Cud w Guadalupe

Zagadką pozostaje materiał, z którego sporządzono farby użyte na obrazie Madonny, refleks w namalowanych źrenicach, układ gwiazd na płaszczu, pochodzący z 1531 roku.

Publikacja: 22.12.2012 00:01

Zdaniem badaczy obrazy odbite w źrenicy Marii przypominają odbicie obrazu, jakie rejestruje ludzkie

Zdaniem badaczy obrazy odbite w źrenicy Marii przypominają odbicie obrazu, jakie rejestruje ludzkie oko. Na płótnie „odbiły się” szczegóły grubości zaledwie dziesięciu mikronów

Foto: YouTube

Ten dzień Jose Carlos Salinas Chavez zapamiętał na zawsze. 29 maja 1951 r. wywoływał zdjęcia w swej ciemni. Nagle po plecach przeszły mu dreszcze. Poczuł się podobnie jak włoski fotograf Secondo Pia, który kilkadziesiąt lat wcześniej – 28 maja roku 1898 – w swej pracowni w Turynie z rosnącym zdumieniem obserwował, jak na płycie coraz wyraźniej wyłania się zarys postaci mężczyzny widocznej na Całunie Turyńskim.

Z podobnym zdziwieniem Salinas Chavez spoglądał do kuwety wypełnionej płynem utrwalaczowym. Na moczącym się na dnie papierze fotograficznym powoli zaczął się pojawiać dziwny obraz. Oficjalny fotograf bazyliki w Guadalupe nie wierzył własnym oczom. Wykonał ostatnio serię powiększeń twarzy Maryi z cudownego obrazu. Jedno ze zdjęć przedstawiało źrenicę oka Matki Bożej. Teraz we wnętrzu owej źrenicy Meksykanin dostrzegł jakby zarys kilku postaci. Wyjął więc szybko fotografię z cieczy, przymocował za pomocą klipsów na sznurze, żeby szybciej wyschła, a następnie wziął lupę. Gdy zbliżył szkło powiększające do fotografii, wyraźnie zobaczył obraz grupy osób. O swym odkryciu natychmiast powiadomił władze kościelne.

Żywe oko

Obraz Matki Bożej z Guadalupe ma wymiary 195 na 105 cm. Wysokość postaci Maryi od stóp do głowy mierzy 143 cm, a średnica jej źrenic wynosi zaledwie 6 mm. Nic więc dziwnego, że przez ponad 400 lat nikt nie zdołał dostrzec innego obrazu ukrytego w oczach Madonny. Podobnie jak w przypadku Całunu Turyńskiego, odkrycie stało się możliwe dzięki postępowi technologicznemu i rozwojowi nauki.

W ciągu następnych dwudziestu lat płótno z Guadalupe przebadało grono wybitnych meksykańskich okulistów i optyków. W 1956 roku dwaj z nich, Rafael Torija Lavoignet i Javier Toroello Bueno, przeprowadzili drobiazgowe badania źrenicy Maryi na obrazie za pomocą oftalmoskopu, czyli wziernika do badania wnętrza oka.

„W kątach obu oczu można zobaczyć ludzkie popiersie – relacjonował później Lavoignet. – Rodzaj zniekształcenia i miejsce tego optycznego obrazu są identyczne z tym, jakie wytwarza normalne oko. Gdy światło oftalmoskopu zostaje skierowane na źrenicę oka ludzkiego, pojawia się w nim refleks świetlny. Śledząc ten refleks i odpowiednio zmieniając soczewki oftalmoskopu, można zobaczyć obraz na dnie oka. Jeśli skierujemy światło oftalmoskopu na źrenicę oka w obrazie Najświętszej Maryi Panny, ukaże się nam ten sam refleks świetlny. Na skutek tego refleksu źrenica rozjaśnia się rozproszonym blaskiem, dając wrażenie wklęsłej rzeźby. (...) Taki refleks jest niemożliwy do osiągnięcia na płaskiej powierzchni".

Kolczyk odbity w źrenicy

Lavoignet za pomocą oftalmoskopu przebadał wiele oczu na różnych obrazach, malowanych rozmaitymi technikami, a także ich fotograficznych kopii, ale na żadnym z nich nie zaobserwował podobnego refleksu. Okazało się, że oczy Maryi na obrazie z Guadalupe mają wszystkie cechy, jakie ma żywe oko ludzkie. Nie ma tego natomiast na żadnym obrazie Madonny Rafaela, Murillo czy van Dycka.

Odkrycie dokonane przez meksykańskich okulistów stało się możliwe dzięki badaniom niemieckiego fizyka Hermanna von Helmholtza, który w 1880 r. opracował teorię akomodacji oka. Powstaje pytanie: w jaki sposób jakikolwiek twórca mógł zastosować to prawo na szesnastowiecznym obrazie.

Rewelacje te potwierdzili w następnych latach kolejni okuliści, Guillermo Silva Rivera, Ismael Ugalde Nieto oraz Eduardo Turati Alvarez, którzy orzekli, że obraz kilku postaci widoczny w źrenicy Maryi nie mógł powstać na skutek użycia jakiejkolwiek  ze znanych technik malarskich. Stwierdzili natomiast, że w największym stopniu przypomina odbicie obrazu, analogiczne do tego, jakie rejestruje żywe oko. Dzięki firmie Kodak, która specjalnie dla tych badań udostępniła uczonym najdoskonalszą aparaturę fotograficzną, doszli oni do wniosku, że wizerunek w źrenicach jest jakby „przylepiony" czy „wydrukowany" na płótnie.

Przy okazji okuliści wyjaśnili, skąd się biorą różnice odbicia zakodowanego w prawym i w lewym oku Maryi. Otóż są one wynikiem naturalnej dla ludzkiego oka krzywizny rogówki. Asymetryczność tych samych postaci w obu źrenicach jest więc zgodna z zasadami optycznymi, wypracowanymi jeszcze w XIX stuleciu przez Purkinje i Sansona – i można to doskonale sprawdzić na przykładzie żywego oka.

W 1963 roku obraz ukryty w oczach Maryi przebadało amerykańskie małżeństwo Charles i Isabelle Wahling. On był okulistą, ona optykiem. Ponieważ rogówka ludzka działa jak zwierciadło wypukłe, zastosowali prawo odbicia w zwierciadłach wypukłych i dokonali dokładnej rekonstrukcji sceny, która utrwaliła się w źrenicach Madonny.

Wahlingowie nie dysponowali jednak takimi możliwościami, jakie przyniosła dopiero technologia cyfrowa. Dzięki jej zastosowaniu w 1979 roku peruwiański inżynier Jose Aste Tonsmann mógł powiększyć oczy Matki Bożej aż 2500 razy i odkryć dalsze sceny utrwalone w źrenicach Maryi. W odbiciach tych zachowane zostały wszystkie zasady optyki, tak jak w przypadku żywego ludzkiego oka. Na powiększeniu widać wyraźnie nie tylko dwanaście osób, lecz również wiele szczegółów, takich jak np. sznurowadła sandałów siedzącego w kucki Indianina (ich szerokość na obrazie wynosi 120 mikronów) czy też jego ozdobny kolczyk (na obrazie grubości zaledwie 10 mikronów).

Jak mówi Bruno Fabbiani, profesor optyki z Politechniki w Turynie, obraz Matki Bożej z Guadalupe to jedyny na świecie przypadek utrwalenia się podobnego odbicia. Na pytanie, w jaki sposób do tego doszło, nauka nie jest w stanie odpowiedzieć. Uczeni mogą natomiast określić tożsamość postaci zapisanych w oczach Madonny. Łysy starzec z białą brodą to pochodzący z Kraju Basków pierwszy biskup Meksyku – Juan de Zumarraga, stojący obok niego młody mężczyzna to tłumacz Juan Gonzales, a Indianin z kapturem na głowie to Juan Diego, noszący przed chrztem imię Cuauhtlatóhuac.

Objawienie

Tego wszystkiego nie mogli wiedzieć okuliści. Mogli jedynie historycy, którzy korzystali z szesnastowiecznych kronik: „Nican Mopohua" azteckiego franciszkanina Antonio Valeriano oraz „Inin Huey Tlamahuizoltzin" wspomnianego już Juana Gonzalesa, tłumacza biskupa Zumarragi.

Najważniejszą postacią utrwaloną na obrazie jest Aztek Cuauhtlatóhuac, urodzony w 1474 r. w wiosce Cuauhtitlan, 20 kilometrów od miasta Meksyk. Kiedy miał 13 lat, w azteckiej stolicy Tenochtitlan otworzono wielką świątynię Gran Teocalli, uśmiercając z tej okazji tysiące ludzi. Kult Azteków był krwawy. Aztecy często prowadzili wojny tylko po to, by zdobyć ofiary z ludzi na ołtarze dla swoich bogów. Podczas największej ceremonii w 1400 r. zabito w ciągu jednego dnia 20 tysięcy osób.

Gdy Cuauhtlatóhuac skończył 45 lat, hiszpańscy konkwistadorzy z Hernanem Cortezem na czele dotarli do Tenochtitlan. Rozpoczął się podbój państwa Azteków. Sześć lat później do Meksyku przybyli pierwsi franciszkanie. Pod ich wpływem Cuauhtlatóhuac ochrzcił się i przyjął imię Juan Diego. Pod tym imieniem jest dzisiaj czczony jako święty w Kościele katolickim. Jan Paweł II beatyfikował go w 1990 r., kanonizował zaś w 2002 r.

Wydarzenie, które zadecydowało o jego przyszłym wyniesieniu na ołtarze, miało miejsce 9 grudnia 1531 r. Indianin szedł do kościoła św. Jakuba w Tlateloco. Gdy przechodził obok wzgórza Tepeyac, usłyszał śpiew. Wdrapał się na górę i na ruinach azteckiej    świątyni    bogini Tonakasinatl zobaczył młodą kobietę w szatach, od których bił blask. Kobieta powiedziała mu: „Wiedz, mój mały ukochany synu, że ja jestem zawsze Doskonała Dziewica, Najświętsza Maryja, Matka prawdziwego i jedynego Boga, który jest Dawcą i Panem życia, Stwórcą człowieka, w Którym istnieją wszystkie rzeczy. On jest Panem nieba i Panem ziemi". Następnie Maryja poprosiła Indianina, by udał się do biskupa Meksyku i przekazał, że pragnie ona mieć wybudowaną świątynię u podnóża góry. Madonna zapewniła, że będzie w tym miejscu okazywać pomoc proszącym.

Biskup nie dał wiary słowom Azteka. Następnego dnia Maryja znów ukazała się Juanowi Diego, poprosiła go o to samo. Znowu bezskutecznie. Tym razem biskup zażądał jednak dowodu na prawdziwość relacji Indianina. Kiedy Madonna po raz trzeci pojawiła się przed Juanem Diego, poleciła mu zebrać kwiaty ze szczytu wzgórza. Chociaż był grudzień i panował mróz, Aztek znalazł we wskazanym miejscu wyrastające ze śniegu kwiaty, w tym kastylijskie róże. Bojąc się, że mogą one zamarznąć, owinął je w swój płaszcz, zwany tilmą, i pobiegł do pałacu biskupa. Kiedy rozwinął swe okrycie, Zumarraga i wszyscy obecni w sali w osłupieniu spojrzeli na tilmę. Potem padli na kolana. Po kwiatach nie było śladu, na płaszczu natomiast widniał obraz Matki Bożej.

Następnego dnia, 13 grudnia 1531 r., odzienie z wizerunkiem Maryi zostało podczas uroczystej procesji przeniesione do katedry w Meksyku. Niedługo potem we wskazanym podczas objawienia miejscu powstało sanktuarium maryjne, gdzie na honorowym miejscu nad ołtarzem wisi do dziś obraz Matki Bożej Guadalupe, będący tak naprawdę płaszczem indiańskiego wieśniaka.

Malowidło bez barwników

Od lat obraz stanowi wyzwanie dla ludzi nauki – i to nie tylko z powodu odbicia utrwalonego w źrenicach. Konserwatorzy sztuki ze zdumieniem stwierdzają, że płótno nie wykazuje żadnych poważnych braków, chociaż powinno. Materiał, z którego wykonana jest tilma, czyli włókno kaktusa ayate, jest nietrwały i niszczy się po kilkudziesięciu latach. Do dziś nie zachował się zresztą żaden tego typu płaszcz z XVI w., gdyż wszystkie się rozpadły. Tymczasem odzienie Juana Diego nie wykazuje oznak starości. Dzieje się tak, mimo że przez ponad sto lat płaszcz wisiał rozpięty bez szkła zabezpieczającego go przed dymem ze świec i kadzideł oraz przed wpływami atmosferycznymi. Nie pozostawiło to na nim jednak śladów. Jakby tego było mało, podczas polerowania ram obraz został przypadkowo oblany kwasem żrącym, a jednak tkanina nie została zniszczona w wyniku kontaktu z nim.

Badania wykazały też, że do tilmy nie przylega kurz i odpycha ona insekty. Poza tym mimo upływu czasu wizerunek na płótnie nie przyblakł, lecz wciąż zachował intensywność kolorów, chociaż obraz nigdy nie był ugruntowany. Wszyscy badający ten fenomen doszli do identycznego wniosku: szesnastowieczny płaszcz Azteka nie poddaje się prawom fizyki.

Wielce znamienny jest fakt, że choć obraz był badany przez wielu konserwatorów sztuki, żaden z nich nie był w stanie wydać rozstrzygającej opinii, jaką techniką został on namalowany. Stwierdzono tylko, że nie jest możliwe określenie techniki malowidła. W 1936 r. włókna materiału pobrane z obrazu wysłano do analizy do Niemiec do Richarda Kuhna, laureata Nagrody Nobla i szefa ka-tedry chemii na uniwersytecie w Heidelbergu. Nie zdołał on rozpoznać na nich żadnego z istniejących typów pigmentu mineralnego, roślinnego czy organicznego. Nie znalazł też śladu jakiegokolwiek barwnika syntetycznego. W swej ekspertyzie stwierdził, że włókna nie zostały w żaden sposób pomalowane, ale są po prostu kolorowe.

W 1979 r. naukowcy z uniwersytetu na Florydzie, Philip S. Callahan i Jony B. Smith, przeprowadzili badania obrazu promieniami podczerwieni. Udowodniły one, że na płótnie nie ma śladów wstępnego malowania ani żadnych środków używanych przez ówczesnych malarzy.  Do dziś pozostaje zagadką materiał, z którego pochodzą farby użyte na obrazie Madonny z Guadalupe.

Poza tym okazało się, że powierzchnia wizerunku ma budowę, która przypomina błonę fotograficzną – jej zewnętrzna część jest delikatna jak jedwab, a wewnętrzna surowa jak każde płótno utkane z włókien kaktusowych. Naukowcy mieli wrażenie, jakby na szesnastowiecznym przedmiocie odkryli technikę polaroidu.

Narodziny Meksyku

Dziś świątynia Matki Bożej w Guadalupe jest najczęściej odwiedzanym sanktuarium maryjnym na świecie. Oblicza się, że co roku przybywa do niej ok. 12 mln pielgrzymów. Tamtejsze księgi kościelne odnotowują wiele przypadków uzdrowień z nieuleczalnych chorób, jakie w ciągu kilku wieków dokonały się w tym miejscu.

Zdaniem historyków Kościoła największym cudem jest jednak błyskawiczna ewangelizacja Ameryki Łacińskiej, jaka dokonała się w XVI w. za sprawą wizerunku z Guadalupe. W ciągu zaledwie siedmiu lat – od 1532 do 1538 r. – aż 8 mln Indian przyjęło chrzest. Decydujące znaczenie miało orędzie maryjne przekazane za pośrednictwem Juana Diego.

Wizerunek z tilmy był bowiem całkowicie zrozumiały dla rdzennej ludności Me-ksyku i stanowił dla niej czytelne przesłanie piktograficzne. Badania prowadzone od 1945 r. przez amerykańską antropolog Helene Behrens potwierdziły, że symbole zawarte w obrazie z Guadalupe są tożsame ze starożytnym zapisem azteckim amoxtli. Na przykład poły płaszcza Maryi związane są czarnym sznurem, z którego zwisa kokarda, a trochę wyżej na wysokości łona znajduje się kwiat z czterema płatkami. Otóż tego typu kokarda była wśród Azteków noszona przez kobiety w ciąży, a kwiat na łonie to quincunce  – symbol boskości i transcendencji. Kwiat ów składał się z pięciu elementów – czterech żywiołów spotykających się w centrum. Było to aztecki ideał harmonii i piękna. Cyfra 5 była zaś symbolem spotkania człowieka z Bogiem. Przesłanie piktograficzne, czytelne dla ówczesnych Indian, mówiło więc, że kobieta na wizerunku nosi w swoim łonie prawdziwego Boga.

Ponadto – jak zauważyli inni badacze: Mario Rojas Sanchez i Juan Romero Hernandez Illescas – płaszcz Maryi jest koloru niebieskiego, który dla Azteków był kolorem nieba – siedziby bóstwa. Na płaszczu tym znajdują się rysunki gwiazd. Badania układów gwiezdnych prowadzone przez cały rok 1981 wykazały, że układ gwiazd na tilmie jest identyczny z tym, jaki miał miejsce nad Meksykiem w grudniu 1531 r. Nie jest on jednak przedstawiony geocentrycznie, tzn. tak, jakby obserwator znajdował się na Ziemi, lecz heliocentrycznie, tzn. tak, jakby obserwator znajdował się na Słońcu, przy czym ów punkt obserwacyjny znajduje się dokładnie w środku quincunce, czyli w kwiecie z czterema płatkami. Dla azteckich kapłanów kultu solarnego, wtajemniczonych w arkana astrologii, odczytanie przesłania z tilmy było oczywiste: w łonie kobiety znajduje się prawdziwy Bóg, Pan wszechświata.

Co ciekawe, wizerunek Matki Bożej z Guadalupe zrozumiały był nie tylko dla rdzennej ludności indiańskiej, lecz również dla przybyszów z Hiszpanii. Dostrzec można w nim cechy hiszpańskiego malarstwa gotyckiego z pewnymi naleciałościami włoskimi i francuskimi. Według historyków sztuki najbardziej przypomina on piętnastowieczny obraz Virgen de la Merced, przechowywany obecnie w Muzeum Sztuki Katalońskiej w Barcelonie.

Dzieło tworzy więc udaną syntezę dwóch kultur – indiańskiej i hiszpańskiej – z której wyłoniła się trzecia: meksykańska. To nie przypadek, że w centrum stolicy Meksyku znajduje się plac Trzech Kultur. Ustawiona została tam tablica z następującym napisem: „Dnia 13 sierpnia 1521 r. Tlateloco, bohatersko bronione przez Cuauhtemoca, popadło w niewolę Hernana Corteza. Nie było triumfu ani klęski, było bolesne narodzenie się ludu metyskiego, którym jest dzisiejszy Meksyk".

Maryja na obrazie z Guadalupe ma twarz w odcieniu zwanym moreno. Z daleka wydaje się Indianką, z bliska białą kobietą. Moreno to kolor skóry Metysów. Pokojowe przenikanie się dwóch światów dokonywało się właśnie przed obliczem Madonny z Nowego Świata. Przed nią zarówno Hiszpanie, jak i Aztekowie wyrzekali się pragnienia zemsty, wzajemnej pogardy i nienawiści, które nagromadziły się podczas konkwisty. Dzisiejszy Meksyk narodził się właśnie w Guadalupe.

Autor jest publicystą, reporterem i reżyserem. Współtwórca kwartalnika „Fronda", który redagował przez kilkanaście lat. Ostatnio opublikował „Jednostki specjalne. Niezwykłe wywiady z frontu wojny o duszę świata" oraz wywiad rzekę z ks. Aleksandrem Posackim „Kuszenie dotyczy każdego"

Ten dzień Jose Carlos Salinas Chavez zapamiętał na zawsze. 29 maja 1951 r. wywoływał zdjęcia w swej ciemni. Nagle po plecach przeszły mu dreszcze. Poczuł się podobnie jak włoski fotograf Secondo Pia, który kilkadziesiąt lat wcześniej – 28 maja roku 1898 – w swej pracowni w Turynie z rosnącym zdumieniem obserwował, jak na płycie coraz wyraźniej wyłania się zarys postaci mężczyzny widocznej na Całunie Turyńskim.

Z podobnym zdziwieniem Salinas Chavez spoglądał do kuwety wypełnionej płynem utrwalaczowym. Na moczącym się na dnie papierze fotograficznym powoli zaczął się pojawiać dziwny obraz. Oficjalny fotograf bazyliki w Guadalupe nie wierzył własnym oczom. Wykonał ostatnio serię powiększeń twarzy Maryi z cudownego obrazu. Jedno ze zdjęć przedstawiało źrenicę oka Matki Bożej. Teraz we wnętrzu owej źrenicy Meksykanin dostrzegł jakby zarys kilku postaci. Wyjął więc szybko fotografię z cieczy, przymocował za pomocą klipsów na sznurze, żeby szybciej wyschła, a następnie wziął lupę. Gdy zbliżył szkło powiększające do fotografii, wyraźnie zobaczył obraz grupy osób. O swym odkryciu natychmiast powiadomił władze kościelne.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy