W modzie antysmoleńskiej nowa tendencja. Już nie piszemy, że tłumy na Krakowskim Przedmieściu to groźny tłum współczesnych odpowiedników SA-manów, którzy rwą się tylko, aby ustanowić w Polsce faszystowską dyktaturę. Ton tego tygodnia to pobłażliwe zdziwienie nad ludźmi niemogącymi żyć bez poczucia niewoli i tragedii.
Publicysta „Tygodnika Powszechnego" odkurza złote myśli Cezarego Michalskiego o „męczennikach na pluszowych krzyżach, którzy w luksusowych apartamentach czekają na lwy mające ich pożreć". Np. bo przecież smoleńszczycy to dziś establishment. A tak w ogóle to można boki zrywać z kongresu „Polska
– wielki projekt". Aby zdrowego odruchu niczym nie zakłócać, większość mediów nie zdecydowała się na jakieś choćby w przybliżeniu wierne streszczenie, co na kongresie mówiono. Po co sobie psuć zabawę?
Zabawne jest porównanie w pewnych gazetach ostatnich tekstów o Janie Pawle II tuż przed jego beatyfikacją i tekstów o Czesławie Miłoszu z okazji wydania jego biografii pióra Andrzeja Franaszka.
Jak się okazuje, papież Jan Paweł II był wielki, ale omylny, „nie wolno zacukrzyć go w laurkach". Z Miłoszem jest zupełnie na odwrót. Był wielki nie tylko jako twórca, ale i jako człowiek. Jego pomnikowość mogą kwestionować tylko godni politowania nienawistnicy. Nieliczni krytycy niepokalanego żywota Miłosza to głupcy, a sam autor dopiero zaczyna objawiać nam swój geniusz. Jak się okazuje, prawdziwe beatyfikacje w Polsce odbywają się w wydawnictwie Znak, a znacznie skuteczniejszym postulatorem w procesach beatyfikacyjnych od księdza Odera jest Jego świętobliwość Andrzej Franaszek.