[b]Rz: 17 września prezydent Barack Obama ogłasza, że Stany Zjednoczone nie rozmieszczą elementów tarczy w Polsce i w Czechach. Mija kilka tygodni, a Biały Dom przekonuje, że nigdy nie zrezygnował z systemu antyrakietowego, a nowy będzie jeszcze lepszy. Jak pan rozumie całe to zamieszanie?[/b]
[b]Zbigniew Brzeziński:[/b] Pańskie streszczenie ostatnich wydarzeń nie jest do końca ścisłe, ponieważ Stany Zjednoczone, przekazując Polsce decyzję o anulowaniu budowy wcześniejszego projektu obrony przeciwrakietowej, od razu stwierdziły, że zostanie on zastąpiony innym programem. Dodały wówczas, że jeśli władze w Warszawie są w dalszym ciągu zainteresowane współpracą w tej kwestii, to w Polsce znajdą się elementy nowego systemu. Nie bardzo rozumiem tylko, dlaczego strona polska potrzebowała kilku tygodni, by zrozumieć, że zasadniczo nic się w kwestii tarczy nie zmieniło.
[b]Może Amerykanie w niewłaściwy sposób przekazali swoją decyzję?[/b]
Forma przekazania tej decyzji rzeczywiście była niezręczna. Fakt, że zapomniano o rocznicy 17 września, świadczy o bałaganie biurokratycznym, bo wprawdzie sam prezydent nie musi pamiętać, dlaczego akurat ten dzień jest dla Polaków tak bardzo ważny, to ma od tego asystentów, którzy powinni mu byli o tym wspomnieć. Ale podkreślam raz jeszcze: sedno zmiany w kwestii tarczy antyrakietowej zostało wyraźnie przedstawione już w momencie, gdy Amerykanie przekazywali Polsce swą jednostronną decyzję w tej sprawie. Bicie na alarm czy rozpaczanie z tego powodu było więc zupełnie niepotrzebne.
Dobrze się jednak stało, że osłabła widoczna wcześniej tendencja do podkreślania, że tarcza antyrakietowa wzmocni możliwości obronne Polski wobec Rosji. Amerykanie nigdy nie zakładali i nadal nie zakładają takiego celu tego systemu. Natomiast pośrednie konsekwencje budowy nowego systemu są identyczne: Stany Zjednoczone będą w pewnym stopniu militarnie obecne w Polsce, a stosunki polsko-amerykańskie będę utrzymane na tym samym szczeblu, na jakim byłyby w przypadku realizacji poprzedniej wersji tarczy.