Takie zinterpretowanie przez Reicha-Ranickiego jego własnej biografii – aby wpisała się „w powojenny niemiecki dyskurs o winie” (jak ujął to autor „Neue Zürcher Zeitung”) – oraz zarazem jego autokreacja na ofiarę nazistów i komunistów zostały zaakceptowane przez niemieckie elity. A nawet – patrząc z dzisiejszej perspektywy – umocniły jego pozycję.
Czy udałoby mu się narzucić własną interpretację lat 1944 – 1950, gdyby już w 1994 r. wiedziano to, co dziś? Faktem jest, że choć oskarżenie o współpracę ze Stasi zaciążyło po 1989 r. na karierze wielu pisarzy z b. NRD, on wyszedł obronną ręką. Choć stracił przyjaciela: Wolfa Biermanna, z rodziny niemieckich Żydów; poetę, legendę opozycji w NRD. W 1994 r. Biermann bronił Reicha-Ranickiego, wierząc mu; potem uznał, że przyjaciel go oszukał.
Wtedy, w 1994 r., Reich-Ranicki wymysłem nazwał zarzut, jakoby w Londynie namawiał polskich emigrantów do powrotu do kraju. Powtarzał: „Gdybym wtedy, jeszcze w czasie wojny przeciwko narodowosocjalistycznym Niemcom, nie odpowiedział na wezwanie i nie wstąpił do tajnych służb – uważałbym to dziś za plamę na mojej biografii. Dziś jeszcze musiałbym spuszczać oczy ze wstydu. I nie bardzo wiem, dlaczego ja, Żyd, który z Niemiec został wypędzony do Polski i tam przez wiele lat cierpiał pod niemieckim bestialstwem, zatem dlaczego miałbym tłumaczyć się i być winnym jakieś wyjaśnienia niemieckiej opinii publicznej na temat tego, co robiłem podczas wojny przeciw III Rzeszy i w pierwszych latach powojennych, jako polski obywatel w polskiej armii i polskich służbach”. Tego trzyma się do dziś.
[srodtytul]Kryptonim „Platon”[/srodtytul]
Czego zatem dowiadujemy z książki Gnaucka?
W największym skrócie: że działalność Reicha-Ranickiego jako etatowego funkcjonariusza UB od jesieni 1944 r. do stycznia 1950 była poważniejsza, niż sam dotąd przyznawał. Do przedstawicielstw komunistycznej Polski w Berlinie (styczeń – kwiecień 1946) i w Londynie (1948 – 1949) trafiał zawsze w podwójnej roli (Reich-Ranicki i sympatyzujący z nim biografowie nigdy nie używają określenia UB czy opisowo „polskie Stasi”; piszą o „tajnej służbie” czy „polskim wywiadzie”).
Gnauck dowodzi, że Reich-Ranicki nie był płotką. Przeciwnie: w 1947 r. nadzorował wywiad UB m.in. na Niemcy, Anglię i USA. Mieszkał w kamienicy przy alei Przyjaciół, za sąsiada mając ministra bezpieczeństwa Stanisława Radkiewicza. Także potem, jako szef siatki szpiegowskiej w Wielkiej Brytanii, nie był pionkiem, ale pełnił jedną z ważniejszych funkcji w ubeckim wywiadzie – zważywszy że Anglia była siedzibą rządu RP na emigracji i tu zebrała się 160-tysięczna społeczność polska. Z książki Gnaucka dowiadujemy się, że podczas pobytu w Londynie Reich-Ranicki założył kartotekę obejmującą ok. 2100 osób z emigracji, które interesowały komunistyczne służby. Na pewno w jednym przypadku osobiście próbował zwerbować agenta (nieskutecznie); ofiarą był Stanisław Cat-Mackiewicz.
Wcześniej, w 1946 r., Reich-Ranicki przebywał w Berlinie, w biurze zajmującym się rewindykacją polskiego mienia. Także tam w podwójnej roli. W archiwach UB (obecnie w IPN) zachowały się donosy ludzi z UB pracujących pod przykrywką w berlińskiej misji; ich zadaniem było np. pilnowanie kolegów – czy są lojalni, czy nie planują uciec na Zachód? Wyróżniają się tu donosy pisane przez człowieka o pseudonimie „Platon”. Poszlaki wskazują, że „Platonem”, który donosił centrali na kolegów, mógł być Reich-Ranicki. Pewne jest natomiast, że po powrocie do Warszawy Reich-Ranicki założył „sprawę operacyjną” przeciw swoim byłym kolegom z Berlina (niemiecki wydawca książki Gnaucka przesłał manuskrypt Reichowi-Ranickiemu, wskazując m.in. na fragment o „Platonie”, z prośbą o komentarz, ten odparł, że manuskryptu nie przeczytał).
Gnauck stwierdza: „W tej biografii zawarta jest cała wyjątkowość stosunków polsko-żydowsko-niemieckich. Kiedy pisałem tę książkę, przyświecały mi przede wszystkim dwa cele: wydobyć, udokumentować jego [Reicha- -Ranickiego] styczność z Polską, z Polakami – jak on ją przeżył i, co równie ważne, jak inni, polscy świadkowie epoki go wspominają. Opowiedzieć kawałek historii Polski przez pryzmat jego biografii. I po drugie – zweryfikować jego opowieść o własnym życiu, o tym, jak przeżył najciemniejsze rozdziały historii Europy XX wieku”.
Czytając recenzje, które ukazały się w Niemczech – a z drugiej strony w Austrii i Szwajcarii – można było odnieść wrażenie, że mowa jest w nich o dwóch różnych książkach. Recenzenci austriaccy i szwajcarscy przypominali, że w biografii Reicha-Ranickiego jest kilka momentów wątpliwych, a książka Gaucka, która „rzuca nowe, inne światło na [jego] polskie lata”, pokazuje, iż autobiografia „Mein Leben” to autokreacja, w której autor przemilcza to, co do niej nie pasuje (to recenzent „Neue Zürcher Zeitung”). Inny zauważał, że Reich-Ranicki był w swym życiu zarówno po stronie ofiar, jak i sprawców – jako oficer UB (austriacka „Die Presse”).
Inaczej – recenzenci niemieccy. Dział kultury tygodnika „Focus” ostentacyjnie odnotował książkę w rubryce „Überflüssig” (Zbędne). Recenzent „Frankfurter Rundschau” pisał, że nawet jeśli to, co ustalił Gnauck, jest prawdą, to i tak nie ma problemu: „Młody intelektualista, który ledwie uszedł nazistom, zostaje wyzwolony i staje się komunistą. No i, do diabla, co z tego?” (można by odpowiedzieć: tylko tyle – albo aż tyle – że nie każdy, kto przeżył Holokaust, trafił do „polskiej Stasi”). Kuriozalna była recenzja w „Süddeutsche Zeitung”: jej autorka zauważa (ironicznie?), że skoro Gnauck rzeczywiście dobrze orientuje się w dziejach Polski, to można mieć nadzieję, iż pewnego dnia napisze książkę o tym, jak Polacy obchodzą się ze swą przeszłością (w domyśle: tą mroczną). Tygodnik „Spiegel” i dziennik „Frankfurter Allgemeine” – zwykle szybko reagujące na to, co dotyczy Reicha-Ranickiego – tej książki nie zauważyły.
[srodtytul]Szeregowiec SS i kapitan UB[/srodtytul]
Można zapytać: dlaczego, gdy dyskutuje się o życiowych wyborach Reicha-Ranickiego, (prawie) wszyscy Niemcy zapominają o standardach, które sami ustalili w toku mozolnych, trwających latami, debat nad schedą obu totalitaryzmów – brunatnego i czerwonego?
Dokonajmy pewnego porównania. Gdy w 2006 r. Günter Grass wyznał – po trwającym ponad 60 lat milczeniu – że jako 17-latek trafił do dywizji Waffen-SS, w Niemczech wywołało to gorącą i długotrwałą debatę. Także dlatego, że wyznaniu faktów nie towarzyszyło wyznanie winy.Głos w tej debacie chciał zabrać chyba każdy, kto uważał, że ma coś do powiedzenia w kwestii historii, tożsamości itd. Zastanawiano się więc, czy to wyznanie zmienia cały wizerunek Grassa? Czy deprecjonuje moralną wartość jego dzieł? Jak patrzeć na jego teksty sprzed lat, w których wytykał innym, że milczą o uwikłaniu w brunatny totalitaryzm? I tak dalej... Nie miejsce tu na analizowanie dyskusji o Grassie. W tym miejscu istotne jest, że do niej doszło, że była to kolejna z serii tożsamościowych debat w zjednoczonych Niemczech i że coś po niej zostało.Można założyć – to założenie hipotetyczne, ale przecież nie bezpodstawne – że zła, które mógł popełnić 17-letni szeregowiec Waffen-SS w ciągu paru miesięcy służby, nie sposób nawet porównywać do zła, jakiego mógł się dopuścić funkcjonariusz UB w ciągu trwającej pięć lat pracy w „organach”, gdzie pełnił kierownicze funkcje. A jednak – jak odmiennie zostali potraktowani.
[srodtytul]Idź w pokoju[/srodtytul]
Być może na fenomen niemal religijnego kultu, jakim Marcel Reich-Ranicki otoczony jest dziś w Niemczech, spojrzeć trzeba nie w kategoriach społecznych, ale teologicznych? Uznać go za sygnał, jak głębokie i ciągle niezaspokojone jest pragnienie niemieckiej „duszy”, aby usłyszeć to, co słyszy penitent odchodzący od kratek konfesjonału: „Idź w pokoju”.Inna sprawa, czy za uzyskanie takiej pozycji Reich-Ranicki nie musiał zapłacić pewnej ceny? Nie ma tu prostej odpowiedzi, najwyżej hipoteza, i to sformułowana w trybie przypuszczającym. Brzmiałaby tak: czy występując w roli „spowiednika” uwalniającego niemiecką „duszę” od poczucia winy mocą swej biografii (tego jej etapu, który skończył się szczęśliwie w 1944 r.) – oraz, zarazem, będąc świadomym, iż niemiecka opinia publiczna uznała za nieistotne, że w latach 1944 – 1950 „służył diabłu” – Reich-Ranicki nie staje się więźniem swej roli? Czy ten, który w kwestiach literatury ma wolność absolutną, ma taką wewnętrzną wolność również w sferze dyskusji historyczno-moralnej? W każdym razie jest on powściągliwy w zabieraniu w nich głosu; pytany o opinię, odpowiada, iż nie chce komentować – ostatnio np. polsko-niemieckiego sporu o Erikę Steinbach (na pytanie „Die Welt” odparł, że nie interesuje się polityką).
Gnauck pisze dziś: „W swoich polskich latach Marcel Reich-Ranicki poznał, co to strach. Tego strachu wystarczyłoby na więcej niż jedno życie. (...) Ale Reich-Ranicki stał też po stronie tych, którzy budzili strach – zasmakował władzy. (...) A kiedy w 1958 roku ten były pracownik cenzury wojskowej przyjeżdża do wolnego kraju, do otwartego społeczeństwa – wchodzi w świat mediów. Dołącza do cechu ludzi, których słusznie nazwano »kontrolerami, których nikt nie kontroluje«. (...) Chyba nie ma wątpliwości – to przypadek szczególny. Ale przecież, w pewnym sensie, i dość banalny. Marcel Reich-Ranicki, jak wielu innych świadków XX wieku, bardzo niechętnie mówił i mówi o wszystkim, co mogłoby się wydawać plamą na jego życiorysie”.
W istocie banalnie zabrzmiało już to, co powiedział w 1994 r.: że będąc w UB, nikomu nie zaszkodził. Brzmiało to tak: „Nie, niczego nie żałuję. Cała moja działalność nikomu nie zaszkodziła i prawdopodobnie też nikomu nie przyniosła korzyści. W okresie do 1950 roku działałem tak, a nie inaczej, ponieważ wtedy wierzyłem w komunizm”.
W 2006 r. Günter Grass tak mówił o swym młodzieńczym epizodzie: „Miałem szesnaście lat, gdy zostałem żołnierzem. Siedemnaście, gdy nauczyłem się, co to strach. A mimo to do samego końca, gdy wszystko leżało już w gruzach, wierzyłem w ostateczne zwycięstwo”.Grassa i Reicha-Ranickiego zawsze coś łączyło. To apodyktyczność, niemal rygoryzm – w ocenianiu innych.
[i]Autor jest dziennikarzem „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek o Niemczech i ich najnowszej historii, m.in. „Niemiecka pamięć. Współczesne spory w Niemczech o miejsce III Rzeszy w historii, polityce i tożsamości (1989 – 2001)”.[/i]