Badanie dziejów polskiej konspiracji lat II wojny światowej jest niezwykle skomplikowane, bo zachowało się niewiele oryginalnych dokumentów z tamtego czasu. Zmusza to historyków do korzystania z powojennych relacji, wspomnień, stenogramów przesłuchań, akt procesowych etc. Ma to wpływ na ustalenia czynione na takiej podstawie.
Jedną z najmniej zbadanych, z powodu braku oryginalnych dokumentów, jest sprawa śmierci 13 czerwca 1944 r. pracowników BIP KG AK – Jerzego Makowieckiego i Ludwika Widerszala. Co jakiś czas powraca ona na łamach czasopism naukowych i w publicystyce. Pada w nich wiele oskarżeń, niepopartych wiarygodnym materiałem źródłowym. Sprawa nadal jest pełna emocji i subiektywnych ocen, ale może przede wszystkim polityki, co rzutowało na wskazanie sprawców. Dyskusja, głównie w tym ostatnim kontekście, ożyła ponownie na łamach „Rzeczpospolitej” i „Gazety Wyborczej” jako echo debaty o IPN. Środowisko BIP, najbardziej politycznego oddziału w KG AK, utożsamiane z ludźmi o przekonaniach demokratycznych i socjalistycznych, ideowo związanych z lewicą, kierowało oskarżenia w stronę organizacji i ludzi o zapatrywaniach prawicowych.
Najpierw o śmierć Makowieckich oskarżano Narodowe Siły Zbrojne, potem skrajnie prawicową grupę mafijną, a także konkretnych ludzi: Andrzeja Popławskiego („Andrzeja Sudeczkę”), Władysława Jamontta, Witolda Bieńkowskiego i tajemniczego płk. „Karola”. Trudno przyjąć, że te tezy, sięgające korzeniami końca wojny i śledztwa przeprowadzonego w MBP, mają pokrycie w źródłach z czasu wojny i są w pełni udowodnione. Dotychczas wypowiadali się najczęściej, nadając ton dyskusji, żołnierze BIP KG AK – współpracownicy, uczniowie i podkomendni zabitych – wybitni historycy Aleksander Gieysztor, Tadeusz Manteuffel oraz Kazimierz Moczarski i Władysław Bartoszewski. Ich opinie nie zostały skonfrontowane z opiniami strony przeciwnej i w dużej mierze przyjęty został bezkrytycznie jeden punkt widzenia. Strona oskarżana nie miała szans w komunistycznej rzeczywistości na zabranie głosu w swojej obronie. Taką próbę parę lat przed śmiercią podjął jeden z oskarżonych Witold Bieńkowski, pisząc w listach do ks. Jana Ziei i Zofii Kossak, że obciążające go świadectwa były „pod zarzutem zrodzonym z plotek Bartoszewskiego i może już wówczas z samoobronnych kłamstw Jamontta” (KARTA nr 52/2007).
[srodtytul]Łatwość „nowych ustaleń”[/srodtytul]
Żołnierze „Sudeczki”, prawie 60 lat noszący piętno bandytów i „morderców politycznych”, po latach spędzonych w więzieniach, po szykanach i inwigilowaniu zostali zepchnięci na margines. Nikt się nie zatroszczył o zebranie od nich relacji (poza jedną próbą, o czym poniżej). Przez 20 lat wolnej Polski badania nie posunęły się naprzód.