Trybunał rewolucji kulturalnej

Pod pozorem zachowania neutralności państwa i obrony praw człowieka próbuje się narzucić bardzo określony, ideologiczny projekt zmiany tożsamości Europy

Aktualizacja: 30.11.2009 12:14 Publikacja: 28.11.2009 14:00

Trybunał rewolucji kulturalnej

Foto: Fotorzepa, Janusz Kapusta JK Janusz Kapusta

Wyrok Europejskiego Trybunału w Strasburgu, skazujący państwo włoskie z powodu krzyża na szkolnej ścianie, prowokuje podstawowe pytania na temat roli państwa, prawa, a także tożsamości Europy dziś. Trybunał odwołał się do praw człowieka i zasady pluralizmu. Uznał, że „uczniowie mogą interpretować [krzyż] jako symbol religijny i mogliby odnieść wrażenie, że są wychowywani w szkole nacechowanej określonym religijnym credo”. A to, zdaniem sędziów, godzi w „zasady demokratycznego społeczeństwa określone w przyjętej przez Włochy europejskiej konwencji praw człowieka i zasadę pluralizmu uznaną przez włoski Trybunał Konstytucyjny”.

[wyimek][b] [link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/11/28/trybunal-rewolucji-kulturalnej/" "target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/b] [/wyimek]

Można uznać, że to akurat orzeczenie trybunału narusza demokrację, której fundamentem jest prawo większości do organizowania swojego życia publicznego, i prezentuje bardzo daleko idące, a nawet paradoksalne pojęcie pluralizmu. W każdym razie sędziowie ETPC wydają się opierać na koncepcji państwa neutralnego, które, zdaniem jego rzeczników, nie może preferować żadnego wyznania ani światopoglądu. Czy zasada taka jest w ogóle do utrzymania i czy pod pozorem neutralności (pluralizmu, bezstronności itp.) nie jest próbą narzucenia bardzo określonego, ideologicznego projektu?

[srodtytul]Państwo nie może być neutralne[/srodtytul]

Państwo jest bytem celowym. To organizacyjna struktura, która porządkuje funkcjonowanie określonej wspólnoty. Jej celem jest dobro wspólne. Idea państwa zakłada istnienie takiego dobra, innymi słowy przyjmuje, że to dzięki wspólnocie obywatele mogą się w pełni realizować. Państwo uznaje więc istnienie wspólnoty, która jest czymś więcej niż zwykłą zbiorowością.

Państwo nie jest jedną z umów, którą jednostki doraźnie zawierają pomiędzy sobą, ale instytucjonalnym, trwałym kształtem wspólnoty. Istotną cechą owej formy jest jej trwałość, która znacząco przekracza horyzont jednostkowego istnienia. Tworzy ona więź między pokoleniami minionymi i tymi, które nadejdą. Zakłada dziedziczenie i przekazywanie dalej dziedzictwa. Wspólnotę tę nazywa się narodem, nie w sensie etnicznym, ale obywatelskim.

Używana od pewnego czasu kategoria społeczeństwa nie jest jasno zdefiniowana. Właściwie wszystkie cechy określające społeczeństwo przypisać można narodowi albo państwu, gdyż społeczeństwo to również instytucje, w których wyraża się jego tożsamość. Pojęcie społeczeństwa nie ma przypisanego sobie wymiaru ciągłości, który jest fundamentalny dla narodu i państwa.

Społeczeństwo przeciwstawiane bywa państwu, ale skoro państwo to forma, w jakiej funkcjonuje społeczeństwo – innej nie znamy – to przeciwstawienie takie nie wydaje się zasadne. Oczywiście, istnieją państwa zwyrodniałe, narzucone wspólnocie i wręcz jej wrogie, realizujące doraźny interes określonej grupy. Takimi złymi państwami były systemy totalitarne: działały przeciw wspólnocie i nie pozostawiły jednostce należnej jej autonomii. PRL był tego typu tworem, który, co więcej, był pozbawiony zasadniczego atrybutu państwowego, jakim jest suwerenność. Suwerenność, jak wszystko w ludzkiej rzeczywistości, nie jest absolutna, ale jej utrata pozbawia państwo zasadniczej, konstytuującej je cechy.

Doświadczenie komunistycznego państwa-opresora kazało patrzeć podejrzliwie na państwo w ogóle. Rzutowało to negatywnie na kształt państw powoływanych po upadku komunizmu. Tymczasem państwo, co potwierdza współczesna polityka, pozostaje dalej jedną z podstawowych form ludzkiego bytowania. Przypadki jego deprawacji nie kwestionują jego sensu i wartości, a tylko potwierdzają oczywistą prawdę, że wszelkie ludzkie idee, instytucje i narzędzia mogą być użyte przeciwko celom, do których zostały powołane.

Państwo nie może abstrahować od ładu moralnego. Jakoś przecież musi definiować dobro wspólne, czyli cel swojego istnienia. W klasycznych definicjach państwo posiadało charakterystykę etyczną. Najstarsza znana nam jego definicja pochodzi od Arystotelesa: „To wspólnota równych mająca na celu możliwie doskonałe życie”. Św. Augustyn uznaje, że cechą wyróżniającą państwo jest sprawiedliwość, która odróżnia je od organizacji przestępczej („bandy zbójów”).

Współcześnie ów moralny cel państwa definiowany jest w konstytucjach, zwykle w ich preambułach. Nawet wyjątkowo oszczędna amerykańska ustawa zasadnicza zawiera przesłanie moralne, które odwołuje się do „sprawiedliwości” i „dobra wspólnego”. Polska konstytucja opiera się na podstawie „uniwersalnych wartości: dobra, prawdy i piękna”. Dużo w niej zresztą o „sprawiedliwości”, „godności” i „wolności”. Wszystkie te wartości tworzą określony porządek prawny, na straży którego stoi, w każdym razie formalnie, Trybunał Konstytucyjny. Tak więc państwo polskie nie jest, bo być nie może, neutralne. Zakłada określony ład moralny, z którego wyrastają jego prawa i ustrój.

[srodtytul]W ciasnym gorsecie praw[/srodtytul]

Do nieco innych zasad odwołują się międzynarodowe deklaracje praw człowieka, z których najbardziej znana jest ONZ-owska deklaracja praw człowieka uchwalona w 1948 roku. Również dla ochrony tych praw zawiązana została Rada Europy, której państwa członkowskie podpisały europejską konwencję praw człowieka (pełna nazwa: „Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności”, w skrócie „Konwencja europejska” lub EKPC). Nadzoruje ją Europejski Trybunał Praw Człowieka z siedzibą w Strasburgu, a wspomniany wyrok jest przejawem jego działalności.

Instytucjonalizacja w międzynarodowych umowach praw człowieka była efektem kataklizmu II wojny światowej, czyli eksplozji pogardy i bezprzykładnego łamania ludzkich praw. Z czasem jednak projekt ponadpaństwowych praw człowieka przybierać zaczął kształt współczesnej, uniwersalnej utopii. Nieprzypadkowo zresztą nazywane są one „świecką religią nowożytności”. Jej zalążek widać zresztą w ONZ-owskim dokumencie.

Co uderzające, katalog praw chronionych przez europejską konwencję jest ciągle poszerzany. Dodawane są do niej coraz nowe prawa, takie jak np. prawo do nauki, zakaz uwięzienia za długi, zakaz ponownego sądzenia w tej samej sprawie. Protokół szósty znosi karę śmierci. To postanowienie wywodzone jest z prawa do życia, co wydaje się uzasadnieniem co najmniej wątpliwym. Na tej samej podstawie można by zakazać kar więzienia, odwołując się do prawa do wolności. Elementarne prawa człowieka bronią jego autonomii. Kolejne ich rozbudowane generacje wkraczają w sferę suwerenności państw, a więc ograniczają wolność ludzi do kształtowania swojego zbiorowego życia.

Po raz pierwszy termin „prawa człowieka” pojawił się w 1776 roku w „Virginia Bill of Rights” (kodeksie prawnym stanu Wirginia). Można uznać, że był on powtórzeniem praw naturalnych, o których pisał 100 lat wcześniej John Locke. Prawa naturalne wyrastały z funkcjonującego od czasów antycznych wyobrażenia prawa natury, bardzo mocno wpisanego w tradycję chrześcijańską. Zakładało ono ład świata, do którego człowiek należał. Ludzkie prawa i instytucje powinny się weń wpisywać i być jego przejawem.

Prawo natury miało zwykle boski rodowód. Prawa człowieka to już ich świecka wersja. Człowiek sam dla siebie ustanawia fundamentalne prawa. Ich katalog ciągle się rozrasta. Do konwencji europejskiej dodawane są kolejne pozycje. Ich rozszerzoną wersję proponuje europejska karta praw podstawowych, pierwotnie dołączona do projektu konstytucji UE, a po jej fiasku do traktatu lizbońskiego. Rozmaite organizacje występują z ich coraz nowymi propozycjami. Traktowane jest to jako proces niezwykle pozytywny, przejaw „moralnego postępu”. Można mieć uzasadnione obawy, że jest odwrotnie.

Rozszerzanie praw człowieka poza ich, w miarę oczywisty, elementarny zestaw, który w naszej kulturze był fundamentem norm prawnych, jeszcze zanim sformułowana została kategoria praw człowieka, prowadzi do ich dewaluacji. Podważa zresztą ich samą zasadę. Uniwersalne normy miały bronić człowieka przed przemocą i tyranią władzy. Tymczasem już w ONZ-owskiej deklaracji praw człowieka za prawa takie, obok ich niewątpliwego rejestru, uznane zostały uprawnienia obywatelskie oraz katalog rozmaitych pobożnych życzeń, jakie można pod adresem ludzkiej egzystencji zgłaszać. Pojawiły się prawa ekonomiczne, społeczne i kulturalne; prawo do płacy i właściwego poziomu życia; prawo do ochrony przed bezrobociem, do wypoczynku i płatnego urlopu.

Metoda realizacji elementarnych praw człowieka jest w miarę jasna. Istnieją bariery, których władza nie powinna przekraczać, i obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa obywateli przed przemocą innych. Prawa obywatelskie mają już inny charakter i określają ustrój państwa, co do którego można mieć wątpliwości, czy da się sformułować jego uniwersalne zasady. Natomiast tzw. prawa ekonomiczne, społeczne czy kulturalne to arbitralne postulaty pod adresem władzy, które z prawami nie mają nic wspólnego.

Co znaczy „właściwy” poziom życia? Jak ma zapewnić go władza? Jak się bronić przed bezrobociem? Zmuszać pracodawców do zatrudniania niepotrzebnych pracowników? Ile urlopu powinno człowiekowi przysługiwać? Itd. Takie mętne zapisy psują prawo, ale jednocześnie oddają ogromną władzę w ręce prawnych arbitrów. Zachowanie sędziów w Strasburgu jest tego przykładem.

Jest to jednak dużo szersze zjawisko. Gorset praw coraz szczelniej zaczyna krępować nasze życie, a sędziowie czują się władni interweniować w sprawy, o jakich jeszcze niedawno nie przyszłoby im do głowy się wypowiadać. Prawo usiłuje zastąpić moralność, prowadząc do jej redukcji i uwiądu. Usiłuje także zastąpić politykę. A polityka to, wbrew obiegowym sądom, sfera wolności. Obywatele realizują wolność, dokonując wyboru określonych opcji. Norma prawna jest – i powinna być – ramą ograniczającą ludzką wolność. Jeśli wszystkie sprawy zostaną uregulowane przez prawo, to dla wolności nie pozostanie już miejsca.

[srodtytul]Nie ma edukacji bez wychowania[/srodtytul]

Prawa człowieka miały być obroną przed tyranią władzy i broniły autonomii człowieka. W tradycji zachodniej występuje mocny rozdział między sferą prywatną, która jest domeną autonomii osoby ludzkiej, a publiczną. Tradycyjnie: pomiędzy domem rodzinnym a sferą polityczną. Prawa człowieka odnosiły się do sfery prywatnej. Nie można było człowieka pozbawić życia, wolności i własności, czyli tego, co do niego w sposób przyrodzony należy. Nie wolno było mu przemocą narzucać poglądów ani wiary. „Nie jestem królem waszych sumień” – zadeklarował Zygmunt August, podkreślając wolność religijną, jaka istniała wówczas w Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Państwo nie może narzucać religii ani przekonań obywatelom, którzy są wolni. Odnosi się to jednak do przyrodzonej im wolności, czyli sfery prywatnej. Gdyby dzieci w publicznej szkole włoskiej byłyby nawracane siłą, to interwencja Trybunału Praw Człowieka byłaby uzasadniona.

Sędziowie podejmują jednak postanowienia na temat zasad funkcjonowania sfery publicznej. Wypowiadają się o urządzeniu szkoły publicznej we Włoszech, dokonują wyboru symboli, które są w niej eksponowane, a więc chcą decydować o jej przekazie kulturowym. Niestosowność takiego zachowania jest uderzająca. Jakie racje za nim przemawiają?

„Obligatoryjne eksponowanie symbolu określonego wyznania w trakcie wykonywania funkcji publicznej związanej ze szczególnymi sytuacjami poddanymi kontroli państwowej, w szczególności w klasach szkolnych, ogranicza prawo rodziców do wychowania swych dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, jak również prawo dzieci do wiary lub niewiary”.

Ten fragment uzasadnienia decyzji ETPC jest zupełnie nieprzekonujący. Rodzice mają prawo wychowywać dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, ale szkoła ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek wychowywać je również. Na tym polega publiczna edukacja. Wychowanie zasadza się na przyjęciu określonego porządku aksjologicznego, który nie każdemu musi odpowiadać.

Jeśli potraktujemy poważnie przytoczone uzasadnienie, to szkoła publiczna będzie musiała zrezygnować z procesu wychowawczego, a w konsekwencji się rozwiązać. Nie sposób nauczać bez elementów wychowania, z którego wyrasta choćby autorytet szkoły i nauczyciela. Jeśli szkoła zaakceptowałaby totalny relatywizm, to nie tylko nie wywikłałaby się z jego paradoksów (relatywizm to koncepcja sama sobie przecząca), ale z pewnością spotkałaby się z oporem ogółu rodziców, którzy chcą wychować dzieci, a wizja równoprawności wszelkich modeli życia jest zaprzeczeniem jakiegokolwiek wychowania.

Bywają rodzice kosmopolici, którzy są przeciwnikami narodowego wychowania. Czy wówczas ETPC ukarze kraj eksponujący narodowe symbole i tradycję? Gdyby był konsekwentny, to musiałby to zrobić.

Tożsamość narodowa opiera się na kulturowej tradycji. Jest wspólnotą z tej tradycji wyrastającą i odwołującą się do niej. A kultura wyrasta z religii. Pomimo procesów sekularyzacji, które nie są ani tak jednoznaczne, jak chcieliby tego jej zwolennicy, ani uniwersalne (dotyczą tylko Europy), próba oderwania kultury od religii jest ciągle radykalnym eksperymentem. Taki eksperyment zakłada decyzja strasburskich sędziów.

[srodtytul]Utopia kontra konkret[/srodtytul]

W rzeczywistości wyrok ETPC nie odwołuje się do żadnej neutralności, ale do alternatywnego modelu funkcjonowania państwa opartego na wyrazistej ideologii współczesnego lewicującego liberalizmu. Wyrasta ona z koncepcji umowy społecznej. Dla jej twórców był to eksperyment myślowy, który miał dać podstawy dla czysto racjonalnej budowy porządku społecznego.

Tylko że ludzie w owych czysto liberalnych konstrukcjach są bytami abstrakcyjnymi. W ludzkim świecie kształtowani są oni (co nie znaczy determinowani bez reszty) przez określoną kulturę wpisaną w określoną tradycję w określonych narodach i państwach, które umożliwiają im akulturację i socjalizują ich.

Konkretny człowiek tak jak konkretna ludzka zbiorowość – naród ukształtowany w państwo – przeszkadza w projektowaniu utopii, która jest dziedziną abstrakcyjnych bytów. Utopijni ideologowie zawsze walczyli z rzeczywistością i usiłowali uformować nowego człowieka. Miał on być wolny od przesądów, czyli tradycyjnej (innej nie ma) kultury. Znamy upiorne konsekwencje tych eksperymentów, których widownią był głównie XX wiek.

Dziś, we współczesnej Europie podobna utopia narzucana jest poprzez miękką przemoc, czyli prawny system, który raz na zawsze uformować ma ideologiczny porządek Europy. Jego podstawą jest system nowych praw człowieka daleko odbiegający od swoich klasycznych pierwowzorów. Nadzorować mają go kasty prawników i urzędników europejskich.

Prawa człowieka dziś mają zapewnić komfort bytowania jednostce, ale jednostce abstrakcyjnej, wyrwanej z jakiejkolwiek wspólnoty. Lewicowi liberałowie poszukują wszelkiego typu mniejszości, których chronić pragną przed większością. Tyle tylko, że ta ochrona dziś to nie oczywisty zakaz prześladowania inaczej myślących lub inaczej urządzających swoje prywatne życie, dziś to narzucenie większości obowiązku uznania owych odmienności za równoprawny model funkcjonowania.

Założenie takie niszczy wspólnotę, przekształcając ją w zbiorowość odmiennych grup i jednostek funkcjonujących jedynie obok siebie, a nawet konkurujących ze sobą, w agregat jednostek i grup prezentujących odmienne modele egzystencji. Wspólnota musi zakładać istnienie dobra wspólnego, a więc ładu moralnego przekraczającego indywidualną egzystencję. Nie oznacza to narzucania jednostkom przekonań, ale wychowywanie ich tak, aby zbliżały się do ideałów, które wspólnocie muszą przyświecać.

Dzieje się to zarówno w szkole, jak i poprzez określony sposób kształtowania kultury. Nie koliduje to z istnieniem autonomii, a więc sfery prywatnej osób ludzkich.

[srodtytul]W imię ideologii[/srodtytul]

Model liberalny próbuje narzucić kulturę odmienną. Za głównego przeciwnika uznaje religię chrześcijańską, która dominuje ciągle w Europie i tworzy jej realną tożsamość. Nieprzypadkowo ETPC zajął się właśnie sprawą krzyży we Włoszech. Emblematyczna dla tej kwestii była wcześniejsza o kilka lat debata na temat preambuły do konstytucji europejskiej. Spośród tradycji, które zostały w niej wymienione jako składające się na kulturowe dziedzictwo Europy, twórcy konstytucji (zwanej później traktatem konstytucyjnym) pominęli chrześcijaństwo.

Był to jednoznaczny wybór ideologiczny, tym bardziej oczywisty, że wyliczenie to nie miało się odnosić do wzorów dla Europy współczesnej, ale miało stanowić opis stanu faktycznego. Okazało się, że z powodów ideologicznych miał on zostać zafałszowany. Gdyż to chrześcijaństwo najbardziej ukształtowało Europę. Uzasadnienie, że wskazanie stanu faktycznego może być konfliktogenne, jest wyobrażeniem kuriozalnym, zwłaszcza że rzecznicy tego rozwiązania sami byli stroną owego konfliktu, którym straszyli. Fakt, że dla twórców projektu konstytucji odwołanie do tradycji chrześcijańskiej było w żadnym wypadku nie do przyjęcia, mówi nam wiele o ich postawie, która jest jak najdalsza od neutralności.

Przejawem tej postawy jest wyrok ETPC, który ingeruje w jeden z najistotniejszych przekazów kulturowych państwa, jakim jest symboliczny wymiar edukacji oferowanej przez szkołę publiczną. ETS usiłuje więc odebrać większości prawo do budowania swojej tożsamości kulturowej, uzasadniając to, w tłumaczeniu na warunki realne, komfortem psychicznym skrajnie ideologicznie zorientowanych jednostek, gdyż krzyż wiszący na ścianie przeszkadzać może tylko radykalnym wrogom chrześcijaństwa.

ETPC nie broni autonomii jednostek, co byłoby zgodne z samą zasadą praw człowieka, ale chce kształtować niezwykle istotny wymiar przestrzeni publicznej i funkcjonujących w niej instytucji. Jego wyrok nie jest obroną praw człowieka, ale próbą ideologicznego formowania Europy. Uderza w suwerenność państwową w imię postulatów ideologii, która zasadniczo zmienić chce europejską kulturę, a więc i jej tożsamość.

Wyrok Europejskiego Trybunału w Strasburgu, skazujący państwo włoskie z powodu krzyża na szkolnej ścianie, prowokuje podstawowe pytania na temat roli państwa, prawa, a także tożsamości Europy dziś. Trybunał odwołał się do praw człowieka i zasady pluralizmu. Uznał, że „uczniowie mogą interpretować [krzyż] jako symbol religijny i mogliby odnieść wrażenie, że są wychowywani w szkole nacechowanej określonym religijnym credo”. A to, zdaniem sędziów, godzi w „zasady demokratycznego społeczeństwa określone w przyjętej przez Włochy europejskiej konwencji praw człowieka i zasadę pluralizmu uznaną przez włoski Trybunał Konstytucyjny”.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał