Urok alternatywy

Historycy są największymi wrogami rozważań, co by było gdyby. Ale warto czasem je snuć choćby po to, żeby ocenić wybory faktycznie dokonane

Publikacja: 04.07.2009 15:00

Urok alternatywy

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

Red

„Piętnastego sierpnia 1940 roku, przełamawszy opór w rejonie lotniska Wnukowo, czołgi generała Maczka wjechały do centrum miasta. Kreml bronił się jeszcze trzy dni, ale skapitulował ostatecznie 19 sierpnia. Premier Władysław Sikorski uczestniczył osobiście w ceremonii wystawienia wart w moskiewskiej fortecy. Po 338 latach od czasów Żółkiewskiego polski garnizon znów znalazł się na Kremlu”.

Wbrew pozorom nie jest to sen pijanego maturzysty, jedynie fragment mojej nowej powieści pod roboczym tytułem „Wallenrod”, kolejnej przymiarki do historii alternatywnej. Historie alternatywne! Są stosunkowo młodym gatunkiem powieści, choć ich elementy występują w literaturze chyba od zawsze. Nie sposób stwierdzić, czy „Iliada” była alternatywną historią autentycznych zdarzeń, na pewno jednak w ogromnej mierze wynikała z fantazji autora (lub autorów). Powieść historyczna stanowi zawsze mieszaninę faktów i wplecionej w nią fikcji. Proporcje zależą od autora, od jego wiedzy i talentu.

Tradycyjna powieść historyczna nie zmieniała zasadniczego biegu dziejów, choć traktowała prawdziwe zdarzenia ze znaczną dowolnością (autentyczny d’Artagnan w chwili oblężenia La Rochelle był dzieckiem, Baśka Wołodyjowska – „hajduczek”, w chwili ślubu z Małym Rycerzem to podstarzała starucha, która pochowała paru mężów, podobnie próżno by szukać w średniowiecznych kronikach klasztornych mnicha – detektywa Wilhelma z Baskerville, sławnego dzięki „Imieniu róży” Eco. Owszem, proza historyczna po swojemu interpretowała fakty, wpisywała dodatkowe wątki, mieszała mity z faktami (przykładem „Żelazna maska” czy „Józef Balsamo” Dumasa), pozostawała jednak posłuszna oficjalnemu wynikowi procesów dziejowych.

Mógł Klaudiusz Gravesa robić ze swej babci Livii morderczynię, a z Kaliguli małoletniego truciciela – były to wprawdzie hipotezy naciągnięte, ale w świetle dostępnej wiedzy – możliwe.

[srodtytul]***[/srodtytul]

Historie alternatywne to zabawa wielce pociągająca. I to zarówno w wymiarze ideologicznym – jakie by to było miłe i postępowe, gdyby Spartakus wygrał – jak i historycznym.

Zawodowi historycy są największymi wrogami rozważań, co by było, gdyby. „Historia – głoszą – to opisywanie tego, co było. I koniec!”. Tyle że skoro mówi się „historia magistra vitae”, warto chyba czasem rozważyć warianty alternatywne, choćby po to, żeby ocenić wybory faktycznie dokonane.

Inna sprawa, że każdy historyk na starość dochodzi do smutnego wniosku, iż jedyne, czego historia uczy naprawdę, to tego, że niczego nie uczy. Dzieje są bowiem wykazem ciągle tych samych błędów, dokonywanych naturalnie przez różnych ludzi w odmiennych dekoracjach.

Kto wymyślił dojrzałą historię alternatywną? Sądzę, że jej odkrycie wisiało w powietrzu i niewykluczone, że wpadło do głowy kilku autorom równocześnie, choć dwie najsłynniejsze próby: „Jankes w Rzymie” Sprague du Campa (1939) i „Człowiek z Wysokiego Zamku” Philipa Dicka (1961), dzieli epoka. Przy czym Dick jest znany i kultowy, a o du Campie zapomniano, choć zmarł zaledwie w 2000 roku, napisał po drodze mnóstwo powieści, w tym dwie z cyklu o Conanie Barbarzyńcy i genialne dzieło „Wielcy i mali twórcy cywilizacji” – rzecz o odkryciach, często wydawałoby się drobnych, które zmieniały historię ludzkości.

Bohater „Jankesa” – Padway trafia do upadającego Rzymu VI wieku i dzięki własnej inteligencji, zmysłowi technicznemu i wiedzy historycznej sprawia, że ciemności wieków barbarzyństwa nie zapadną (jak głosi oryginalny tytuł „Lest Darkness Fall”), ocaleje dorobek antyku. Słowem – nie będzie średniowiecza.

Wizja zawarta w tej niewielkiej książeczce, napisanej tuż przed momentem, kiedy na Europę miała spaść kolejna fala ciemności, była tak zręczna, pomysłowa i przekonywająca, że z pełną odpowiedzialnością wpisuje „Jankesa” do dziesięciu najważniejszych książek, jakie przeczytałem. Lubię opowieści, które się dobrze kończą, zwłaszcza że prawdziwa historia, szczególnie Polski, obfituje w wątki kończące się źle. Do tego stopnia źle, że autorzy piszący dla pokrzepienia serc musieli urywać swe powieści w najciekawszym momencie (Sienkiewicz – pod Wiedniem).

Oczywiście współcześni autorzy rzadziej wybierają optymistyczne wątki. Akcja „Człowieka z Wysokiego Zamku” Dicka dzieje się w USA, które przegrały wojnę i są pod okupacja japońska,. „Varterland” Harrisa, który doczekał się nawet niezłej ekranizacji, rozgrywa się w latach 60. w Niemczech, w których nadal rządzi Hitler. Reżim mocno złagodniał, chce się otworzyć na świat. I tylko nie wiadomo, co się stało z Żydami.

Spośród autorów krajowych Jacek Inglot w „Quietusie” opowiada historię antyku, w którym nie zaistniało chrześcijaństwo, a Jacek Dukaj opasłą powieść „Lód” osadził w latach odpowiadających międzywojniu, tyle że w jego świecie nie było I wojny światowej ani bolszewickiej rewolucji.

Katalizatorem stymulującym wysyp historii alternatywnych okazała się „Burza” Macieja Parowskiego opublikowana dotąd jako konspekt i komiks, autor ciągle mozoli się nad skończeniem jej w formie powieści. Punkt wyjścia znakomity. W pierwszych dniach września 1939 roku zamiast pięknej pogody („A lato było piękne tego roku...”) leje. Hitlerowskie czołgi grzęzną, samoloty nie mogą bombardować, a polscy ułani, malowane dzieci, dają sobie wybornie radę...

Nie taję, że to Parowski zainspirował mnie, aby w „Alterlandzie” pokusić się o rozważenie trzech możliwych wariantów najnowszej historii Europy. Punkt rozczepienia to Wilczy Szaniec – 20 lipca 1944. Co by było, gdyby w wyniku bomby Stauffenberga Hitler zginął, a operacja „Walkiria” odniosła sukces...?

Punktów, w których takie rozczepienie jest możliwe i stwarza szanse efektownych pomysłów, jest wiele. Owe „Zwrotnice dziejów” dostarczyły nawet tytułu konkursowi, który niedawno ogłosiło Narodowe Centrum Kultury. Czy przyniesie on ciekawe pokłosie – trudno przewidzieć, ważne, że może pobudzić zainteresowanie historią wśród młodzieży. Tradycyjna powieść historyczna wydaje się dotarła do kresu swoich możliwości. Bywała żeniona z fantastyką, kryminałem, konwencją political fiction i literaturą z wyższej półki (np. trylogia Jacka Bocheńskiego od „Boskiego Juliusza” do „Tyberiusza”), ale jak długo jeszcze starczy pomysłów na płodne krzyżówki?

[srodtytul]***[/srodtytul]

Zabawa w historie alternatywne niesie znakomity ładunek edukacyjny. Chcąc konstruować własne warianty, trzeba poznać wersję prawdziwą, inaczej ani rusz. W odróżnieniu od fantasy, w której obowiązuje co najwyżej wewnętrzna logika, przez co służyć może wyłącznie rozrywce – tworzenie bytów równoległych to autentyczna, emocjonująca przygoda rozwijająca umysł.

Za każdym filarem historii tkwią zagadka i mnóstwo możliwości. Przykłady? Jadwiga wychodzi za Wilhelma Habsburga i nie ma Unii z Litwą, Batory żyje dłużej i ma potomka, Jan Zamoyski zostaje obrany królem. Władysław IV po ofiarowaniu mu korony carów przybywa do Moskwy i mówiąc „Kreml jest wart mszy”, taktycznie przechodzi na prawosławie... Możliwości dalszego ciągu po prostu zapierają dech.

Mówiłem o niechęci do tego rodzaju zabaw historyków. Chlubnym wyjątkiem był nieodżałowany Paweł Wieczorkiewicz ze swą idee fixe sprowadzającą się do pytania: „A gdybyśmy tak w 1939 roku poszli z Niemcami?”.

Podobne pomysły wzbudzają zawsze furię świętego oburzenia – wynika ono głównie ze znajomości dalszego ciągu. A przecież przed wrześniem 1939 roku nie było jeszcze nalotów na bezbronne miasta (Guernica to wyjątek), egzekucji ludności cywilnej, nie zaczęto nawet przygotowań do Holokaustu, a marzeniem Hitlera było wprawdzie opanowanie Europy, ale jak się da najdłużej – metodą pokojową. Gdyby udał się któryś z licznych zamachów jeszcze przed wybuchem wojny, pewnie przeszedłby do historii głównie jako budowniczy autostrad i sponsor Volkswagena. Polskie przyłączenie się do Osi, przynajmniej na tak długo, jak długo będzie ona wygrywać, stanowiłoby jedynie powtórzenie manewru Piłsudskiego z I wojny, i to w sytuacji, gdy posiadaliśmy znacznie więcej atutów.

[srodtytul]***[/srodtytul]

Urokiem historii alternatywnej jest właśnie to, że programowo rezygnujemy ze znanego ciągu dalszego. Dajemy się ponosić fantazji i kombinujemy, że na przykład Anglicy przystali na ograniczone żądania kolonistów z 13 amerykańskich kolonii, nie było afery z herbatką bostońską i dziś Elżbieta II jest tytularną zwierzchniczką Obamy. Chociaż gdyby w wojnie Północ – Południe zwyciężyła Konfederacja, niewykluczone, że pan Barack zajmowałby się dziś zbieraniem bawełny. Ale cofnijmy się głębiej! Załóżmy, że Karol Młot przegrał w 731 roku pod Poitiers i dziś cała Europa wyznaje islam. Niektórzy twierdzą, że i tak do tego dojdzie, ale na razie mieliśmy 1300 lat niepowtarzalnej cywilizacji Zachodu.

Historie alternatywne to dobry argument przy gorących sporach politycznych. Niedawno pytano mnie o alternatywę dla Okrągłego Stołu i wyborów 4 czerwca 1989 roku. Przeciwnicy dogadania się z komunistami, które miało mocno zaciążyć na III Rzeczypospolitej, twierdzą, że wystarczyło poczekać. Reżim był bez sił. Gorbaczow i tak odpuścił Europę Środkową. Zaczęłoby się w Budapeszcie, a skończyło nie w Bukareszcie, ale w Warszawie – Kiszczak, Urban, Jaruzelski zawiśliby na latarniach, zabezpieczono by akta SB przed spaleniem, przeprowadzono lustrację i dekomunizację...

Może. Jednak trzeba pamiętać, że tego samego 4 czerwca w Pekinie zaprezentowano chiński model dialogu społecznego. Czy gdybyśmy poczekali, nie odpalając „domina ludów”, Gorbaczowa nie zmiażdżyłby sowiecki beton? Nikt nie jest w stanie usprawiedliwić elit za zmarnowanie wielu szans III RP, ale w 1989 roku postąpiły absolutnie racjonalnie... A zresztą. Piszmy własne historie alternatywne! Są zdecydowanie bardziej płodne niż doraźna polityka.

„Piętnastego sierpnia 1940 roku, przełamawszy opór w rejonie lotniska Wnukowo, czołgi generała Maczka wjechały do centrum miasta. Kreml bronił się jeszcze trzy dni, ale skapitulował ostatecznie 19 sierpnia. Premier Władysław Sikorski uczestniczył osobiście w ceremonii wystawienia wart w moskiewskiej fortecy. Po 338 latach od czasów Żółkiewskiego polski garnizon znów znalazł się na Kremlu”.

Wbrew pozorom nie jest to sen pijanego maturzysty, jedynie fragment mojej nowej powieści pod roboczym tytułem „Wallenrod”, kolejnej przymiarki do historii alternatywnej. Historie alternatywne! Są stosunkowo młodym gatunkiem powieści, choć ich elementy występują w literaturze chyba od zawsze. Nie sposób stwierdzić, czy „Iliada” była alternatywną historią autentycznych zdarzeń, na pewno jednak w ogromnej mierze wynikała z fantazji autora (lub autorów). Powieść historyczna stanowi zawsze mieszaninę faktów i wplecionej w nią fikcji. Proporcje zależą od autora, od jego wiedzy i talentu.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy