Przewidywanie przyszłości jest ryzykowne. W latach 80. żaden z sowietologów nie przepowiedział upadku ZSRR. Prawie żaden z najwybitniejszych ekonomistów nie przewidział w 2007 roku tego, co na rynkach gospodarczych świata wydarzy się rok później. A gdy tylko jeden z nich mówił o zbliżającym się kryzysie finansowym, wszyscy patrzyli na niego jak na wariata.
Kto w ogóle rządzi przyszłością? I od kogo ona zależy? Jedno tsunami może zmienić przyszłość całej Japonii i nie tylko. Jedna powódź może zmienić sytuację na całym świecie. O ileż łatwiej pisać o przeszłości. I o ileż łatwiej fantazjować na jej temat!
Weźmy Adolfa Hitlera. Był ponoć zdolnym malarzem. Gdyby udało mu się sprzedać swoje obrazy w Paryżu, to może nie powstałaby barbarzyńska ideologia nazizmu? A co by było, gdyby po śmierci Lenina władzę zdobył nie Stalin, ale Żyd Lew Trocki? Jak wtedy wyglądałaby historia świata?
Co by się stało, gdyby w Polsce nie rządził Piłsudski, który bronił Żydów przed endecją i antysemitami? I który uważał, że mniejszości należą do narodu polskiego, a Żydzi byli ważną mniejszością? Może, gdyby żył dłużej, razem z Francuzami udałoby mu się uratować całą Europę i Żydów europejskich?
Fantazjowanie nawet o najbliższej przyszłości jest niezwykle trudne. Jak zakończy się wojna w Libii? Jaki wpływ będzie miał jej wynik na cały świat? Jak bardzo zdrożeje paliwo? Czy benzyna będzie kosztowała 10 zł? A może przestaniemy używać samochodów i przesiądziemy się na rowery?
Spójrzmy: koniec lipca 2012 roku. Może Polska zostanie mistrzem Europy w piłce nożnej? To fantazja, ale chciałbym, żeby Polacy ją zrealizowali. A listopad 2013 roku? Czy ktoś potrafi przewidzieć, czy Obama zostanie prezydentem USA na drugą kadencję? A może zastąpi go Sarah Palin? Czy ktoś wie, jak wtedy będą wyglądały stosunki Ameryki z Rosją i z Chinami? A może większość republikańska w Kongresie postanowi wrócić do polityki izolacji? Wtedy dolar znów może być najsilniejszą walutą na świecie.