Śledztwo, którego nigdy nie będzie

Z Henrykiem Skwarczyńskim rozmawia Tomasz Zbigniew Zapert

Publikacja: 29.08.2009 15:00

[b] Zanim maszynopis „Jak zabiłem Piotra Jaroszewicza” – po wydaniu eksponowany w księgarniach w dziale political fiction – trafił do druku, usiłował pan zapoznać z nim Prokuraturę Okręgową w Warszawie. Z jakim skutkiem?[/b]

Byłem przekonany, ze prokuratura po odcedzeniu tego, co w książce literackie, będzie w stanie ustalić, czy napotkany przeze mnie w Arizonie w roku 2005 mężczyzna twierdzący, iż zamordował Jaroszewiczów z polecenia Wojciecha Jaruzelskiego, mówił prawdę. Od dwóch lat nie dostałem jednak żadnej odpowiedzi. Nawet w rodzaju: „Nie widzimy podstaw do wszczęcia śledztwa”. Wkrótce potem w zagadkowych okolicznościach zaginęły materiały dowodowe w tej sprawie. Na klasyfikację książki autor nie ma wpływu, decydują księgarze.

[b]Niedawno udowodniono, że Jaruzelski wydał w roku 1975 rozkaz zestrzelenia nad Czechosłowacją uciekającego z PRL do Austrii pilota.[/b]

Jeszcze kilka lat temu, gdyby ktoś utrzymywał, że Adam Ważyk brał udział w próbie aresztowania Ferdynanda Goetla, Milan Kundera złamał donosem życie Miroslava Dvoraczka, Günther Grass był członkiem Waffen-SS, a Zygmunt Bauman rozpoczynał karierę jako siepacz na usługach NKWD, uznano by go – eufemistycznie mówiąc – za mitomana. Dzisiaj już na szczęście tak nie jest. Celem mojej książki jest wznowienie śledztwa w sprawie Jaroszewiczów.

[b]Rozmawia pan z N.N. także o innych nierozliczonych sprawach z najnowszej historii Polski.[/b]

Nikt nigdy nie odpowiedział za trzymanie w więzieniu w Barczewie – już za rządów Tadeusza Mazowieckiego! – historyka i dziennikarza, później pełnomocnika pułkownika Ryszarda Kuklińskiego – Józefa Szaniawskiego, skazanego w PRL za współpracę z sekcją polską Radia Wolna Europa. Za wydanie u progu naszego wieku nakazu prokuratorskiego wobec wydawcy – Piotra Jeglińskiego. Za sprawy poruszane w filmach Jerzego Zalewskiego, jak choćby ta dotycząca FOZZ i Michała Falzmanna. Widoczny jest brak woli politycznej, aby komunistycznych przestępców – mam na myśli nie tylko wysokich funkcjonariuszy PZPR, ale i trzon dawnej Służby Bezpieczeństwa – osądzić i skazać. W tym znaczeniu moja książka okazuje się chybiona. Może za 20 lat jej percepcja będzie inna, a wypowiedzi Antoniego Macierewicza uchodzić wtedy będą – wobec ogromu zbrodni popełnionych przez komunistów – za wyważone i z gruntu liberalne.

[b]Podziela pan teorię zmarłego profesora Pawła Wieczorkiewicza, że pośród włodarzy Polski Ludowej zdarzały się „matrioszki”?[/b]

Mój rozmówca twierdził, że fragmenty dzienników Jaroszewicza są temu poświęcone. Mówił, że „matrioszką” może być nawet Jaruzelski. Początkowo zamierzałem wystąpić z publicznym apelem o ustalenie jego DNA. Doszedłem jednak do wniosku, że gdyby okazało się to nieprawdą, podważyłoby to wszystko, co napisałem. W książce zmarginalizowałem więc tę sprawę, sprowadzając ją do mało istotnej wzmianki. Wymagałaby jednak wyjaśnienia.

[b]Podkreśla pan wartość pisarstwa Joanny Siedleckiej...[/b]

Ponieważ sukcesywnie ujawnia prawdę o istotnych postaciach z naszej literatury współczesnej i stanowi zaporę wobec złodziei pamięci. W wymiarze politycznym dokonuje tego profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Andrzej Nowak. W odniesieniu choćby do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego – profesor Włodzimierz Bolecki. W wymiarze historycznym profesor Marek Jan Chodakiewicz, a np. Magdalena Ślusarska wyprowadzając na światło dzienne sprawę Konfederacji Barskiej, pokazuje nam też, ile wielkich nieporozumień nagromadziło się w percepcji naszej historii w ciągu pół wieku trwających rządów Wielkiego Brata. Ufam, że profesor Jan Tomkowski zdecyduje się wreszcie na napisanie odkłamanej historii literatury polskiej. Tej po roku 1945, ale i tej po roku 1989, nacechowanej nagłaśnianymi przez wpływowe media mieliznami, po której brodzą coraz mniej wymagający czytelnicy.

[b]Jak rozumieć słowa pańskiego interlokutora, że „komunizm odchodzi w niepamięć, z tym, co po sobie pozostawił, zmagać się będą następne pokolenia”?[/b]

W Polsce elity polityczne zdjęły z siebie ciężar rozliczenia przestępczej działalności byłych komunistów. W efekcie ci ostatni spoglądają z plakatów wyborczych, śmiejąc się ludziom w twarz. Niektórzy już nawet z pensją europosłów. I mają powód do radości. Udał im się przecież skok stulecia. Takie sprawy, jak ta Piotra Filipkowskiego czy Filipczyńskiego alias Petera Vogla, nie interesują mediów biernie konstatujących wyprowadzenie z Polski milionów, jeżeli nie miliardów, złotych.

[b]Widziałby pan jakieś stosowne i całościowe rozwiązanie dla postkomunistycznej spuścizny?[/b]

Weźmy przykład z Litwy. Tamtejszy parlament uchwalił, że generał Jonas Żemaitis, przywódca Ruchu Walki za Wolność Litwy – antykomunistycznej partyzantki po II wojnie, zamordowany w moskiewskim więzieniu Butyrki – był de jure prezydentem. Ma to kolosalne znaczenie prawne. W Polsce dokonano pozornego przekazania ciągłości władzy, ale bez żadnych konsekwencji. A przecież pozwoliłoby to odwrócić powojenną historię Polski. Rząd w Londynie był legalny. Reprezentował wszystkie siły polityczne oprócz kolaborujących z Sowietami komunistów. Formalne uznanie tego przez nasz Sejm i Senat redukowałoby Bieruta, Gomułkę czy Jaruzelskiego do roli plenipotentów Kremla.

[b]Pana rozmówca nie mieszka już w Arizonie. Zniknął bez śladu. Czy można wiązać ten fakt z rosyjskimi służbami specjalnymi?[/b]

Nie zamierzam spekulować. Na dziś najważniejsze wydaje się ustalenie jego tożsamości i otwarcie śledztwa dotyczącego powiązań Jaruzelskiego i Jaroszewicza z informacją wojskową. W odniesieniu do tego pierwszego wypełzły na światło dzienne tylko mało znaczące drobiazgi. Na moją prośbę wydawca przesłał egzemplarz Jaruzelskiemu. Adresat nie zareagował. Włodzimierz Jurasz rozmowę ze mną dla „Dziennika Polskiego” zatytułował: „Śledztwo, którego nie było”. Wiele wskazuje na to, że należy dodać: „i którego nigdy nie będzie”.

[i]Henryk Skwarczyński (ur. 1952), mieszkający od lat w Stanach Zjednoczonych pisarz pochodzący z Polski. Jego proza w języku angielskim ukazuje się w pismach w Ameryce, Europie i Afryce. W kraju wydał m.in. autobiograficzną książkę „Z różą i księżycem w herbie” (2004) oraz powieści „Słomiane morze” (2002) i „Uczta głupców” (2008). W bieżącym roku ukazała się jego książka „Jak zabiłem Piotra Jaroszewicza”.[/i]

[b] Zanim maszynopis „Jak zabiłem Piotra Jaroszewicza” – po wydaniu eksponowany w księgarniach w dziale political fiction – trafił do druku, usiłował pan zapoznać z nim Prokuraturę Okręgową w Warszawie. Z jakim skutkiem?[/b]

Byłem przekonany, ze prokuratura po odcedzeniu tego, co w książce literackie, będzie w stanie ustalić, czy napotkany przeze mnie w Arizonie w roku 2005 mężczyzna twierdzący, iż zamordował Jaroszewiczów z polecenia Wojciecha Jaruzelskiego, mówił prawdę. Od dwóch lat nie dostałem jednak żadnej odpowiedzi. Nawet w rodzaju: „Nie widzimy podstaw do wszczęcia śledztwa”. Wkrótce potem w zagadkowych okolicznościach zaginęły materiały dowodowe w tej sprawie. Na klasyfikację książki autor nie ma wpływu, decydują księgarze.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą