Warto zaznaczyć, że jest to głos Polaka żydowskiego pochodzenia, a więc kogoś, kto czuje, że jego tożsamość stanowi splot polskości z żydowskością. I przyjmując perspektywę świeckiego humanistycznego uniwersalizmu, który odwołuje się do prawa naturalnego, trzeba przyznać, że mamy do czynienia z głosem ze wszech miar słusznym, bo upominającym się o równoprawne traktowanie Polaków i Żydów, gdyż tylko takie podejście pozwala - co trafnie zauważył historyk Andrzej Nowak - budować wspólną pamięć tych narodów.
Problem polega jednak na tym, że żydowskość nie istnieje bez odniesienia do religii. Fakt ten znajduje potwierdzenie chociażby w tym, że Izrael, będąc z założenia państwem świeckim, faworyzuje judaizm jako istotny składnik żydowskiej tożsamości. Nie można zatem być - jak chcą tego chociażby syjoniści - Żydem wyłącznie w sensie etniczno-kulturowym, bez odniesienia do historii świętej, w której kluczowe są wydarzenia z dziejów ludu Bożego wybrania: stworzenie, objawienie i zbawienie.
Żydzi więc nie mogą być traktowani tak samo jak inne narody. Kiedy bowiem mówimy o wymaganiach moralnych, to oczywiście równoprawność musi być zachowana. Ale chodzi przecież o przypadek, kiedy wykraczamy poza prawo naturalne i zagłębiamy się w tajemnicę historii świętej, której ostatecznym arbitrem jest Bóg.
Warto tu przypomnieć postawę inspiratora drugiej wyprawy krzyżowej, świętego Bernarda z Clairvaux. Bronił on wyznawców judaizmu wobec rozpowszechnionych pod ich adresem w średniowieczu oskarżeń o to, że dokonują na chrześcijanach mordów rytualnych. Apelował: "Nie wolno prześladować Żydów! Nie wolno ich zabijać ani nawet wypędzać z kraju (...). Zostali rozpędzeni i rozproszeni, nieraz smutnej doznają niedoli pod rządami władców chrześcijańskich, lecz pod wieczór dziejów nawrócą się i nastąpi czas ich rehabilitacji (...). Brońcie grobu Chrystusa, Pana naszego! Nie plamcie rąk waszych krwią i walką przeciw synom Izraela! Oni również są ciałem Mesjasza i jeżeli uczynicie im krzywdę, dotkniecie źrenicy Boga samego!". W tym świetle Żydzi - jako naród i zarazem wspólnota wyznaniowa - wyczekując przyjścia Mesjasza, wyczekują niezależnie od ich przeświadczenia drugiego przyjścia Chrystusa.
Warto jeszcze się odnieść do kontrowersji dotyczącej samego aktu przeprosin. Kajanie się za cudze grzechy zakrawa na absurd. Czy przeciętny przyzwoity Polak ma cokolwiek wspólnego z nikczemnikami, którzy w gestapo składali donosy na swoich żydowskich sąsiadów lub nawet uczestniczyli w aktach przemocy wobec nich? To pytanie retoryczne. Takie rozważania miałyby sens, gdyby polityczna reprezentacja narodu polskiego przyłożyła rękę do działań mających na celu "ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej". Było jednak wręcz odwrotnie - polskie Państwo Podziemne broniło jak mogło swoich obywateli pochodzenia żydowskiego. Ten sam argument ma zastosowanie do Żydów, których zaangażowanie w komunizm pchnęło na odrzucaną zarówno przez judaizm, jak i syjonizm, ścieżkę zbrodni (chociaż samo wstąpienie do partii komunistycznej - inaczej niż chrzest - nie wyklucza z żydowskiej wspólnoty religijnej). Nie ma zatem potrzeby, żeby Ryszard Praszkier przepraszał za ich czyny.
A jednak znowu mamy do czynienia ze świecką logiką. Tymczasem w przypadku chrześcijan występuje co innego. Dla Polaka katolika znaczenie powinno mieć nie to, że szmalcownicy byli Polakami, ale to, że jako zazwyczaj osoby ochrzczone pozostawali członkami Kościoła katolickiego, a więc Mistycznego Ciała Chrystusa. Chodzi zatem o poczucie współodpowiedzialności historycznej nie za swoich rodaków, lecz za braci w wierze, którzy "dotknęli źrenicy Boga".