O co chodzi Grekom, którzy nie chcą oszczędzać i odwracają się plecami do Unii? Na poziomie jednostek – o obronę poziomu życia, na poziomie państwa – o suwerenność. Groźba wyjścia Hellady z eurozony, kryzys zadłużeniowy na południu Europy oraz majaczący w tle rozpad strefy każą na nowo przyjrzeć się tej zapoznanej wartości. W dzisiejszym świecie tylko nieliczni mogą sobie na nią pozwolić, nie ma wśród nich ani Greków, ani Polaków.
Suwerenność kosztuje. By ją mieć, potrzeba porządnej armii, dynamicznej gospodarki, niezależnych elit. Grecy są na nią za słabi, nie oznacza to jednak, że już po nich. Półsuwerenność także pozwala realizować interes narodowy i rację stanu. Dotyczy to również Polski.
1.
Tradycyjnie rozumiana suwerenność zakłada, że nad państwem jest tylko Bóg, jego władze zaś mogą czynić, co zechcą, i nikomu nic do tego. Ogranicza je tylko sytuacja zewnętrzna oraz wewnętrzna albo – rzadziej – moralność i religia.
Gdyby pokusić się o wyliczenie współczesnych państw suwerennych, będzie ich jakiś tuzin lub niewiele więcej. Na pewno na naszej liście znalazłyby się Stany Zjednoczone – światowy numer jeden, jeśli idzie o gospodarkę i i siły zbrojne – oraz Chiny. Waszyngton nie musi nikogo pytać, jeśli chce zacząć wojnę. Podobnie Pekin. Co Zachód mógłby uczynić, gdyby chińska armia najechała Tajwan? Poza interwencją zbrojną – nic. Ale nawet te dwa państwa są współzależne, powiązał je handel i wykupywanie przez Chińczyków amerykańskich obligacji. Na pewno na liście znalazłyby się również Indie, Brazylia, pewnie Turcja i Izrael; oba kraje są wprawdzie zależne od amerykańskiej pomocy wojskowej, ale nie uwzględniają nacisków Waszyngtonu w swojej polityce bezpieczeństwa. Kto jeszcze? Może Indonezja, Wietnam, Singapur, pewnie paru innych.
Mniejsza o pełną listę, jest w końcu wiele państw na pograniczu suwerenności i półsuwerenności. Nie znajdzie się na niej natomiast żaden kraj europejski, w tym potężne Niemcy – są zbyt spętane zobowiązaniami w UE, by je za takie uznać. Nawet Rosja, mimo buńczucznych deklaracji, jest zanadto związana z Zachodem pępowiną rurociągów, by funkcjonować w pełni samodzielnie. Lubimy mówić o uzależnieniu energetycznym Zachodu od Moskwy, ale i tak ostatnia jest uzależniona od partnera finansowo. Jeśli nie sprzeda ropy i gazu – upadnie.