Jesteśmy w samym sercu bitwy. Rycerz w czerwonym żupanie we wzniesionych rękach trzyma miecz i tarczę. Koń pędzi. Mistrz krzyżacki jest przerażony, atakuje go dwóch przeciwników. Zadają ciosy. Walczą. Tak bitwę sprzed wieków przedstawił Jan Matejko. W Muzeum Narodowym w Warszawie trwa właśnie eksperyment. Po raz pierwszy w historii zwiedzający mogą oglądać zmagania konserwatorów o przywrócenie do świetności „Bitwy pod Grunwaldem”, największego obrazu w zbiorach, który w Polsce jest tak słynny jak sama bitwa.
Walka o zabarwieniu emocjonalnym, nie mniejszym niż na płótnie Matejki, od kilku miesięcy trwa w samym muzeum. Pracownicy kontra dyrektor. Echa potyczki docierają do opinii publicznej głównie za pośrednictwem listów i oświadczeń.
„Od dłuższego czasu pracownicy Muzeum Narodowego obserwują z poczuciem bezsilności stopniową degradację instytucji kluczowej dla ochrony i promocji kultury narodowej. Spowodowana jest ona głównie brakiem odpowiedniego dyrektora” – pracownicy napisali tak w pierwszych dniach lipca w liście do premiera Donalda Tuska. To – jak twierdzą – ostatnia deska ratunku. Miesiąc wcześniej wezwali dyrektora do złożenia dymisji, pisali do Rady Powierniczej Muzeum Narodowego, a także do ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Bez skutku.
Licząca dziesięć punktów lista zastrzeżeń pracowników wobec dyrekcji zaczyna się od upolitycznienia i ideologizacji programu muzeum, a kończy na apodyktycznym, „często aroganckim stylu działania dyrektora”.
– To jest opór totalny – przyznaje profesor Antoni Ziemba, przewodniczący Rady Kuratorów Muzeum Narodowego w Warszawie, przedstawiciel pracowników w tym sporze. Jeden z internautów podsumował: „Gdyby to była fabryka, do strajku doszłoby dawno, a dyrektor zostałby wywieziony na taczkach”.
[srodtytul]Koniec Wielkiej Smuty[/srodtytul]