Rutkowski szuka Iwony Wieczorek ale działa bez koncesji

Najbardziej medialne śledztwo tego lata prowadzi prywatny detektyw bez licencji, przeciw któremu toczą się sprawy karne. To rzeczywistość, a nie streszczenie nowego kryminału

Aktualizacja: 29.08.2010 01:03 Publikacja: 28.08.2010 01:01

Krzysztof Rutkowski w okolicy, gdzie ostatni raz widziano Iwonę Wieczorek

Krzysztof Rutkowski w okolicy, gdzie ostatni raz widziano Iwonę Wieczorek

Foto: KFP, krzysztof mystkowski krz krzysztof mystkowski

W Sopocie, w drodze z dyskoteki do domu znika atrakcyjna 19-letnia dziewczyna. Zaniepokojona rodzina oplakatowuje jej zdjęciami całą okolicę. Potem wzywa na pomoc detektywa. To Krzysztof Rutkowski, właściciel słynnej firmy detektywistycznej w Łodzi, bohater popularnego serialu dokumentalnego „Detektyw”, były poseł Samoobrony.

W niczym nie przypomina klasycznych postaci literackich w rodzaju Philipa Marlowe ani też ich współczesnej wersji, czyli na przykład Lisabeth Salander, socjopatycznej researcherki z trylogii Stiega Larssona. Niewątpliwie jednak Rutkowski ma swój styl. Jego firma słynie ze spektakularnych zatrzymań. Na stronach internetowych zamieszcza filmy z co bardziej żywiołowych akcji.

[srodtytul]Głośny temat to reklama[/srodtytul]

Za pracę w Sopocie bierze 15 tys. zł. „Sprawę poprowadzę od początku do końca, nawet jeśli będę musiał do tego dołożyć. Głośny temat to dla mnie reklama” – mówi dziennikarzom detektyw, który od dawna jest już przede wszystkim celebrytą.

Pierwszą konferencję prasową zaczął mocnym akcentem – krytyką działań policji. Od tej pory to Krzysztof Rutkowski będzie nadawał ton codziennym doniesieniom mediów z rejonu poszukiwań. Ujawnia film z monitoringu, na którym za wracającą do domu zaginioną dziewczyną idzie mężczyzna z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Tworzy jego portret, koordynuje „społeczną” akcję przeszukiwania terenów leśnych w Gdańsku-Oliwie. A gdy wolontariusze z PCK natkną się na biały ręcznik, praktycznie nie ma wątpliwości, że jest to rzecz związana ze sprawą. Potem detektyw wskazuje policji kolejny trop – znajomego zaginionej, policjanta. Gdy okazuje się, że ten ma alibi, Rutkowski jedzie do Szwecji, a po powrocie ogłasza, że dziewczyna została porwana. Mówi: „To więcej niż pewne, Iwona Wieczorek nie żyje”.

A policja, oglądając jego kolejne występy, może jedynie zaciskać zęby. – Bez wątpienia tego typu zachowania są sprzeczne z podstawowymi zasadami pracy wywiadowczej i operacyjnej

– podinspektor Jan Kościuk, rzecznik pomorskiej KWP, starannie dobiera słowa. – Gdyby dziewczyna była przetrzymywana wbrew swojej woli, wspólnik porywacza po takiej informacji mógłby w panice zacząć zacierać ślady, co zagraża życiu ofiary. Policja zbiera wiele informacji, które nie trafiają do opinii publicznej dla dobra śledztwa i w trosce o bezpieczeństwo zaginionej dziewczyny. W takich sprawach działania muszą być profesjonalne.

Rutkowski niewątpliwie ukradł to śledztwo policji, która tylko odpowiada na pytania, a Rutkowski w świetle kamer, na oczach całej Polski celebruje kolejne fazy poszukiwań. Jeden z internautów pisze: „To jak Big Brother”. Ale do relacjonowania sprawy włączają się ogólnopolskie media. Nowe informacje z prowadzonego śledztwa znajdują się w serwisach niemal każdego dnia.

[srodtytul]Detektyw z przyzwyczajenia[/srodtytul]

Przez prawie miesiąc licznych rozmów i wywiadów z Krzysztofem Rutkowskim – często o nim samym – nikt nie zadał mu podstawowego pytania: dlaczego w ogóle zajął się tą sprawą. Przez całe tygodnie nikt nie zwrócił uwagi, że główny polski śledczy nazywany jest detektywem tylko grzecznościowo i z przyzwyczajenia.

– Pan Krzysztof Rutkowski nie posiada obecnie uprawnień do wykonywania zawodu detektywa, tj. licencji detektywa. Została ona cofnięta decyzją komendanta wojewódzkiego w Łodzi – informuje Małgorzata Woźniak, rzecznik MSWiA. Dodaje, że rejestr detektywów nie zawiera informacji o przyczynach zawieszenia i cofnięcia licencji.

Nie jest jednak tajemnicą, że kłopoty Krzysztofa Rutkowskiego z wymiarem sprawiedliwości zaczęły się już kilka lat temu. W 2006 r. został aresztowany na dziesięć miesięcy w związku ze śledztwem przeciw mafii paliwowej. Obecnie jest jednym z 21 oskarżonych – sprawa toczy się od trzech lat przed Sądem Okręgowym w Katowicach. Prokuratura stawia mu w tej sprawie pięć zarzutów: udział między lipcem 2002 r. a wrześniem 2003 r. w zorganizowanej grupie przestępczej, powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych, pranie brudnych pieniędzy – wpływy z nielegalnego obrotu paliwami miał przyjmować na konta bankowe swojej firmy – i sprawstwo kierownicze w wystawianiu fikcyjnych faktur przez pracowników Biura Doradczego Rutkowskiego.

Kolejną sprawę przeciw Krzysztofowi Rutkowskiemu i jego trzem pracownikom Prokuratura Okręgowa w Katowicach skierowała do sądu w maju br. Tym razem stawia mu sześć zarzutów. W latach 2004 – 2006 Biuro Doradcze Rutkowskiego przyjęło około 270 zleceń detektywistycznych. Od poszukiwania skradzionych samochodów po poszukiwanie zaginionych osób. Rutkowski nie wpisał jednak wtedy swojej działalności do rejestru usług. Prokuratura zarzuca mu też, że w 2005 r. w Bytomiu jego pracownicy zatrzymali bezprawnie trzy osoby, wciągnęli je do samochodu i zawieźli na policję. Rutkowski broni się, że było to zatrzymanie obywatelskie sprawców na gorącym uczynku – w momencie wymuszenia rozbójniczego.

Jeszcze inne zarzuty ciążą na detektywie w związku ze zdarzeniem w Książnicach koło Rybnika. Tam w 2005 r. ludzie Rutkowskiego, działając na zlecenie matki, wyprowadzili ze szkoły siedmioletnie dziecko, które przebywało u ojca – choć sąd opiekę nad nim powierzył matce. Pracownicy Rutkowskiego, wchodząc do szkoły w czarnych kamizelkach, wywołali panikę. Rutkowski stoi na stanowisku, że jedynie pomagał w wykonaniu wyroku sądu.

Pretensje do Krzysztofa Rutkowskiego miał też Włodzimierz Olewnik, ojciec zamordowanego Krzysztofa Olewnika. Twierdził, że detektyw wyłudził od niego milion złotych. Rutkowski podczas zeznań przed komisją sejmową zapewniał, że pieniądze wyłudził informator jego agencji Andrzej K. Włodzimierz Olewnik utrzymywał jednak, że detektyw o wszystkim wiedział. Rutkowski wytoczył Włodzimierzowi Olejnikowi sprawę o zniesławienie.

Pozbawiony licencji detektyw Rutkowski zajęcie się sprawą Iwony Wieczorek tłumaczy: – Jestem właścicielem Biura Detektywistycznego Rutkowski Security Serwis i Biura Doradczego Rutkowski. Security Serwis ma wpis do ewidencji MSWiA na wykonywanie usług detektywistycznych, Biuro Doradcze ma w swoim zakresie wykonywanie wielu czynności prawnych, m.in. windykacji. Mam zawieszoną licencję w związku ze sprawą, która nie została jeszcze rozpoznana przez sąd. Nie wykonuję usług detektywistycznych osobiście, robią to moi pracownicy, a ja jestem również rzecznikiem prasowym Biura Detektywistycznego Rutkowski. Czy rzecznik prasowy musi zawsze prowadzić śledztwo, o którym mówi? – pyta retorycznie.

[srodtytul]Warto mieć kolegów[/srodtytul]

Prywatny rynek detektywistyczny to dziś w Polsce kilkadziesiąt firm, ale te naprawdę liczące się można wyliczyć na palcach. Wielu zaczynało na początku lat 90., kiedy firmy detektywistyczne – podobnie jak ochroniarskie – zapewniały po zmianie ustroju miękkie lądowanie funkcjonariuszom milicji i służb specjalnych PRL. Krzysztof Rutkowski, były funkcjonariusz ZOMO, założył swoje biuro detektywistyczne w 1990 r.

W 2001 r. weszła w życie ustawa, która miała wolną amerykankę ucywilizować. Wprowadziła licencje na działalność detektywistyczną. Tylko tak można prowadzić działalność śledczą na terenie Polski. Za samowolne prowadzenie działalności detektywistycznej grozi do dwóch lat pozbawienia wolności. Jednak w tej chwili w prowadzonym przez MSWiA rejestrze detektywów znajduje się jedynie 511 osób.

[wyimek]W prowadzonym przez MSWiA rejestrze detektywów znajduje się 511 osób. Za prowadzenie działalności bez licencji grozi więzienie[/wyimek]

O licencję może się ubiegać każdy, kto ma co najmniej 21 lat, średnie wykształcenie, nie jest skazany prawomocnym wyrokiem za przestępstwo umyślne i nie toczy się przeciwko niemu postępowanie karne za przestępstwo umyślne. Kandydat na detektywa nie może też w ciągu ostatnich pięciu lat być karnie wydalony ze służby w policji, wojsku lub ze służb specjalnych. Licencję można uzyskać po egzaminie zdanym w Komendzie Wojewódzkiej Policji. Egzamin jest niełatwy – pisemny i ustny, składany przed kilkuosobową komisją – obejmuje zagadnienia z prawa cywilnego i karnego, kryminalistyki, kryminologii, wiktymologii oraz psychologii sądowej. – Trudno wskazać, ile osób przystępuje do egzaminu. Zdarzają się przypadki, że egzamin jest organizowany dla jednej osoby, ale są też i takie, kiedy zdających jest siedem czy osiem osób – mówi podkomisarz Małgorzata Gołaszewska z Komendy Głównej Policji.

Sami detektywi szacują, że egzamin oblewa dziewięciu na dziesięciu kandydatów. A przecież o licencję najczęściej starają się ludzie związani z wymiarem sprawiedliwości – byli pracownicy służb czy policjanci, którzy przechodzą na emerytury po 15 latach pracy, a w prywatnej firmie detektywistycznej zarobić mogą znacznie więcej.

Dlatego w tej branży cały czas największe wątpliwości budzą nieformalne kontakty. Byli policjanci wykorzystują znajomości z kolegami. Próbują w ten sposób uzyskać dostęp do instrumentów dla siebie niedostępnych. Bo prywatny detektyw to nie prywatna policja – nie wolno mu zakładać podsłuchów, stosować środków przymusu. Sądy zaczynają wytyczać tu pierwsze granice. Detektyw Marcin P. został skazany za „nakłanianie do ujawniania informacji ze śledztw”.

Kontakty branży z policją mają też inny wymiar. Prywatny detektyw ma obowiązek zgłoszenia lokalnej policji, że zajmuje się sprawą karną na jej terenie. W wielu przypadkach policja i detektywi współpracują ze sobą. – Zawsze mówimy, że chcemy współpracować, tłumaczymy: wykujmy z tego wspólny sukces, bo najgorsze, co może być, to skonfliktować się z policją. Potrzebny jest spokój i wyważenie – mówi Michał Rapacki, detektyw licencjonowany, właściciel firmy BDR, twórca konsorcjum, na które składa się sześciu licencjonowanych detektywów i kilka firm o różnej specjalizacji. Jak zaznacza, zatrudnia byłych oficerów policji, CBŚ i służb specjalnych z wieloletnim doświadczeniem. – Mam kolegów w każdym miejscu w kraju, co znacznie przyspiesza czas reakcji – mówi.

[srodtytul]Rogacizna i nie tylko[/srodtytul]

Choć bywają detektywi, którzy zatrudniają także ludzi z miasta. – Ludzie z resortu nie są łatwi. Nastawiają się na szybki zysk. Mają nawyki, choćby dorabianie sobie filmu. Jeszcze sprawą się nie zajął, a już wszystko wie, już rozpracował. Dlatego dobieram do współpracy ludzi mających w życiorysie kolizję z prawem. Są ambitni, mniej nastawieni na szybki zysk, często potrafią od siebie dołożyć dodatkowe godziny, bo się wciągają – mówi jeden z szanowanych detektywów, prosząc jednak o niepodawanie nazwiska. W ten sposób następuje powrót do zasady, którą stworzył pierwszy prywatny detektyw – wywodzący się ze świata przestępczego słynny Eugene Vidocq – że najlepiej zbrodnię zwalczają byli zbrodniarze.

Najczęstsze sprawy, jakie trafiają do prywatnych detektywów, to tzw. rogacizna – zdrady, zbieranie dowodów w sprawach rozwodowych. Jednak w ostatnich latach coraz więcej firm wyspecjalizowało się w sprawach gospodarczych. Sprawdzanie wiarygodności partnerów biznesowych i wspólników to zajęcie trudniejsze, ale znacznie lepiej płatne. Zwykle też sukces w tego rodzaju sprawie przyciąga innych klientów. SOS Agencja Detektywistyczna Piotra Degórskiego poza sprawami gospodarczymi i rozwodowymi prowadzi też wiele związanych z sektami. – To skomplikowane, bo często osoby, które trzeba wyrwać z rąk sekt, są pełnoletnie, mogą więc decydować o sobie – mówi Degórski. Za sukces uważa trzykrotne wyciągnięcie wyznawców z sekty Sai Baby.

Środowisko, w przeciwieństwie do Krzysztofa Rutkowskiego, nie potrafi się jednak wypromować. Prywatni detektywi walczą teraz o zmiany w ustawie. Chcą ujednolicenia zasad egzaminów na licencję. Proponują też, by znieść wymóg pełnej sprawności fizycznej detektywa. Jednak posłowie prawdopodobnie nie zgodzą się na przyznanie detektywom ułatwień w uzyskiwaniu informacji, co oznacza, że urzędy będą nadal traktować ich jak innych petentów. – Ustawa o detektywach była robiona na chybcika. Przy próbie jej poprawienia czujemy opór materii – mówi Ryszard Bedzik ze skupiającego jedną piątą środowiska Polskiego Stowarzyszenia Detektywów Licencjonowanych.

W zawodzie konkurencja jest bardzo silna. Detektywi w sprawie Rutkowskiego są więc podzieleni. Jedni patrzą na niego jak na żywą reklamę branży. – On zapoczątkował rynek detektywistyczny – mówi Jarosław Manastyrski, detektyw z firmy Nemezis z Warszawy. Inni uważają, że psuje rynek brakiem profesjonalizmu. – Ten pan nie jest detektywem. Nie ma żadnego pomysłu na sprawę Iwony Wieczorek – ripostuje Michał Rapacki, któremu na początku rodzina zaginionej zaproponowała prowadzenie tego śledztwa, potem jednak zdecydowała się na Rutkowskiego. Rapacki żałuje, że nie dano mu szansy. – Tym, co robi Rutkowski, jestem oburzony. Jak każdy licencjonowany detektyw.

W Sopocie, w drodze z dyskoteki do domu znika atrakcyjna 19-letnia dziewczyna. Zaniepokojona rodzina oplakatowuje jej zdjęciami całą okolicę. Potem wzywa na pomoc detektywa. To Krzysztof Rutkowski, właściciel słynnej firmy detektywistycznej w Łodzi, bohater popularnego serialu dokumentalnego „Detektyw”, były poseł Samoobrony.

W niczym nie przypomina klasycznych postaci literackich w rodzaju Philipa Marlowe ani też ich współczesnej wersji, czyli na przykład Lisabeth Salander, socjopatycznej researcherki z trylogii Stiega Larssona. Niewątpliwie jednak Rutkowski ma swój styl. Jego firma słynie ze spektakularnych zatrzymań. Na stronach internetowych zamieszcza filmy z co bardziej żywiołowych akcji.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Kryzys demograficzny, jakiego nie było. Dlaczego Europa jest skazana na wyludnienie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Agnieszka Fihel: Migracja nie załata nam dziury w demografii
Plus Minus
Dzieci nie ma i nie będzie. Kto zawinił: boomersi, millenialsi, kobiety, mężczyźni?
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał