Książka prawdziwie zbójecka; powieść niezła artystycznie, wpływowa, przez długie lata organizująca zbiorowe myślenie – więc tym szkodliwsza dla prawdy okresu, o którym traktuje, wyeksponowanego w pierwszej, zaniechanej ostatecznie przez pisarza, wersji tytułu: „Zaraz po wojnie”; powieść „słuszna ideologicznie”, ale (właśnie dlatego) przekłamana i niesprawiedliwa, opluwająca z premedytacją polską rację stanu, fabrykowana przez Andrzejewskiego na polecenie towarzysza Jakuba Bermana; powieść jeszcze nie socrealistyczna, ale wyprzedzająca dyrektywy twórcze przeforsowane na szczecińskim zjeździe ZLP w styczniu 1949 r.
Gdy uwzględni się powyższy stan rzeczy, nie będzie dziwił fakt, że opisani w dziele żołnierze wyklęci: Maciek Chełmicki, Andrzej Kossecki, Florian (Waga), Szary – wykreowani zostali przez prozaika na antybohaterów: zbirów reakcji, narodowych faszystów, fantastów politycznych, samurajów AK-owskiego conradyzmu, donkiszotów londyńskich mrzonek. Cóż z tego, że dla lekkiej przeciwwagi, niezbędnej dla zachowania pozorów obiektywizmu, naznaczonych uncją tragizmu?
[srodtytul]Maciek Chełmicki[/srodtytul]
Po wykonaniu wyroku na sekretarza wojewódzkiego partii Maciek Chełmicki zamierzał wrócić do reaktywującego się w okolicach Kalinówki oddziału leśnego i dalej prowadzić walkę o niepodległość. Nie miał żadnych wątpliwości, że właśnie tak należy postąpić. Nie przewidział jednak, że się zakocha i zapragnie tzw. normalnego życia. I że wskutek zakochania zachwieją się wszystkie pewniki, na których fundował swoje dotychczasowe istnienie. Adam Mickiewicz w „Konradzie Wallenrodzie” pisał, że Walter Alf nie znalazł szczęścia w życiu rodzinnym, bo go nie było w ojczyźnie. Według autora „Popiołu i diamentu” zapewne szczęście już zagościło w ojczyźnie, co najmniej od Manifestu PKWN, nie ma zatem powodów do porzucania dla sprawy płaczących po grottgerowsku ukochanych. Pomińmy to, co ewidentne, że mianowicie pomiędzy patriotyzmem Mickiewicza a Andrzejewskiego istniała niezasypywalna przepaść, pozostańmy przy faktach: Chełmicki postanowił zerwać z konspiracją i rozpocząć nowe życie z Krystyną Rozbicką, piękną barmanką z hotelu Monopol w Ostrowcu. Czy zabił Szczukę? Owszem, lecz bez wewnętrznego przekonania.
W imię czego Chełmicki miałby zabijać sekretarza komitetu wojewódzkiego, doskonale wiedzą ci, którzy w katowniach UB śnili o wolnej Polsce. Cóż, autor „Popiołu i diamentu” starannie zadbał o to, by bohater błyskawicznie utracił wiarę w sens prowadzonej walki. Mocodawcom prozaika zależało na tym, by przedstawiciel pokolenia Kolumbów zaczął się skłaniać ku życiu, ku jego aprobacie – wbrew idei niepodległościowej; by zdał broń, podjął naukę, założył rodzinę; by pogodził się z realiami, zaakceptował zniewolenie; by zgłosił akces do SRL – Sowieckiej Rzeczpospolitej Ludowej.