John Scott w Magnitogorsku

Publikacja: 08.03.2013 19:00

Wojciech Stanisławski

Wojciech Stanisławski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Idealne miasteczko amerykańskie często posklejane jest z fragmentów różnych scenografii. Sentyment, oczytanie, dezynwoltura w kwestiach geografii i chronologii sprawia, że główna ulica Spoon River prowadzi wprost do ratusza w Punxsutawney, parowiec ruszający z St. Petersburg, Missouri przybija do peronu dworca w Winesburg, Ohio, a biegnąca chodnikiem Scout z „Zabić drozda" wpada na niespiesznego przechodnia Jacka Burdena.

Wszystkie te imaginacyjne i rzeczywiste mieściny były jednakowo nie do zniesienia dla Johna Scotta, studenta University of Wisconsin, któremu ojciec wcześnie podsunął Bakunina i Thoreau. Rozmowy o posadzie, spodnie w prążki, brylantyna, chrom szprych i randki o smaku lodów orzechowych: ohyda. Po trzech semestrach John rzuca prawo, zalicza kurs dla spawaczy w zakładach General Electric, kupuje bilet do Europy i pewnego jesiennego dnia oznajmia pogranicznikom w leningradzkim porcie, że przyjechał budować socjalizm. Jak trafił do Magnitogorska, nie wiadomo; pierwsze zdania wydanej w 1942 roku entuzjastycznej, 300-stronicowej relacji („Behind the Urals: An American Worker in Russia's City of Steel", Houghton Mifflin Comp.) wprowadzają nas in medias res, w kolejkę stojącą do kotła z kapuśniakiem.

Oddanie w łacińskim zapisie osobliwej nazwy zupy (shchi?) okazuje się być jednym z najpoważniejszych wyzwań. Nic, ani los eks-kułaka Szabkowa, zesłanego na wielką budowę za grzech posiadania ziemi, ani zbiorowe gwałty na nieheblowanych deskach prycz, ani łoskot, z jakim ciało współtowarzysza oderwanego od rusztowań przez buran przelatuje obok Johna i wali o stalową rurę „o piętnaście stóp" poniżej (wyniesiony z dzieciństwa system miar okazuje się być jedną z najtrwalszych lojalności) nie zachwiało jego wiarą. Ślub z chemiczką Maszą Dikariewą, dzieci, lepsza posada w laboratorium: wokół widzi sztandary, sztandary, ale nie dostrzega ani łokcia potiomkinowskiego płótna.

Do Stanów wracają całą rodziną w wojenne lato 1941 roku via Władywostok i Japonię. John Scott spędza lata wojny w mundurze korespondenta wojennego, współpracując też  jako analityk z Office of Stategic Services, z którego powstanie CIA. Paryż, Paryż, radosna wiosna zwycięzców. Ujawnione przed 13 laty dane z Venona Project, z których wynika, że w latach 1943–1945 słał depesze do Moskwy jako jej agent? Plugawe gry służb.

W 1948 osiądą z Maszą/Mary i córkami w Ridgefield, Connecticut: ściany wielkiego kamiennego domu zdobią zdjęcia korespondenta „Time" i „Life" z Nehru i Schweitzerem, z którymi przeprowadził głośne wywiady. Koreańskie wachlarze, rzeźbione orzechy kokosowe, maski z Dahomeju podziwiane są podczas sobotnich spotkań miejscowych „Couples Club" i „Lions Club", których państwo Scott zostali członkami. Nic, prócz stuknięcia gazety o ganek, prócz cykania zraszacza nie mąci ciszy sobotnich poranków.

Nawet decyzja Mary, która w 1971 roku, po którymś z kazań w First Congregational Church, postanowiła głosić Słowo Boże w biblijnej szkółce niedzielnej niczym matrona z czasów Tomka Sawyera, nie zakłóciła pogody emeryta. Nigdy też nie zawracał sobie głowy, by przygotować jakąś paczkę dla Szabkowa: zresztą, jak niby wysłać pocztą lody orzechowe?

Idealne miasteczko amerykańskie często posklejane jest z fragmentów różnych scenografii. Sentyment, oczytanie, dezynwoltura w kwestiach geografii i chronologii sprawia, że główna ulica Spoon River prowadzi wprost do ratusza w Punxsutawney, parowiec ruszający z St. Petersburg, Missouri przybija do peronu dworca w Winesburg, Ohio, a biegnąca chodnikiem Scout z „Zabić drozda" wpada na niespiesznego przechodnia Jacka Burdena.

Wszystkie te imaginacyjne i rzeczywiste mieściny były jednakowo nie do zniesienia dla Johna Scotta, studenta University of Wisconsin, któremu ojciec wcześnie podsunął Bakunina i Thoreau. Rozmowy o posadzie, spodnie w prążki, brylantyna, chrom szprych i randki o smaku lodów orzechowych: ohyda. Po trzech semestrach John rzuca prawo, zalicza kurs dla spawaczy w zakładach General Electric, kupuje bilet do Europy i pewnego jesiennego dnia oznajmia pogranicznikom w leningradzkim porcie, że przyjechał budować socjalizm. Jak trafił do Magnitogorska, nie wiadomo; pierwsze zdania wydanej w 1942 roku entuzjastycznej, 300-stronicowej relacji („Behind the Urals: An American Worker in Russia's City of Steel", Houghton Mifflin Comp.) wprowadzają nas in medias res, w kolejkę stojącą do kotła z kapuśniakiem.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał