Wszystko zaczęło się, jak zazwyczaj w PRL, od podniesienia cen artykułów spożywczych, dokonanego po cichu. Władze zdecydowały się na to, bo nie umiały sobie poradzić z katastrofalną sytuacją gospodarczą kraju. Podwyżki z kolei odbiły się na kieszeniach robotników. Nic zatem dziwnego, że nastroje społeczne były coraz bardziej wybuchowe i w końcu znalazły ujście. Już w czerwcu 1980 r. w całym kraju odbyły się protesty wynikające z ustawicznych kłopotów socjalnych i ekonomicznych. W lipcu najsilniej dały znać o sobie na Lubelszczyźnie, gdzie między 8 a 24 lipca strajk podjęło ponad 150 zakładów pracy. Skalę niezadowolenia obrazował fakt, że tylko „na jednym Wydziale Narzędziowni w PZL Świdnik spisano aż 568 punktów z żądaniami". Strajki zduszono obietnicami podwyżek płac. A potem nadszedł sierpień...
14 sierpnia 1980 r. wybuchł strajk w Stoczni Gdańskiej im. Lenina zainicjowany przez działaczy Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża w obronie Anny Walentynowicz i Lecha Wałęsy. Po dwóch dniach negocjacji z dyrekcją stoczni strajk w praktyce zakończono, osiągając porozumienie. Kontynuację protestu wymogli przedstawiciele innych zakładów pracy z Gdańska, którzy poczuli się oszukani przez komitet strajkowy i pozostawieni sami sobie. Po trudnej walce o zatrzymanie wychodzących stoczniowców strajk rozpoczął się na nowo. Zakończył się 31 sierpnia podpisaniem porozumienia pomiędzy Lechem Wałęsą a Mieczysławem Jagielskim. Ale strajkowało wtedy nie tylko Trójmiasto.
Postulaty szczecińskie
W Szczecinie już 18 sierpnia, o szóstej rano, pracę przerwała Stocznia Remontowa Parnica, a następnie największy zakład w regionie – Stocznia im. Ludwika Warskiego. Jej pracowników przekonali do tego koledzy z Parnicy z Aleksandrem Krystosiakiem na czele. Po pierwszej przerwie śniadaniowej, około godz. 10.30, stocznia przerwała pracę. Kilka tysięcy ludzi zebrało się przed bramą główną i zażądało rozmów z przedstawicielami władz. Pojawiły się pierwsze hasła popierające Gdańsk oraz załogę Parnicy, gdzie wcześniej sformułowano 18 pierwszych postulatów. Do zakładu przyjechał Janusz Brych, I sekretarz KW PZPR, który wraz z dyrektorem stoczni Stanisławem Ozimkiem, Eugeniuszem Szerkusem, pracownikiem stoczni, członkiem komitetu strajkowego z grudnia 1970 r. i stycznia 1971 r., oraz Waldemarem Ronisem z Meramontu stanął na przyczepie ciągnikowej i rozpoczął rozmowę ze stoczniowcami. Brych starał się na bieżąco odpowiadać na pytania i postulaty zebranych stoczniowców. Chaos i tumult spowodowały, że zaczął nalegać na przeniesienie spotkania do świetlicy i domagać się od strajkujących sformułowania postulatów oraz wybrania delegatów.
Na swojego przewodniczącego strajkujący wybrali Mariana Jurczyka, magazyniera, uczestnika strajku w grudniu 1970 r. Wiele z pierwszych postulatów miało charakter ekonomiczno-socjalny i dotyczyło spraw branżowych, stoczniowych. Warto jednak zauważyć, co zresztą znajdzie swoje odbicie w późniejszych 36 postulatach, że na listach tych znalazły się też odważne propozycje polityczne, które musiały wprawić władze w stan daleko idącego niepokoju. Były to między innymi: zniesienie cenzury, zapisanie prawa do strajku w Konstytucji PRL, możliwość istnienia opozycyjnych partii politycznych, żądanie uwolnienia więźniów politycznych czy niedyskryminowania opozycji, przywrócenia do pracy zwolnionych po grudniu 1970 r. czy żądania wymierzone w milicję i wojsko.
Stefan Kozłowski, członek WZZ Pomorza Zachodniego, a zatem uznawany przez strajkujących za sympatyka nielegalnego Komitetu Obrony Robotników, wspominał: „Wciąż padają nowe hasła. Kresy. Ukraina. Kościół katolicki oczywiście, środki masowego przekazu, dostęp do nich. Wypływa sprawa cenzury. Delegaci nie zapominają o Polakach za granicą, w Związku Radzieckim rzecz jasna. A skoro tak, to co z Katyniem? Wiele pytań i żądań. Niektóre nierealne lub nazbyt polityczne". Marian Juszczuk, wiceprzewodniczący Komitetu Strajkowego, mówił: „Trzeba im było długo tłumaczyć, żeby z niektórych postulatów zrezygnowali. To oni na to: jest prawie to samo, tylko inaczej sformułowane. Myśmy się mogli już dawno dogadać jako stocznia, dostalibyśmy, co dusza zamarzy, my na tym na pewno stracimy, aleśmy zrobili to tylko po to, żeby wziąć pod skrzydła te drobne zakłady". Dla niektórych przedstawicieli innych zakładów przyłączających się do strajku punktem honoru było umieszczenie własnego postulatu na liście.