Historia gejowskich parad

Parady gejów mają dziś niewiele wspólnego z politycznymi manifestacjami lat 70. Liczą się zabawa, komercja i nagie ciała

Aktualizacja: 16.07.2010 20:07 Publikacja: 16.07.2010 20:06

Kiedyś Żydzi, potem Murzyni, teraz geje, marsz w San Francisco w 1977 r.

Kiedyś Żydzi, potem Murzyni, teraz geje, marsz w San Francisco w 1977 r.

Foto: AP

Światowy ruch walki o prawa homoseksualistów, lesbijek i transseksualistów (LGBT) miał swój początek w zamieszkach, które wybuchły w czerwcu 1969 roku w dzielnicy Greenwich Village w Nowym Jorku. W pubie Stonwall Inn, należącym do lokalnej mafii, spotykali się geje, lesbijki i transseksualiści. Sodomia stanowiła czyn karalny według prawa federalnego, a paragraf 722 kodeksu karnego stanu Nowy Jork zabraniał mężczyznom „nawiązywania kontaktów z innymi mężczyznami w celu popełnienia przestępstwa przeciwko naturze”.

Wielu właścicieli barów odmawiało obsługiwania homoseksualistów, a tam, gdzie byli akceptowani, nie mogli się dotykać podczas tańca. Policja regularnie przeprowadzała naloty na lokale, które uchodziły za „domy nierządu”, pod pretekstem kontroli licencji na sprzedaż alkoholu. 27 czerwca 1969 roku policja postanowiła zająć się Stonewall Inn.

Atmosfera już od kilku dni była napięta. Homoseksualiści, wzmocnieni sukcesem ruchu na rzecz praw obywatelskich i walką czarnej mniejszości o jej prawa, mieli dosyć ciągłych aresztowań. Kiedy policjanci wtargnęli do lokalu, obecni tam geje i drag queens postanowili się bronić. Poleciały butelki, buty na szpilkach, śmieci i kamienie. Wściekły tłum wylał się na ulice. Zamieszki trwały sześć dni. 43-letni wówczas poeta Alan Ginsberg, mieszkający w Greenwich Village, krzyczał: „Gay Power! Czyż to nie jest wspaniałe? Nadszedł czas, byśmy stracili ten przerażony wyraz twarzy, który nosiliśmy przez ostatnie dziesięć lat”.

[srodtytul]Pod tęczową flagą[/srodtytul]

Na fali protestów powstał Front Wyzwolenia Gejów (GLF), który nawoływał homoseksualistów, by wyszli z ukrycia na ulice. GLF uważał, że „patriarchat i seksizm to główne powody alienacji, której doświadczają Amerykanie”. Działacze GLF przekonywali gejów, by się nie asymilowali ze społeczeństwem. Ruch łączył walkę z seksizmem z walką z rasizmem i nawiązał współpracę z Czarnymi Panterami. Jednak nie wszyscy homoseksualiści uważali rewoltę w Stonewall Inn za sukces. Wielu gejów starszej generacji, działających od początku lat 60. w Mattachine Society, pikietujących regularnie i pokojowo przed Białym Domem, uważało, że podczas zamieszek geje pokazali się od najgorszej strony.

– Walczyliśmy o traktowanie na równi z heteroseksualistami. Chcieliśmy udowodnić, że w niczym się od nich nie różnimy. Wrzeszczące drag queens kopiące policjantów udowodniły ludziom, że jesteśmy bandą przebierańców, którzy zakłócają porządek publiczny – mówił Randy Wicker, pionier walki o prawa homoseksualistów, lesbijek i transseksualistów.

Podczas pikiet Mattachine Society i organizacji lesbijek Daughters of Bilitis, zwanych Annual Reminder, nie wolno się było dotykać, a wszyscy uczestnicy nosili sukienki do kolan i garnitury z krawatami. – Żeby być akceptowanym, trzeba się zachowywać normalnie – tłumaczył Frank Kameny, szef Mattachine Society. Ostatni Annual Reminder odbył się kilka dni po wydarzeniach w Stonewall Inn w Filadelfii. Uczestnicy pikiety nie chcieli się już kryć i demonstracyjnie trzymali się za ręce. Większość działaczy opuściła organizację i dołączyła do GLF, które obiecywało „prawdziwą gejowską rewolucję”. Dyskusje w GLF kręciły się jednak coraz częściej wokół kapitalizmu i wojny w Wietnamie. Kilku działaczy odłączyło się więc i założyło własną organizację Gay Activists Alliance (GAA), która koncentrowała się wyłącznie na walce o prawa LGBT.

GAA i GLF zorganizowały28 czerwca 1970 roku, w pierwszą rocznicę zamieszek w Stonewall Inn, marsz upamiętniający w Nowym Jorku. Tysiąc gejów szło, krzycząc takie hasła jak „Nowa siła i duma gejów!”, od Greenwich Village do Central Parku. Był to początek marszów gay pride (gejowskiej dumy), które odbywają się dziś co roku w setkach miast na świecie, od Berlina po Sydney. Symbolem parad i ruchu na rzecz równouprawnienia osób LGBTstała się flaga tęczowa, zaprojektowana w 1978 roku przez artystę Gilberta Bakera.

[srodtytul]Wyjść z toalet publicznych[/srodtytul]

Podczas pierwszych gay pride w latach 70. nie było muzyki, kolorowych przebrań, wozów z muzyką techno i ruchów kopulacyjnych. W pierwszym europejskim marszu równości w londyńskim Hyde Parku w 1972 roku uczestniczyło tylko około dwóch tysięcy osób w strojach codziennych, z transparentami, otoczonych kordonem policyjnym. W następnych latach liczba uczestników rosła. Nierzadko spotykali się z wyzwiskami ze strony przechodniów, byli obrzucani kamieniami. Homoseksualizm był w wielu krajach wciąż uważany za chorobę psychiczną, którą da się wyleczyć m.in. za pomocą terapii elektrowstrząsowej. Jak wspomina znany niemiecki aktywista gejowski Rosa von Praunheim: „Większość homoseksualistów żyła w podziemiach. Gdzieś w ciemnych barach i saunach istniała subkultura LGBT. Za przyznanie się do odmiennej orientacji seksualnej można było stracić pracę. Chcieliśmy, by geje wyszli z toalet publicznych i byli dumni ze swej orientacji. To nie była zabawa, to była śmiertelnie poważna walka o prawa człowieka”.

W Niemczech zniesiono w 1969 roku zakaz „homoseksualnych czynów”, w Austrii w 1971 roku. W następnych latach we wszystkich krajach Zachodu zalegalizowano homoseksualizm. Pierwsze marsze gay pride w Niemczech odbyły się w 1979 roku w Bremie, Berlinie, Kolonii i Stuttgarcie. Do Paryża „marsz dumy” dotarł w 1981 roku. Wraz ze zniesieniem kar za sodomię i przyznaniem gejom praw do gromadzenia się, coroczne demonstracje zaczęły zmieniać charakter. Z transparentów zniknęły takie hasła, jak wolność czy wyzwolenie. Zastąpiło je pojęcie dumy z własnej seksualności. Z politycznych manifestacji zrobił się kolorowy karnawał.

W 1982 roku w Bostonie powstała InterPride, międzynarodowe zrzeszenie organizatorów marszów dumy, która koordynuje parady gejów na całym świecie i udziela licencji na organizację „world pride”, światowego marszu dumy. Począwszy od 1991 r., stowarzyszenie European Pride Organizer's Association przyznaje także jednemu z miast tytuł EuroPride. W tym roku jest nim Warszawa.

[srodtytul]Cyrkowa atmosfera[/srodtytul]

Co zobaczą mieszkańcy stolicy? Wozy z głośną muzyką techno, półnagich mężczyzn, kolorowe flagi, drag queens, reklamy różnorodnych korporacji i kilka haseł o walce z AIDS, która stała się dominującym tematem parad od lat 90. Wraz z coraz szerszą społeczną akceptacją homoseksualizmu i nastaniem ery muzyki elektronicznej, marsz dumy stał się wydarzeniem komercyjnym, zabawą taneczną do muzyki techno, w którym chodzi bardziej o pokazanie gołych ciał niż przesłanie polityczne. Ruch wyzwolenia mniejszości seksualnych ugrzązł w postmodernistycznej banalności.

Biznes odkrył w gejach nowych konsumentów i parady zaczęły być sponsorowane przez firmy, takie jak Coca Cola, British Airways czy Ford. Miasta goszczące marsze gay pride zarabiają na nich miliardy. Na paradę równości idzie się, by się zabawić. Dla polityków jest to też dobra okazja, by się wypromować – jako wzorowy przykład tolerancji.

Parady przestały szokować. Na coroczną gay pride w Paryżu przybywają setki tysięcy ludzi, w większości są to turyści. Wozy z tańczącymi gejami oglądane są przez rodziny z dziećmi. Na koncertach wokół EuroPride, tak jak w Londynie w 2006 roku, występują gwiazdy muzyki pop, od Rihanny po Boba Geldofa.

Wielu gejów, sfrustrowanych cyrkową atmosferą, bojkotuje marsze lub organizuje mniejsze równoległe imprezy, na których są poruszane tematy polityczne, jak legalizacja małżeństw homoseksualnych czy adopcja dzieci przez gejów.

– Nie jestem w stanie utożsamić się z gay pride. Dominują na niej faceci ubrani w skórę lub lateks albo przebrani za kobiety. To nie jestem ja – mówi „Rz” 28-letni Andre, gej i finansista z Paryża. Według niego parady ośmieszają homoseksualistów. – Większość z nich żyje normalnie, pracuje i nie lata po ulicach w obcisłych skórzanych spodniach. Moja seksualność jest moją sprawą. Po co ją eksponować? Zwracamy na siebie uwagę nie tym co trzeba. Kiedy heteroseksualiści się tak zachowują, choćby podczas parady techno w Berlinie, też jestem zgorszony – dodaje.

Jego zdaniem polityczne hasła głoszone na paradach też nie odzwierciedlają opinii osób LGBT. – Nie chcę zawierać małżeństwa, nie chcę adoptować dzieci. Wielu z nas tak myśli. W tym środowisku już ciężko mieć stały związek. Bez problemu można za to znaleźć kogoś na seks w przerwie obiadowej. Takie są realia. Kogo my oszukujemy? – pyta.

Już w 1997 roku niemieccy socjologowie Stefan Micheler i Jakob Michelsen nazwali parady gejowskie „śmiesznymi paradami komercji, których głównym celem jest wywalczenie przywilejów pod hasłem: jesteśmy kolorowi i pluralistyczni. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej banalnego”. Podczas Tradycyjnego Christopher Street Day w tym roku w Berlinie znana amerykańska feministka Judith Butler odmówiła przyjęcia nagrody za cywilną odwagę, krytykując komercyjność imprezy. Rok temu znany brytyjski działacz gejowski Peter Thatchell nie został wpuszczony na przyjęcie z okazji London Pride, organizowane przez burmistrza Borisa Johnsona – miasto sfinansowało paradę, bo krytykował powiązania Johnsona z posłami skrajnej prawicy. Thatchell skarżył się, że parady zostały zawłaszczone przez polityków. Wielokrotnie krytykował ideowe oderwanie marszów dumy od wydarzeń 40 lat temu w Stonewall Inn. – Chodzi tylko o imprezę. Nie ma nawet wzmianki o rocznicy zamieszek w Greenwich Village. To obraza dla weteranów, którzy rozpoczęli naszą walkę o wolność – powiedział w wywiadzie dla dziennika „The Guardian”.

O banalności imprez świadczą także hasła, pod którymi się odbywają: „Ufamy w dumę, Kolonia świętuje różnorodność, czy „Szwedzkie przekraczanie granic grzechu”. – Gay pride nie różnią się niczym od karnawału. Nikt mnie nie prześladuje, więc po co mam w tym uczestniczyć. Wolę jechać na prawdziwy karnawał do Kolonii. Tam też jest zabawa i nie czuję się skrępowany tym demonstracyjnym okazywaniem orientacji seksualnej – mówi Andre, gej z Paryża.

[srodtytul]Podbić Europę Wschodnią[/srodtytul]

Parady nie zawsze były finansowym sukcesem. Pierwsza EuroPride odbyła się w 1992 roku w Londynie i zgromadziła ponad 100 tys. uczestników. W kolejnych latach jej gospodarzami były Berlin i Amsterdam, gdzie impreza skończyła się finansowym fiaskiem, generując 450 tysięcy euro długów. Londyn miał być gospodarzem ponownie w roku 1999, ale paradę odwołano z braku pieniędzy. W 2000 r. WorldPride zastąpiła EuroPride. Impreza miała miejsce w Rzymie i wywołała ostre kontrowersje, gdyż władze miasta odmówiły wsparcia finansowego pod naciskiem Watykanu. Wiedeń gościł EuroPride w 2001 roku i był próbą zwrócenia uwagi na sytuację osób LGBT w Europie Środkowo-Wschodniej. Rok 2002 zgromadził na EuroPride w Kolonii ponad milion osób i była to największa z dotychczasowych parad. Kolejne lata to EuroPride w Manchesterze, Hamburgu i Oslo, Sztokholmie i Zurychu.

Warszawska parada, która odbędzie się w ten weekend, wybrała sobie polityczne hasło: „Wolność, Równość, Tolerancja!”. W krajach wschodnioeuropejskich leży nadzieja działaczy LGBT na ożywienie politycznego znaczenia marszów dumy. Podczas gdy w wielu krajach Europy Zachodniej homoseksualne związki cywilne są uznawane i adopcja dzieci przez pary tej samej płci jest dozwolona, kraje byłego bloku komunistycznego uchodzą za ponury ciemnogród, w którym wyginanie się półnago do muzyki techno i demonstracyjne okazywanie swoich upodobań seksualnych uważa się za niemoralne, a prawa gejów, lesbijek i transseksualistów nie są najważniejszym tematem politycznym.

– To prawda, że dziś parady kręcą się wokół muzyki i zabawy. Sytuacja mniejszości seksualnych znacznie się poprawiła na Zachodzie. Nie oznacza to jednak, że nie doświadczamy już żadnej dyskryminacji. Szczególnie na wschodzie Europy, jak na przykład w Rosji czy Białorusi, nasze prawa w ogóle nie są uznawane. To jest coś, o co możemy walczyć – mówi „Rz” Bruno Selun, sekretarz generalny LGBT Intergroup w Parlamencie Europejskim. Według niego marsze dumy opierają się na 40-letniej tradycji, którą warto podtrzymać.

– Parada w Warszawie to pierwsza EuroPride w Europie Wschodniej. Dwa lata wcześniej władze stolicy zakazały marszu równości. Dopiero w ostatnich latach udało się zorganizować marsze gejów w takich krajach jak Litwa czy Bułgaria. Chcemy podbić Europę Wschodnią – podkreśla Selun. Według niego opozycja wobec marszów równości słabnie i będzie dalej słabła. – Europejskie społeczeństwa stają się coraz bardziej otwarte, tolerancyjne. Już nie da się zakazać marszów za pomocą argumentu zagrożenia dla moralności.

Światowy ruch walki o prawa homoseksualistów, lesbijek i transseksualistów (LGBT) miał swój początek w zamieszkach, które wybuchły w czerwcu 1969 roku w dzielnicy Greenwich Village w Nowym Jorku. W pubie Stonwall Inn, należącym do lokalnej mafii, spotykali się geje, lesbijki i transseksualiści. Sodomia stanowiła czyn karalny według prawa federalnego, a paragraf 722 kodeksu karnego stanu Nowy Jork zabraniał mężczyznom „nawiązywania kontaktów z innymi mężczyznami w celu popełnienia przestępstwa przeciwko naturze”.

Wielu właścicieli barów odmawiało obsługiwania homoseksualistów, a tam, gdzie byli akceptowani, nie mogli się dotykać podczas tańca. Policja regularnie przeprowadzała naloty na lokale, które uchodziły za „domy nierządu”, pod pretekstem kontroli licencji na sprzedaż alkoholu. 27 czerwca 1969 roku policja postanowiła zająć się Stonewall Inn.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
„TopSpin 2K25”: Game, set, mecz
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił