężczyzn jak zabawki. Musiałem ją zastrzelić. Zresztą same do siebie też strzelały.

W 1969 roku moją jedyną prawdziwą żonę, hrabinę Teresę di Vicenzo, zabiła dwie godziny po naszym ślubie niejaka Irma Blunt. Drugi ślub był na niby – z japońską agentką tylko udawaliśmy. Nazywała się Kissy Suzuki, i te „kissy” miała opanowane do perfekcji.

Jak im teraz powiedzieć, że chcę się ustatkować? Żadnych misji, żadnego zero zero siedem, tylko dom, rodzina i dzieci. Jak wybrać spośród nich tę jedyną na dobre i na złe?

[srodtytul]Siedem dziewcząt wchodzi do finału[/srodtytul]

W pierwszej selekcji odrzuciłem pół setki. Za różne sprawy. Sylvia Trench odpadła, bo zagrała dwa razy. Już wtedy mi się nie podobało, że się pcha do następnego odcinka. Jill Masterton była miła, ale udusiła się po pomalowaniu całego ciała złotą farbą. Nie sądzę, żeby to zeszło. Pussy Galore była pilotką. Gdy przedstawiła się „Pussy”, chciałem odparować, że tyle to widzę. Producent zdecydował, że powiem tylko „Ja chyba śnię”. Pussy odpadła w przedbiegach. Po pierwsze była najstarsza, po drugie była ekslesbijką, a po trzecie nie można żyć z kobietą, która ma imię nie dla dzieci.

Już lepsza byłaby Fiona Volpe. Oddana sprawie zasłoniła mnie przed kulą. Tyle że wcześniej zamordowała swojego chłopaka, a z tego się nie wyrasta. Corrine Duffour też zapłaciła za naszą przyjaźń. Zagryzły ją dobermany. Odpada. Są ładniejsze.

Decyduję, że do wąskiego finału wejdzie dziesięć: Honey Rider, Kissy Suzuki, Ania Amasowa, Ośmiorniczka, Mayday, Kara Milovy, Natalia Siemionowa, Elektra King, Jinx i Camille.

Po namyśle wiem, że muszę jeszcze trzy wykreślić. W końcu jestem 007. Wyrzucam Elektrę z twarzą Sophie Marceau, z którą odkryliśmy, że „Świat to za mało”. Zimna, mściwa, i tak by się nie zgodziła. Odpada czarnoskóra Mayday podobna jak dwie krople wody do Grace Jones. Dzika, silna jak dąb, nasze małżeństwo to byłby raczej „Zabójczy widok”.

I, niestety, z ciężkim sercem grzecznie dziękuję za przybycie Natalii Siemionowej, rosyjskiej programistce z polskim akcentem Izabeli Scorupco. Wiem, że ze wszystkich miała najwięcej witaminy, ale byliśmy już na Kubie, było miło i wystarczy. Siemionowa wychodzi ze łzami w oczach, w „GoldenEye” było to samo.

Pozostało siedem. Najpiękniejszych, najgorętszych, zdecydowanych na wszystko, uzbrojonych w seksapil i niewahających się go użyć.

[srodtytul]Słodka Honey Ryder[/srodtytul]

Moja pierwsza fascynacja. Rzucili mnie od razu na głęboką wodę. Honey Rider wyłoniła się z morza w 1962 roku. Naprawdę nazywała się Ursula Andress i była Szwajcarką. Miała jasne włosy i jeszcze jaśniejsze bikini, które dziesięć lat temu zostało sprzedane za 20 tys. funtów. Była sierotą, zbierała muszelki, żeby zarobić na życie. Kiedy miała kilkanaście lat, została zgwałcona przez sąsiada, uraz do mężczyzn pozostał. Ale kiedy leżeliśmy na jamajskiej plaży, czułem, że to się może zmienić.

Niestety, zostaliśmy porwani przez Doktora No do jego tajnej bazy. Tam się dowiedziałem, co z niej za ziółko. Facet, który się do niej dobierał, nadział się w łóżku na Czarną Wdowę. Pająk wygrał przed czasem. Ursula dwa lata później dostała Złoty Glob dla najbardziej obiecującej aktorki, ale wielkiej kariery już nie zrobiła. Nie szkodzi.

[srodtytul]Całuśna Kissy Suzuki[/srodtytul]

Udawaliśmy japońskich rybaków w „Żyje się tylko dwa razy”. Szukaliśmy siedziby organizacji Widmo, wzięliśmy ślub. Naprawdę nazywała się Mie Hama i rzeczywiście była Japonką. To rzadki przypadek, żeby dziewczyna naprawdę pochodziła z kraju, o którym mówi, że z niego pochodzi. Dłuższą znajomość miałem z jej koleżanką Aki, ale zginęła otruta cyjankiem, który trafił do jej ust spuszczony na sznurku przez wojownika ninję. Nie żółwia, prawdziwego. Suzuki – znana marka, jednak różnice kulturowe zbyt duże. Do pierwszej trójki raczej nie wejdzie.

[srodtytul]Zimna major Amasowa[/srodtytul]

Chłodna jak syberyjski wiatr i skuteczna jak Włodzimierz Iljicz. Spotkaliśmy się w Egipcie. Ania Amasowa była majorem KGB rzuconym na trudny odcinek znikających łodzi podwodnych. Przypadkowo w Alpach zabiłem jej narzeczonego. Przyznała potem, że chciała się zemścić. Ale zmiękła. Miała szpiegowski pseudonim XXX. Kiedy dodałem do tego swoje „007”, powstało równanie z trzema niewiadomymi. Po pierwsze – czy radziecka agentka nadaje się na bohaterkę tytułową? Tak, i stąd tytuł „Szpieg, który mnie kochał”. Po drugie – czy istnieje słowo „majorka”? Istnieje, ale trzeba je pisać dużą literą. Po trzecie – jak Amasowa nazywa się naprawdę? Odpowiedź – naprawdę nazywała się Barbara Bach i była Amerykanką. Nie mogłem jej wybaczyć, że wyszła za mąż za Ringo Starra, perkusistę The Beatles. Balszoje spasiba i daswidanja.

[srodtytul]Ośmiorniczka przemytniczka[/srodtytul]

I znów bohaterka tytułowa. Gorąca Angielka, gatunek na wymarciu. W odróżnieniu od serialu „Ośmiornica” nie miała nic wspólnego z mafią. Ale z przemytem już tak. Była córką byłego brytyjskiego agenta Dextera Smythe’a, mieszkała w Indiach. Jedna z moich najcenniejszych zdobyczy. Żeby uwieść, musiałem ją najpierw uratować z rąk Kamala Khana. Niestety, typ urody Ośmiorniczki mocno się już zestarzał, więc i ona nie wygra tego rankingu. Aha, naprawdę była Szwedką i studiowała prawo. Została sędziną w Los Angeles. Nie pisze, nie dzwoni, no i dobrze.

[srodtytul]Niewinna Kara Milovy[/srodtytul]

Ech, ta Kara. Piękne imię, by je połączyć ze zbrodnią. Prześliczna wiolonczelistka, la la la, Słowaczka blondynka, dziewczyna generała Koskowa, który kazał jej upozorować zamach na niego. Powstrzymana przeze mnie „W obliczu śmierci” nie żałowała, załatwiliśmy Koskowa i zrobiło się romantycznie. A prywatnie Angielka – Maryam d’Abo. Wyjechała potem na „Pożegnanie z Afryką”, po powrocie nie zrobiła kariery. Chyba była zbyt subtelna.

[srodtytul]Zniewalająca Jinx Johnson[/srodtytul]

Szkoda, że nazywała się tak samo jak kot z popularnej kreskówki. Poznałem ja na Kubie, przypominała mi Ursulę, bo też wyszła z morza. Bikini było inne, ale od warunków naturalnych nie dało się oczu oderwać. Rzuciliśmy się na siebie prawie jak Robinson Cruzoe i Piętaszek. Kiedy się okazało, że „Śmierć nadejdzie jutro”, Jinx poleciała zlikwidować dyrektora kliniki terapii genowej.

Dopiero na Islandii dowiedziałem się, że jest agentką Narodowej Agencji Bezpieczeństwa. Przełożeni wysłali nas do Korei, i tą drogą chcę im złożyć najserdeczniejsze podziękowania. Było warto. Prywatnie Amerykanka – Halle Berry. Zdobyła Oscara za „Czekając na wyrok”. Prawdziwy kształt ideału, idealny kształt prawdy. Niewiele ma sobie równych wymiarami. Zwłaszcza ten trzeci ma wymiar uniwersalny. Dziewczyna na medal. Ale brązowy.

[srodtytul]Antykomunistka Camille[/srodtytul]

I wreszcie ta ostatnia. Cud kobieta, boliwijska agentka. Prywatnie Olga Kurylenko, marnotrawna córa Ukrainy – jak nazwali ją członkowie petersburskiego oddziału partii komunistycznej w liście otwartym. „Władze radzieckiej Ukrainy i całego ZSRR kształciły cię, leczyły i wychowały. Za darmo. Nikt nie wiedział, że dopuścisz się intelektualnej i moralnej zdrady – że zostaniesz dziewczyną Bonda, który w filmach zabija setki ludzi radzieckich i obywateli innych państw socjalistycznych: Kubańczyków, Wietnamczyków, Koreańczyków, Chińczyków i Nikaraguańczyków”. I kazali jej doprowadzić mnie przed rosyjski wymiar sprawiedliwości. A ona nic, tylko się uśmiechała. Jak takiej nie pokochać.

Do finału finałów wchodzą Szwajcarka udająca Jamajkę i Ukrainka grająca Boliwijkę. O tytuł Najlepszej Dziewczyny Bonda powalczą w bezpośrednim starciu Ursula „Honey” Andress i Olga „Camille” Kurylenko. Stoją już w narożnikach ringu wypełnionego kisielem, sędzia daje znak... Wtedy się obudziłem. Jak to dobrze, że nie muszę wybierać zwyciężczyni. Bo musiałbym strzelać. Strzeliłbym, że u Jamesa Bonda jest tak samo jak w życiu każdego faceta. Liczą się tylko pierwsza i ostatnia.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką