Reklama
Rozwiń
Reklama

Piotr Semka,komentarz,polityka,Arłukowicz

Publikacja: 13.05.2011 20:00

W modzie antysmoleńskiej nowa tendencja. Już nie piszemy, że tłumy na Krakowskim Przedmieściu to groźny tłum współczesnych odpowiedników SA-manów, którzy rwą się tylko, aby ustanowić w Polsce faszystowską dyktaturę. Ton tego tygodnia to pobłażliwe zdziwienie nad ludźmi niemogącymi żyć bez poczucia niewoli i tragedii.

Publicysta „Tygodnika Powszechnego" odkurza złote myśli Cezarego Michalskiego o „męczennikach na pluszowych krzyżach, którzy w luksusowych apartamentach czekają na lwy mające ich pożreć". Np. bo przecież smoleńszczycy to dziś establishment. A tak w ogóle to można boki zrywać z kongresu „Polska

– wielki projekt". Aby zdrowego odruchu niczym nie zakłócać, większość mediów nie zdecydowała się na jakieś choćby w przybliżeniu wierne streszczenie, co na kongresie mówiono. Po co sobie psuć zabawę?

Zabawne jest porównanie w pewnych gazetach ostatnich tekstów o Janie Pawle II tuż przed jego beatyfikacją i tekstów o Czesławie Miłoszu z okazji wydania jego biografii pióra Andrzeja Franaszka.

Jak się okazuje, papież Jan Paweł II był wielki, ale omylny, „nie wolno zacukrzyć go w laurkach". Z Miłoszem jest zupełnie na odwrót. Był wielki nie tylko jako twórca, ale i jako człowiek. Jego pomnikowość mogą kwestionować tylko godni politowania nienawistnicy. Nieliczni krytycy niepokalanego żywota Miłosza to głupcy, a sam autor dopiero zaczyna objawiać nam swój geniusz. Jak się okazuje, prawdziwe beatyfikacje w Polsce odbywają się w wydawnictwie Znak, a znacznie skuteczniejszym postulatorem w procesach beatyfikacyjnych od księdza Odera jest Jego świętobliwość Andrzej Franaszek.

Reklama
Reklama

A propos wydawnictwa Znak. Złota myśl przechodnia z Mokotowa, który razem ze mną zatrzymał się przed witryną księgarni. Wskazując na wyeksponowane „Złote żniwa" Jana Tomasza Grossa – błysnął ciekawą obserwacją: – A ile to, panie, ten PSL Waldemara Pawlaka rozwodzi się nad szacunkiem ludowców dla polskich chłopów. A jak Gross sugeruje, że większość polskich chłopów to byli urodzeni mordercy zabijający z czystej nienawiści ukrywających się Żydów – to żaden z ludowców pary z gęby nie puścił.

Głośne przejście Bartosza Arłukowicza do PO przypomniało mi efektowną zmianę barw z lat 90. Katarzyna Piekarska kandydowała na szefa warszawskiej Unii Wolności przeciw Markowi Balickiemu popieranemu przez Bronisława Geremka. Balicki przegrał, co Profesorowi się nie spodobało. Ponieważ w realu nie był tak dobroduszny, jak to możemy wyczytać z wielu dzisiejszych o nim wspomnień, zatruł skutecznie życie Piekarskiej. I tak pani Kasia czmychnęła do postkomunistów i została wiceministrem MSWiA pod Leszkiem Millerem.

Jaki morał z tej bajki? Pierwszy dla Grzegorza Napieralskiego – jak się komuś obrzydza życie, to nie można się potem dziwić, że ktoś znika. Drugi: efektowny akces do innej partii rzadko kończy się późniejszym awansem. Uciekinierzy są mile witani, ale zazwyczaj nie trafiają do kręgu decyzyjnego swojej nowej partii.

A Arłukowicz? Ten dopiero ma konkurencję w PO. Chyba pozostanie na zawsze miłym „wiecznym młodziankiem" z melancholijnymi oczami ofiary „krwawego Grzegorza"? A może zostanie potężnym szczecińskim baronem Platformy, jaki przyćmi dwa lata młodszego Sławomira Nitrasa? Na razie lepiej niech uważa. Na wyjazdowych spotkaniach PO mściwi przyjaciele „Mira" i „Zbycha" mogą zrobić Arłukowiczowi w nocy kocówę za zbyt dociekliwe pytania w czasie prac komisji hazardowej.

Czy musisz kolejny dzień się czepiać Arłukowicza? Przecież mało kto tyle wycierpiał od swoich kolegów z lewicy – pyta mnie zezujący na moją pisaninę kolega z działu. To prawda – Grzegorz Napieralski od miesięcy bawił się z Arłukowiczem w kotka i myszkę – nie ujawniając, jakie miejsce na listach SLD i gdzie chce mu przyznać. A dowiedzieć się tuż przed zamknięciem list, że dostało się przedostanie miejsce z Suwałk albo Krosna, to żadna przyjemność.

Wszystko to racja, ale czemu akurat ten transfer mnie irytuje...

Reklama
Reklama

A może dlatego, że w cichości duszy miałem nadzieję, że to Arłukowicz będzie kiedyś liderem jakiejś normalnej lewicy. Nieczapkującej przed Jaruzelskim ani niedemonstrującej zimnego eurorealizmu á la Lidia Geringer de Oedenberg. Może żal mi chłopaka, który toczył spory z Polit-urzędasem Mirosławem Sekułą, a zaraz będzie z nim w jednym klubie.

W modzie antysmoleńskiej nowa tendencja. Już nie piszemy, że tłumy na Krakowskim Przedmieściu to groźny tłum współczesnych odpowiedników SA-manów, którzy rwą się tylko, aby ustanowić w Polsce faszystowską dyktaturę. Ton tego tygodnia to pobłażliwe zdziwienie nad ludźmi niemogącymi żyć bez poczucia niewoli i tragedii.

Publicysta „Tygodnika Powszechnego" odkurza złote myśli Cezarego Michalskiego o „męczennikach na pluszowych krzyżach, którzy w luksusowych apartamentach czekają na lwy mające ich pożreć". Np. bo przecież smoleńszczycy to dziś establishment. A tak w ogóle to można boki zrywać z kongresu „Polska

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Reklama
Plus Minus
„Posłuchaj Plus Minus”: Czy inteligencja jest tylko za Platformą
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Plus Minus
Odwaga pojednania. Nieznany głos abp. Kominka
Plus Minus
„Kubek na tsunami”: Żywotna żałoba przegadana ze sztuczną inteligencją
Plus Minus
„Kaku: Ancient Seal”: Zręczny bohater
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Plus Minus
„Konflikt”: Wojna na poważnie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama