Świetniejsze serca wylatują
przodem;
Umrą ich duchy, lecą przed
narodem.[/i]
Ten fragment „Wacława” Juliusza Słowackiego włączył do swej mowy przy składaniu prochów poety do grobów wawelskich 28 czerwca 1927 roku Jóżef Piłsudski.
Ponad 90 lat temu, u progu niepodległości Artur Górski w pracy „Ku czemu Polska szła” konstatował: „Polskę cechuje szlacheckość. Co ona oznacza? Oznacza pewien duchowy gatunek człowieka. Szlacheckość to typ człowieka niezależnego moralnie, odpowiedzialnego przede wszystkim przed samym sobą, o jednolitym sumieniu, o rodzinnej organizacji społecznej, o przychylnej postawie wobec innych narodów. To drobny ziemianin polski czy z czasów Śmiałego, czy Łokietka, czy Jagiellończyka lub Zygmuntów, czy z czasów konfederacji barskiej; to Legiony, Czwartacy, to ci, co pisali na sztandarach z roku 1831: »za wolność waszą i naszą«; to dusze takie, jak: Kochanowski, Żółkiewski, Sobieski, Kościuszko, Mickiewicz; jak Łukasiński, Worcell, proletariatczycy.
Ta sama szlacheckość tkwi w ludzie, w kmieciu krakowskim czy łowickim, czy znad Gopła. Bo szlacheckość to po prostu »godziwość«”.
Można krzywić się na cytowanie autora, poniekąd, anachronicznego. Można, ale przecież co robiliśmy w 1918 i 1989 roku? To samo, co nasi dziewiętnastowieczni przodkowie. Występowaliśmy w imię ratowania naszej tożsamości narodowej. I może warto pamiętać, że niepodległość w 1918 roku odzyskaliśmy co prawda dzięki wsparciu mocarstw światowych, którym istnienie Polski było akurat na rękę, ale kto wie, czy nie większą rolę odegrały – jak pisał Jarosław Marek Rymkiewicz – „nasze mesjanistyczne fantasmagorie”. Stąd już tylko krok do zdania, że gdyby nie Mickiewicz – Polski by nie było. Ale z mitami nie ma to nic wspólnego, z duchem narodu – wszystko.
Co powiedzieć więcej? Chyba już tylko powtórzyć za Romanem Dmowskim: „Jestem Polakiem – to słowo w głębszym rozumieniu wiele znaczy. Jestem nim nie dlatego tylko, że inni mówiący tym samym językiem są mi duchowo bliżsi i bardziej dla mnie zrozumiali, że pewne moje osobiste sprawy łączą mnie bliżej z nimi niż z obcymi, ale także dlatego, że obok sfery życia osobistego, indywidualnego znam zbiorowe życie narodu, którego jestem cząstką, że obok swoich spraw i interesów osobistych znam interesy narodowe, interesy Polski jako całości, interesy najwyższe, dla których należy poświęcić to, czego dla osobistych spraw poświęcać nie wolno”.
[srodtytul]Przechylić szalę[/srodtytul]
W 1831 roku Musset napisał wiersz „Do Polski”. Brzmi on tak:
[i]Dopóki mężna Polsko, Ty nam nie
pokażesz
Jakiejś klęski straszliwszej, niż
wszystkie co były,
Aby nas – Polsko – zbudzić, nie
znajdziesz Ty siły.
Obojętności z twarzy jeszcze nam nie
zmażesz.
Wasz czas, bohaterowie – ale
walczcie sami.
Europa nie bywa skora do pomocy,
Woli gładsze podniety, co nie straszą
w nocy.
Więc walcz, albo giń, Polsko! Myśmy
zblazowani.[/i]
Coś się w międzyczasie zmieniło. Europa jest wprawdzie niemniej „zblazowana” niż 180 lat temu, ale z istnieniem Polski na mapie świata się pogodziła. I nic ponadto, ostatnio dobitnie mogliśmy się przekonać, na jakich przyjaciół możemy liczyć, kiedy i gdzie. Wciąż mamy do czynienia ze znamienną dychotomią. Przypomnę, że na wystawie „To lubię” Andrzeja Wajdy wiersz Musseta korespondował z obrazem Wacława Szymanowskiego „Pochód na Wawel”. Ten ostatni przedstawia, jak pisał Wajda, „korowód postaci wyszłych z wawelskich podziemi”, będąc „wizją kolosalną silnego odrębnego narodu i wielkiego państwa”. Na przedzie tego korowodu idzie „symboliczna figura: Fatum zasłonięte”. „Możemy pytać o to – zastanawiała się prof. Maria Janion – czy to »Fatum« się odsłoniło? Czy dzisiaj też przewodzi ono naszemu korowodowi?”.
Na takie pytania nie znajdziemy odpowiedzi. Choć nie przeceniałbym znaczenia tych i innych skojarzeń pierwszego romantyka polskiego filmu. Już Marek Hłasko czujnie zauważał, że jeśli naszemu kinu czegoś brakuje, to półinteligentów (bo ćwierć – mamy aż nadto). A Zygmunt Kubiak nie tak dawno mówił – i to w Pen Clubie – że w kontekście pogardliwych zachowań intelektualistów wobec ludzi prostych zaczyna się wstydzić, że sam jest inteligentem. Kilka dni temu, po uroczystościach na Wawelu, mniej więcej to samo wyartykułował Jarosław Gowin.
Z czego się biorą zachowania wywołujące w nas zażenowanie, wstyd, cóż z tego, że za kogoś? Krzysztof Kamil Baczyński w wierszu „Polacy” przestrzegał:
[i]Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie
żył
chociaż przez chwilę jego ognia
drżeniem
i chociaż w dniu potopu w tę miłość
nie wierzył –
to temu żadna ziemia nie będzie
zbawieniem.[/i]
Trzy lata temu we wstępie do „Żniwa lat pięćdziesięciu”, książki sumującej jego dorobek literacki, Jerzy Narbutt stwierdzał: „W toczącej się obecnie bitwie o Polskę możemy przechylić szalę i sprawić, by było w niej więcej Polski i tylko o tyle, o ile będzie w niej więcej prawdy”. Co się od tamtej pory zmieniło? Zginął prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Wraz z Jego szczątkami złożone zostały na Wawelu nasze sny, marzenia, projekcje. Idee. Uczucia i emocje. Żadne mity.
I nie musimy tworzyć nowych mitów, bo nic nie ma poza Polską. A ona jest pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. Ona tam jest.