Jaki pluralizm w mediach

Czy najpopularniejsze telewizje ukrywają przed Polakami ważne informacje? Kto jest w „drugim obiegu” medialnym – prawica czy lewica? Czy Internet zastąpi tradycyjne gazety i stacje? Relacja z debaty, która 31 stycznia odbyła się w redakcji „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 04.02.2012 00:01

Od lewej: Roman Kurkiewicz, Maciej Gdula, Joanna Lichocka, Bogusław Chrabota, Grzegorz Hajdarowicz,

Od lewej: Roman Kurkiewicz, Maciej Gdula, Joanna Lichocka, Bogusław Chrabota, Grzegorz Hajdarowicz, Wiesław Podkański, Andrzej Skworz, Paweł Lisicki, Tomasz Wróblewski

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Czy najpopularniejsze telewizje ukrywają przed Polakami ważne informacje? Kto jest w „drugim obiegu" medialnym – prawica czy lewica? Czy Internet zastąpi tradycyjne gazety i stacje? Relacja z debaty, która 31 stycznia odbyła się w redakcji „Rzeczpospolitej"

Wie­sław Pod­kań­ski, pre­zes Izby Wy­daw­ców Pra­sy

Ry­nek me­diów w sen­sie ob­ję­to­ści, po­jem­no­ści i struk­tu­ry wy­da­je się ryn­kiem peł­nym i doj­rza­łym, co nie zna­czy, że jest już za­mknię­ty i nie­na­ru­szal­ny. Je­śli cho­dzi o ry­nek pra­sy, to cha­rak­te­ry­zu­je się on dość da­le­ko po­su­nię­tym plu­ra­li­zmem. Jed­no­cze­śnie bran­ża ta funk­cjo­nu­je w spo­sób dość spo­koj­ny i sta­bil­ny. Je­śli ktoś ma po­mysł i jest do­bry w tym, co ro­bi, to się prze­bi­je.

Grze­gorz Haj­da­ro­wicz, wła­ści­ciel Pres­spu­bli­ki

Jesz­cze nie­daw­no wy­da­wa­ło się, że ry­nek me­dial­ny za­stygł. Ale ostat­nie wy­da­rze­nia – suk­ces ty­go­dni­ka „Uwa­żam Rze", mój za­kup Pres­spu­bli­ki, za­kup Po­lkom­te­lu przez Zyg­mun­ta So­lo­rza czy sprze­daż TVN – po­ka­zu­ją, że jest tu pew­na dy­na­mi­ka. Po­ja­wi­li się no­wi gra­cze. Dzi­siaj uwa­żam ten ry­nek za dy­na­micz­ny, cho­ciaż­by dla­te­go, że po­ja­wia­ją się no­we no­śni­ki – np. ta­blet, któ­ry zre­wo­lu­cjo­ni­zu­je wszyst­kie me­dia, nie tyl­ko pa­pie­ro­we, ale i elek­tro­nicz­ne, włącz­nie z ra­diem i te­le­wi­zją.

Jesz­cze do nie­daw­na moż­na by­ło uznać, że rów­nież pod wzglę­dem ide­owym ry­nek me­dial­ny był za­mro­żo­ny. Ty­go­dni­ki opi­nii, któ­re wte­dy ist­nia­ły, łącz­nie z „Prze­kro­jem", bar­dzo się do sie­bie zbli­ży­ły. My chcie­li­śmy dać in­ną pro­po­zy­cję, wy­cho­dząc z za­ło­że­nia, że w me­diach i biz­ne­sie nie ma punk­tów sta­łych. Są one bar­dzo dy­na­micz­ne, szcze­gól­nie w okre­sie zmian tech­no­lo­gicz­nych.

Ja­ko wy­daw­ca kon­cen­tru­ję się na biz­ne­sie i nie ma dla mnie zna­cze­nia ide­olo­gia pism, któ­re wy­da­ję. Cho­dzi o to, że­by dzien­ni­ka­rze do­sta­li wy­na­gro­dze­nie za swo­ją pra­cę, że­by moż­na by­ło opła­cić dru­kar­nie czy zro­bić apli­ka­cję na ta­ble­ty. A czy to mu­szą być ty­tu­ły, któ­re od­zwier­cie­dla­ją mo­je po­glą­dy po­li­tycz­ne? Gdy­by tak by­ło, nie mógł­bym wy­da­wać „Uwa­żam Rze" i „Prze­kro­ju" w jed­nym wy­daw­nic­twie.

Jo­an­na Li­choc­ka, pu­bli­cyst­ka

Od 1989 ro­ku te­le­wi­zja – po­dob­nie zresz­tą jak w cza­sach PRL – by­ła ele­men­tem sys­te­mu wła­dzy. Mam wra­że­nie, że w tej chwi­li je­ste­śmy w sy­tu­acji, gdy za­rów­no elek­tro­nicz­ne me­dia pu­blicz­ne, jak i ko­mer­cyj­ne środ­ki prze­ka­zu są ra­czej ele­men­tem sys­te­mu wła­dzy niż ele­men­tem jej kon­tro­lo­wa­nia. W tak ostrych bar­wach zo­ba­czy­li­śmy to zwłasz­cza po 10 kwiet­nia 2010 r. To, co się dzia­ło po­tem, i to, jak pol­skie me­dia re­la­cjo­no­wa­ły prze­bieg śledz­twa, wo­ła­ło o po­mstę do nie­ba. Naj­pierw po­wta­rza­no za ro­syj­ską pra­są nie­praw­dzi­we in­for­ma­cje, a po­tem te­ma­ty do­ty­czą­ce po­smo­leń­skiej wspól­no­ty Po­la­ków i śledz­twa w spra­wie ka­ta­stro­fy spy­cha­no. To zro­dzi­ło po­trze­bę two­rze­nia al­ter­na­tyw­ne­go spo­so­bu ko­mu­ni­ka­cji z Po­la­ka­mi, tzw. dru­gie­go obie­gu. Po­ję­cie to za­ist­nia­ło, po­nie­waż oka­za­ło się, że me­dia ma­in­stre­amo­we nie wy­peł­nia­ją swo­jej ro­li i lu­dzie za­czę­li szu­kać in­nych źró­deł in­for­ma­cji.

Zda­ję so­bie spra­wę z te­go, że mię­dzy na­mi mu­si być kon­flikt. Ist­nie­nie nie­za­leż­ne­go obie­gu wpra­wia w za­kło­po­ta­nie obieg ma­in­stre­amo­wy, bo de­le­gi­ty­mi­zu­je pra­cę sze­fów tych me­diów, któ­re swo­ją ro­lę poj­mu­ją w spo­sób skan­da­licz­ny. Przy­naj­mniej 30 proc. Po­la­ków mó­wi – choć­by gło­su­jąc na par­tie opo­zy­cyj­ne – że nie ma swo­ich re­pre­zen­tan­tów w me­diach. Z te­le­wi­zji – zwłasz­cza pu­blicz­nej – zo­sta­li wy­rzu­ce­ni dzien­ni­ka­rze, z któ­ry­mi oni się iden­ty­fi­ko­wa­li. Nie ma pro­gra­mów Wild­ste­ina, Ziem­kie­wi­cza, Ani­ty Gar­gas, Jac­ka Kar­now­skie­go. Co praw­da spo­ra­dycz­nie po­ja­wia­ją się oni w te­le­wi­zji, ale w pro­por­cji 3: 1. Są za­pra­sza­ni ja­ko re­pre­zen­tan­ci „re­zer­wa­tu", „mo­he­rów".

Pro­ble­mem nie jest to, czy ja bę­dę mia­ła pra­cę, ale to, czy 30 proc. Po­la­ków ma rze­tel­ną in­for­ma­cję. Tym­cza­sem Po­la­cy nie ma­ją do niej do­stę­pu. Po­dam przy­kład: ja­kiś czas te­mu „Rzecz­po­spo­li­ta" opu­bli­ko­wa­ła bar­dzo do­bry ar­ty­kuł o tym, w ja­kich oko­licz­no­ściach zo­stał wy­kre­ślo­ny ar­ty­kuł w ko­dek­sie, na pod­sta­wie któ­re­go mógł być ska­za­ny Ry­szard Krau­ze. Któ­ra te­le­wi­zja w swo­ich głów­nych wy­da­niach zwró­ci­ła na to uwa­gę? Żad­na.

Wy­zwa­niem dla me­diów „dru­gie­go obie­gu" są ta­kie te­ma­ty jak afe­ra ha­zar­do­wa, oce­ny za­cho­wa­nia pre­zy­den­ta i pre­mie­ra w re­la­cjach z Ro­sją po ka­ta­stro­fie w Smo­leń­sku, kwe­stia na­szych re­la­cji z Niem­ca­mi. Jest mnó­stwo te­ma­tów, o któ­rych Po­la­cy po­win­ni wie­dzieć. Ale naj­wy­raź­niej ma­ją o nich nie wie­dzieć.

Bog­dan Chra­bo­ta, dy­rek­tor pro­gra­mo­wy Pol­sat News

Nie by­ło u nas żad­ne­go spy­cha­nia te­ma­tów. Ab­so­lut­nie za­prze­czam te­zom, że kto­kol­wiek ka­zał nam wy­ci­nać te­ma­ty­kę smo­leń­ską, za­ka­zy­wał pre­zen­to­wa­nia punk­tu wi­dze­nia lu­dzi z oto­cze­nia Le­cha Ka­czyń­skie­go. Wręcz od­wrot­nie – sta­ra­li­śmy się, że­by pa­ry­tet był za­cho­wa­ny. Nie je­stem czło­wie­kiem, któ­ry rzą­dził tym jak de­miurg. Per­spek­ty­wę „Ga­ze­ty Pol­skiej" czy „Ga­ze­ty Pol­skiej Co­dzien­nie" uwa­żam za skraj­nie stron­ni­czą i nie­rze­tel­ną, choć co do jed­nej spra­wy się zga­dzam. Cho­dzi o nie­bez­pie­czeń­stwo „ma­in­stre­amo­wo­ści".

To za­sad­ni­czy pro­blem do­ty­czą­cy me­diów, szcze­gól­nie te­le­wi­zji. Ma­in­stre­amo­wość jest ła­twym wy­bo­rem. To jest praw­dzi­we za­gro­że­nie dla plu­ra­li­zmu. A co ro­zu­miem przez „ma­in­stre­amo­wość"? Ma­in­stre­amo­wość to przede wszyst­kim schle­bia­nie za­sa­dzie po­praw­no­ści po­li­tycz­nej. To rów­nież ta­blo­idy­za­cja, ce­le­bry­tyzm. Po­dą­ża­nie za ludź­mi, któ­rzy są po­pu­lar­ni w me­diach elek­tro­nicz­nych i do­bie­ra­nie ich we­dle te­go klu­cza. Po­za tym dyk­tat mar­ke­tin­gu. To jest wiel­kie nie­bez­pie­czeń­stwo dla te­le­wi­zji.

A nasz ry­nek te­le­wi­zyj­ny jest, ja­ki jest. Nie je­ste­śmy kra­jem tak za­moż­nym jak Sta­ny Zjed­no­czo­ne, że­by­śmy mie­li kil­ka­na­ście kon­ku­ru­ją­cych ze so­bą ka­na­łów. Dla­te­go uwa­żam nie­bez­pie­czeń­stwo ma­in­stre­amo­wo­ści za na­praw­dę po­waż­ne.

Ma­ciej Gdu­la, „Kry­ty­ka Po­li­tycz­na"

Je­śli pra­wi­co­we dzien­ni­kar­stwo to „dru­gi obieg", to co po­wie­dzieć o nas? Pra­wi­ca rze­czy­wi­ście do­brze wy­ko­rzy­stu­je toż­sa­mość dru­go­obie­go­wą. Ona się nie­źle sprze­da­je i nie­źle or­ga­ni­zu­je pu­blicz­ność, bo wy­zwa­la emo­cje. Po­ka­zu­je: „My je­ste­śmy wy­klu­czo­ny­mi, je­dy­ny­mi słusz­ny­mi, bu­du­je­my sprze­ciw wo­bec wszech­po­tęż­ne­go ma­in­stre­amu". Tym­cza­sem nie by­ło­by suk­ce­su por­ta­li in­ter­ne­to­wych, nie by­ło­by suk­ce­su „Uwa­żam Rze", gdy­by nie to, że pra­wi­co­wi dzien­ni­ka­rze mo­gli pro­wa­dzić pro­gra­my w te­le­wi­zji pu­blicz­nej w la­tach 90. i w cza­sach PiS. Dzien­ni­ka­rze le­wi­co­wi ta­kiej moż­li­wo­ści ra­czej nie mie­li.

To dzię­ki te­mu pra­wi­ca jest tak uprzy­wi­le­jo­wa­na w sto­sun­ku do le­wi­cy, choć mam wra­że­nie, że i tak obec­nie jest le­piej niż by­ło. „Zło­te cza­sy" me­diów pu­blicz­nych – cen­tral­nych, du­żych i bo­ga­tych – to nie by­ły cza­sy plu­ra­li­zmu. Do­brze pa­mię­tam la­ta 90., kie­dy me­dia by­ły za­mknię­te i ogra­ni­czo­ne do spo­ru mię­dzy li­be­ra­ła­mi a pra­wi­cą. By­ło nie­cie­ka­wie, gdyż nie by­ło miej­sca np. na kry­ty­kę ka­pi­ta­li­zmu. To był te­mat, któ­ry nie mógł się prze­bić, bo był po­za spo­rem. Obie stro­ny zga­dza­ły się co do te­go, ja­ki po­wi­nien być kształt go­spo­dar­ki. Wte­dy też nie by­ło­by miej­sca dla „Kry­ty­ki Po­li­tycz­nej". Zo­sta­li­by­śmy oce­nie­ni ja­ko zbyt ra­dy­kal­ni, „oszo­łom­scy" i mar­gi­nal­ni.

Te­raz ma­my wię­cej opi­nii, wię­cej ka­na­łów, wię­cej róż­no­rod­no­ści. Obec­nie plu­ra­li­zmu nam więc nie bra­ku­je, pro­blem tkwi gdzie in­dziej: w ma­le­ją­cym zna­cze­niu me­diów tra­dy­cyj­nych. Kie­dy przy­cho­dzi­ło się swe­go cza­su do TVN 24, wi­dzia­ło się dzien­ni­ka­rzy prze­ko­na­nych, że to oni kreu­ją rze­czy­wi­stość. Te­raz nie wi­dzi się kre­ato­rów rze­czy­wi­sto­ści, lecz pra­cow­ni­ków me­diów. Mam ogrom­ną scha­den­freu­de, kie­dy wi­dzę dzien­ni­ka­rzy, któ­rzy się bo­ją i któ­rzy sta­li się po pro­stu pra­cow­ni­ka­mi, czy­li ludź­mi, któ­rzy sprze­da­ją swo­ją pra­cę i bo­ją się zwol­nień.

Dziś i na le­wi­cy, i na pra­wi­cy wie­le osób ma prze­ko­na­nie, że na­le­ży prze­stać się an­ga­żo­wać, bo to nie jest do­bry mo­ment na spo­ry. Wy­czer­pu­je się Plat­for­ma. Wy­czer­pał się też PiS. Lecz ja mam prze­ko­na­nie, że wła­śnie te­raz jest mo­ment, w któ­rym po­win­ni­śmy się spie­rać, wal­czyć o plu­ra­lizm i o swo­je po­glą­dy.

Pa­weł Li­sic­ki, re­dak­tor na­czel­ny „Uwa­żam Rze"

Czy plu­ra­lizm na na­szym ryn­ku me­diów ist­nie­je? Aby to stwier­dzić, mu­si­my roz­dzie­lić ryn­ki. Je­śli weź­mie­my pod uwa­gę np. ry­nek pra­so­wy i ty­go­dni­ko­wy, to mo­że­my za­dać py­ta­nie: skąd wziął się suk­ces „Uwa­żam Rze"? Stąd, że na ryn­ku po­ja­wi­ło się miej­sce, któ­re zwol­nił ty­go­dnik „Wprost", po­wo­łu­jąc na re­dak­to­ra na­czel­ne­go To­ma­sza Li­sa i ra­dy­kal­nie zmie­nia­jąc cha­rak­ter pi­sma z pra­wi­co­wo­-kon­ser­wa­tyw­ne­go. Przez to do­tych­cza­so­wi czy­tel­ni­cy „Wprost" – w szczy­to­wym okre­sie by­ło ich na­wet 150 tys. – nie mie­li swo­je­go pi­sma, po­nie­waż trzy głów­ne ty­go­dni­ki, któ­re wte­dy dzia­ła­ły, pre­zen­to­wa­ły po­glą­dy le­wi­co­wo­-li­be­ral­ne lub li­be­ral­ne, by­ły w więk­szym lub mniej­szym stop­niu pi­sma­mi pro­rzą­do­wy­mi i an­ty­opo­zy­cyj­ny­mi. Po dru­giej stro­nie by­ła tyl­ko „Ga­ze­ta Pol­ska", któ­ra – z róż­nych wzglę­dów – nie by­ła w sta­nie prze­jąć czy­tel­ni­ków „Wprost". Ta lu­ka zo­sta­ła wy­ko­rzy­sta­na przez „Uwa­żam Rze".

W ogó­le cha­rak­ter me­diów się zmie­nia. Sta­ją się one w mniej­szym stop­niu źró­dła­mi in­for­ma­cji, a co­raz bar­dziej do­star­czy­cie­la­mi toż­sa­mo­ści. To zja­wi­sko wi­dać nie tyl­ko w Pol­sce, lecz tak­że w USA i kra­jach Eu­ro­py. To ozna­cza, że od­bior­cy w co­raz więk­szym stop­niu po­trze­bu­ją pu­bli­cy­stów, aby for­mu­ło­wa­li w ich imie­niu po­glą­dy, aby w ich imie­niu wy­stę­po­wa­li. W związ­ku z tym tra­dy­cyj­na ro­la me­diów ja­ko do­star­czy­cie­li obiek­tyw­nej in­for­ma­cji i zdy­stan­so­wa­niu się wo­bec świa­ta ide­olo­gii, się skoń­czy­ła. Dla ta­kich me­diów nie ma już miej­sca. Co nie ozna­cza, że wy­star­czy mieć pew­ną toż­sa­mość i po­glą­dy, aby od­nieść suk­ces. Trze­ba jesz­cze do­brze pi­sać, za­trud­niać do­brych lu­dzi, któ­rzy przy­cią­ga­ją od­bior­ców, spraw­nie for­mu­ło­wać my­śli. Za­tem to, co roz­strzy­ga o po­wo­dze­niu to nie tyl­ko idea, ale i ja­kość.

A czy roz­wój me­diów in­ter­ne­to­wych mo­że za­stą­pić me­dia tra­dy­cyj­ne? Wy­da­je się, że nie, bo – z ca­łym sza­cun­kiem dla me­diów in­ter­ne­to­wych – blo­ge­rzy są tyl­ko ludź­mi, któ­rzy pi­szą po go­dzi­nach. Nikt nie za­stą­pi pra­cy dzien­ni­kar­skiej. Wi­dać to szcze­gól­nie po dzien­ni­ka­rzach śled­czych, któ­rych pra­ca po­le­ga na cią­głym do­cie­ra­niu do lu­dzi, ba­da­niu do­ku­men­tów. I ro­bią to czę­sto wbrew in­te­re­som gru­py do­mi­nu­ją­cej. Nikt z blo­ge­rów ta­kiej pra­cy nie wy­ko­na. Oczy­wi­ście roz­wój por­ta­li jest bar­dzo do­brym zja­wi­skiem z punk­tu wi­dze­nia plu­ra­li­zmu, ale nie za­stą­pią one me­diów tra­dy­cyj­nych.

An­drzej Skworz, re­dak­tor na­czel­ny mie­sięcz­ni­ka „Press"

Naj­więk­szym pro­ble­mem na­sze­go śro­do­wi­ska jest to, że kie­dy dzie­je się nam krzyw­da, to pro­te­stu­je­my na ska­lę na­szej wraż­li­wo­ści i krzyw­dy. Ale kie­dy pra­cę tra­ci ktoś z kon­ku­ren­cyj­nej opcji – np. kie­dy zwal­nia­ny był Ja­cek Ża­kow­ski – to ta­kich pro­te­stów nie ma. Wi­dzi­my tyl­ko te krzyw­dy, któ­re nam się dzie­ją.

Pa­ni Li­choc­ka my­li się co do za­mknię­cia ma­in­stre­amu dla ko­go­kol­wiek. Nie ma­my bo­wiem do czy­nie­nia z sy­tu­acją, w któ­rej ktoś, kto pre­zen­tu­je cie­ka­we po­glą­dy, nie mo­że się prze­drzeć do opi­nii pu­blicz­nej.

Ro­man Kur­kie­wicz, re­dak­tor na­czel­ny „Prze­kro­ju"

Te­za mó­wią­ca o tym, że jest spo­ra gru­pa lu­dzi nie­za­do­wo­lo­nych z obec­nej sy­tu­acji – tak­że w me­diach – zo­sta­ła udo­wod­nio­na w ze­szłym ty­go­dniu na uli­cach pol­skich miast, na któ­re wy­szło za­pro­te­sto­wać kil­ka­set ty­się­cy lu­dzi. Ta te­za ujaw­nia się zresz­tą w cza­sie każ­dej pu­bli­ka­cji wy­ni­ków wy­bo­rów i fre­kwen­cji.

Dziś w me­diach ko­mer­cyj­nych – a na­wet te­le­wi­zja i ra­dio pu­blicz­ne są w du­żej mie­rze me­dia­mi ko­mer­cyj­ny­mi – od­bi­ja się na­sza sce­na po­li­tycz­na. A jest ona tak wy­chy­lo­na w pra­wo, jak ten nie­szczę­sny wło­ski sta­tek, le­żą­cy u wy­brze­ży To­ska­nii. Gdy­by nie eks­ces – zresz­tą nie­zro­zu­mia­ły do koń­ca – z par­tią Pa­li­ko­ta, to w par­la­men­cie mie­li­by­śmy par­tie, któ­re są ugru­po­wa­nia­mi pew­ne­go kon­sen­su­su li­be­ral­no­-pra­wi­co­wo­-kon­ser­wa­tyw­ne­go. Mię­dzy so­bą róż­nią się one je­dy­nie w re­to­ry­ce. Ak­cep­tu­ją wszyst­kie te rze­czy, któ­re bu­dzą mo­je po­waż­ne za­nie­po­ko­je­nie. Dzi­siaj ma­my AC­TA, ale kil­ka mie­się­cy te­mu mie­li­śmy ujaw­nio­ną przez in­ter­nau­tów pró­bę stwo­rze­nia przez po­li­cję i służ­by spe­cjal­ne no­wych na­rzę­dzi do kon­tro­li na­szych kom­pu­te­rów, pocz­ty i ma­ili. To jest szer­sza ten­den­cja i ta­kich spraw jest wie­le.

Ży­je­my w sys­te­mie, w któ­rym tra­dy­cyj­ne me­dia ode­szły od swo­jej ro­li. Są usa­do­wio­ne w sys­te­mie, do­brze się z tym czu­ją i wy­da­je się im, że roz­da­ją kar­ty i po­pie­ra­ją swo­ich. „Prze­krój" nie ma „swo­ich" w par­la­men­cie, więc mo­że­my pa­trzeć na to świe­żym okiem.

prof. An­drzej Zy­ber­to­wicz, so­cjo­log

Czy w me­diach jest plu­ra­lizm? War­to przy­to­czyć tu opi­nię ame­ry­kań­skie­go ana­li­ty­ka Tho­ma­sa Ca­ro­ther­sa, ob­ser­wa­to­ra trans­for­ma­cji ustro­jo­wej Eu­ro­py Wschod­niej, któ­ry mó­wił, że w wie­lu kra­jach post­ko­mu­ni­stycz­nych ist­nie­je ja­ło­wy plu­ra­lizm w prze­strze­ni me­dial­nej. Peł­no jest zgieł­ku, kon­flik­tów i ta­blo­ido­we­go eks­cy­to­wa­nia się, ale ni­gdy nie do­cho­dzi do kon­klu­zji, któ­re two­rzy­ły­by no­we kon­sen­su­sy ja­ko ba­zy roz­wo­ju. Z in­ne­go punk­tu wi­dze­nia mo­że­my po­wie­dzieć, że ma­my do czy­nie­nia z dia­gno­zą bez kon­se­kwen­cji. Wie­le pro­ble­mów pol­skie­go spo­łe­czeń­stwa jest dia­gno­zo­wa­nych, ale nie roz­wią­zy­wa­nych. To by­ła­by pew­na ozna­ka te­go, że plu­ra­lizm jest ja­ło­wy.

Ja­kie są in­ne mia­ry plu­ra­li­zmu? Je­śli spo­łe­czeń­stwo jest zróż­ni­co­wa­ne pod wzglę­dem ide­owym, do­cho­do­wym itd., to w wa­rian­cie ide­al­nym me­dia po­win­ny to od­wzo­ro­wy­wać. Ale tak oczy­wi­ście ni­gdzie nie ma. Zna­ny jest fakt, że w Sta­nach Zjed­no­czo­nych więk­szość me­diów jest prze­chy­lo­na bar­dziej na le­wo niż po­glą­dy spo­łe­czeń­stwa i więk­szość śro­do­wi­ska ba­da­czy spo­łe­czeń­stwa tak­że jest prze­chy­lo­na bar­dziej na le­wo.

Suk­ces „Uwa­żam Rze" wziął się stąd, że w Pol­sce istot­na część po­glą­dów nie mia­ła swo­jej re­pre­zen­ta­cji pu­bli­cy­stycz­nej. Py­ta­nie, czy gdy­by ta­kie po­su­nię­cie do­ko­na­ło się też na ryn­ku te­le­wi­zji i gdy­by by­ło to zro­bio­ne nie tak ama­tor­sko jak w TV Trwam, to czy ten suk­ces by się po­wtó­rzył.

Jesz­cze in­na mia­ra mó­wi, że je­śli głów­ne si­ły spo­łecz­ne są w rów­no­wa­dze, to do­bro wspól­ne od cza­su do cza­su mo­że za­trium­fo­wać. A czy w Pol­sce nie jest tak, że ma­my ra­żą­cą nie­rów­no­wa­gę po­mię­dzy pew­ny­mi si­ła­mi spo­łecz­ny­mi, któ­ra, co gor­sza, jest od­wzo­ro­wa­na w me­diach, przez co do­bro wspól­ne prze­gry­wa?

Nie moż­na rów­nież mó­wić o plu­ra­li­zmie, je­śli w głów­nych me­diach nie są obec­ne pew­ne waż­ne dla spo­łe­czeń­stwa za­gad­nie­nia. Po­wsta­je wte­dy py­ta­nie, kto kon­stru­uje wa­gę za­gad­nień. Plu­ra­lizm jest wte­dy, kie­dy w prze­strze­ni pu­blicz­nej mo­że wy­grać praw­da. Cy­tu­jąc gu­ru post­mo­der­ni­stów Ri­char­da Ror­ty'ego, je­śli za­trosz­czy­my się o wol­ność, praw­da od cza­su do cza­su mo­że zwy­cię­żyć. A co to zna­czy za­trosz­czyć się o wol­ność? Zna­czy stwo­rzyć ta­ki plu­ra­lizm, w któ­rym w spo­rze mię­dzy stro­na­mi moż­na do­cho­dzić do kon­sen­su­su wo­kół pew­nych prawd.

Je­śli roz­wa­ży­my to na przy­kła­dzie kłamstw i prawd o śledz­twie smo­leń­skim, to mu­si­my po­wie­dzieć, że plu­ra­lizm jest nie­za­do­wa­la­ją­cy. Nie ma rów­no­wa­gi sił. Po­twier­dzi się to też, je­śli spraw­dzi­my, ja­kie te­ma­ty ma­ją wię­cej po­wtó­rzeń w prze­strze­ni pu­blicz­nej. Nie­spraw­dzo­na, sfa­bry­ko­wa­na in­for­ma­cja o pi­lo­cie Tu­po­le­wa, któ­ry miał rze­ko­mo po­wie­dzieć: „Jak nie wy­lą­du­je, to mnie za­bi­ją" mia­ła set­ki ra­zy wię­cej po­wtó­rzeń we wszyst­kich me­diach niż praw­dzi­wa in­for­ma­cja – choć­by ta, że nie by­ło czterech po­dejść do lą­do­wa­nia w Smo­leń­sku.

To­masz Wró­blew­ski, re­dak­tor na­czel­ny „Rzecz­po­spo­li­tej"

Nasz ry­nek, je­że­li na­wet jest doj­rza­ły, to jest za­sty­gły. Moż­li­we, że na­sze sa­mo­za­do­wo­le­nie z funk­cjo­no­wa­nia w me­diach, w okre­ślo­nych struk­tu­rach, przy­ję­tych z gó­ry mo­de­lach wy­daw­ni­czych i re­kla­mo­wych po­wo­du­je, że za­czy­na­ją się one zwi­jać, a nie roz­wi­jać. Moż­li­we, że w de­ba­cie pu­blicz­nej prze­oczy­li­śmy ja­kieś gru­py spo­łecz­ne, ja­kieś ni­sze. Zwłasz­cza że co­raz wię­cej jest grup, któ­re czu­ją się od­izo­lo­wa­ne i po le­wej, i po pra­wej stro­nie. Przy­ję­li­śmy ta­ki spe­cy­ficz­ny stan­dard me­diów. Róż­ni­my się na le­wo i na pra­wo, ale te róż­ni­ce są tyl­ko w do­pusz­czal­nych ra­mach.

Za­czy­nam jed­nak od­no­sić wra­że­nie, że kto dziś nie jest w „dru­gim obie­gu", ten nie jest w żad­nym obie­gu. Po­rów­nu­jąc to, co mó­wi Pa­weł Li­sic­ki i Ma­ciej Gdu­la, moż­na dojść do wnio­sku, że gdy­by nie róż­ni­ce ide­olo­gicz­ne, to mo­gli­by na­pi­sać je­den ko­men­tarz. Co­raz czę­ściej mam też wra­że­nie, że to ci „ma­in­stre­amo­wi" dzien­ni­ka­rze są dziś co­raz bar­dziej w dru­gim obie­gu. Bar­dziej są nę­ka­ni sy­tu­acją nie ty­le po­li­tycz­ną, ile ryn­ko­wą i trud­no­ścia­mi eko­no­micz­ny­mi.

Ale też ten „dru­gi obieg" wy­da­je mi się na­dzie­ją dla me­diów. Bo im bar­dziej się róż­ni­my i im te róż­ni­ce są wy­ra­zist­sze, tym bar­dziej je­ste­śmy za­uwa­ża­ni i tym więk­szą ma­my szan­sę, że bę­dzie­my czy­ta­ni i oglą­da­ni. Jak na iro­nię, na­tłok ofert i pro­gra­mów po­wo­du­je, że ci, któ­rzy się nie róż­nią i nie są „dru­gim obie­giem", naj­szyb­ciej gi­ną.

Wypowiedzi uczestników dyskusji są nieautoryzowane, na podstawie zapisów z taśm

Czy najpopularniejsze telewizje ukrywają przed Polakami ważne informacje? Kto jest w „drugim obiegu" medialnym – prawica czy lewica? Czy Internet zastąpi tradycyjne gazety i stacje? Relacja z debaty, która 31 stycznia odbyła się w redakcji „Rzeczpospolitej"

Wie­sław Pod­kań­ski, pre­zes Izby Wy­daw­ców Pra­sy

Ry­nek me­diów w sen­sie ob­ję­to­ści, po­jem­no­ści i struk­tu­ry wy­da­je się ryn­kiem peł­nym i doj­rza­łym, co nie zna­czy, że jest już za­mknię­ty i nie­na­ru­szal­ny. Je­śli cho­dzi o ry­nek pra­sy, to cha­rak­te­ry­zu­je się on dość da­le­ko po­su­nię­tym plu­ra­li­zmem. Jed­no­cze­śnie bran­ża ta funk­cjo­nu­je w spo­sób dość spo­koj­ny i sta­bil­ny. Je­śli ktoś ma po­mysł i jest do­bry w tym, co ro­bi, to się prze­bi­je.

Grze­gorz Haj­da­ro­wicz, wła­ści­ciel Pres­spu­bli­ki

Jesz­cze nie­daw­no wy­da­wa­ło się, że ry­nek me­dial­ny za­stygł. Ale ostat­nie wy­da­rze­nia – suk­ces ty­go­dni­ka „Uwa­żam Rze", mój za­kup Pres­spu­bli­ki, za­kup Po­lkom­te­lu przez Zyg­mun­ta So­lo­rza czy sprze­daż TVN – po­ka­zu­ją, że jest tu pew­na dy­na­mi­ka. Po­ja­wi­li się no­wi gra­cze. Dzi­siaj uwa­żam ten ry­nek za dy­na­micz­ny, cho­ciaż­by dla­te­go, że po­ja­wia­ją się no­we no­śni­ki – np. ta­blet, któ­ry zre­wo­lu­cjo­ni­zu­je wszyst­kie me­dia, nie tyl­ko pa­pie­ro­we, ale i elek­tro­nicz­ne, włącz­nie z ra­diem i te­le­wi­zją.

Jesz­cze do nie­daw­na moż­na by­ło uznać, że rów­nież pod wzglę­dem ide­owym ry­nek me­dial­ny był za­mro­żo­ny. Ty­go­dni­ki opi­nii, któ­re wte­dy ist­nia­ły, łącz­nie z „Prze­kro­jem", bar­dzo się do sie­bie zbli­ży­ły. My chcie­li­śmy dać in­ną pro­po­zy­cję, wy­cho­dząc z za­ło­że­nia, że w me­diach i biz­ne­sie nie ma punk­tów sta­łych. Są one bar­dzo dy­na­micz­ne, szcze­gól­nie w okre­sie zmian tech­no­lo­gicz­nych.

Ja­ko wy­daw­ca kon­cen­tru­ję się na biz­ne­sie i nie ma dla mnie zna­cze­nia ide­olo­gia pism, któ­re wy­da­ję. Cho­dzi o to, że­by dzien­ni­ka­rze do­sta­li wy­na­gro­dze­nie za swo­ją pra­cę, że­by moż­na by­ło opła­cić dru­kar­nie czy zro­bić apli­ka­cję na ta­ble­ty. A czy to mu­szą być ty­tu­ły, któ­re od­zwier­cie­dla­ją mo­je po­glą­dy po­li­tycz­ne? Gdy­by tak by­ło, nie mógł­bym wy­da­wać „Uwa­żam Rze" i „Prze­kro­ju" w jed­nym wy­daw­nic­twie.

Jo­an­na Li­choc­ka, pu­bli­cyst­ka

Od 1989 ro­ku te­le­wi­zja – po­dob­nie zresz­tą jak w cza­sach PRL – by­ła ele­men­tem sys­te­mu wła­dzy. Mam wra­że­nie, że w tej chwi­li je­ste­śmy w sy­tu­acji, gdy za­rów­no elek­tro­nicz­ne me­dia pu­blicz­ne, jak i ko­mer­cyj­ne środ­ki prze­ka­zu są ra­czej ele­men­tem sys­te­mu wła­dzy niż ele­men­tem jej kon­tro­lo­wa­nia. W tak ostrych bar­wach zo­ba­czy­li­śmy to zwłasz­cza po 10 kwiet­nia 2010 r. To, co się dzia­ło po­tem, i to, jak pol­skie me­dia re­la­cjo­no­wa­ły prze­bieg śledz­twa, wo­ła­ło o po­mstę do nie­ba. Naj­pierw po­wta­rza­no za ro­syj­ską pra­są nie­praw­dzi­we in­for­ma­cje, a po­tem te­ma­ty do­ty­czą­ce po­smo­leń­skiej wspól­no­ty Po­la­ków i śledz­twa w spra­wie ka­ta­stro­fy spy­cha­no. To zro­dzi­ło po­trze­bę two­rze­nia al­ter­na­tyw­ne­go spo­so­bu ko­mu­ni­ka­cji z Po­la­ka­mi, tzw. dru­gie­go obie­gu. Po­ję­cie to za­ist­nia­ło, po­nie­waż oka­za­ło się, że me­dia ma­in­stre­amo­we nie wy­peł­nia­ją swo­jej ro­li i lu­dzie za­czę­li szu­kać in­nych źró­deł in­for­ma­cji.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą