– Widzi pan – tak jak ja mieszkam, będziemy wszyscy mieszkali za trzy lata – perorował artyście premier, oprowadzając po swym lokum. Dymsza odwrócił się na pięcie i poszedł do przedpokoju.
„– Czy Pan się obraził? – zapytał go gospodarz. – Nie, ale w zasadzie zostałem zaproszony, żeby gościom opowiedzieć kilka dobrych kawałów, a pan powiedział tak świetny dowcip, że ja już jestem tu zbyteczny” – tak wyglądał dialog Dodka z Józefem Cyrankiewiczem. Se non e vero ben trovato.
Aktor należał już wówczas do PZPR. Trafił tam automatycznie, gdyż wcześniej był w PPS. „Jesienią 1948 roku, kiedy taty nie był w domu – relacjonowała córka artysty Anita – do mieszkania wkroczyło UB.
Oznajmiono przebywającym tam córkom i żonie, że mają natychmiast opuścić lokal. Jeden z towarzyszy odprowadził na bok panią Zofię i powiedział, że bardzo lubi pana Dymszę i tylko dlatego dobrze radzi: – Niech mąż dobrowolnie wstąpi do nowej partii. Bo kolaboracja i tak wypłynie, i może odbędzie się proces, a tacy rodzice nie są godni wychowywania dzieci. Dodał, że mają już wydane instrukcje dotyczące córek. Miejsca w domach dziecka na czterech krańcach Polski są przygotowane”.
Zasługą Dziewońskiego jest demitologizacja swego bohatera, ukaranego wyrokiem podziemnego ZASP (potwierdzonym po wojnie) „za utrzymywanie ścisłych stosunków z Niemcami” oraz „za skuteczne przełamywanie niechęci Polaków do widowisk organizowanych przez propagandę niemiecką na skutek podawania swego nazwiska w tytułach wielu rewii” (sic!).