Śpią także zmarli spoczywający na cmentarzu w sąsiedztwie ponurego budynku. Za to z pokoju stołowego dochodzi dziwny stukot. To trzy siostry chodzą wokół ogromnego stołu. Najstarsza Charlotte, młodsza Emily i najmłodsza Anna. Jest jeszcze brat Branwell, alkoholik, opiumista i mason, ale on jeszcze nie wrócił z oberży Pod Czarnym Bykiem, by jak co noc zwalić się na posłanie i czekać na kolejny dzień swego zmarnowanego życia. Po co one tak chodzą?
Eryk Ostrowski, autor książki poświęconej trzem siostrom Brontë, nie daje jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Raczej sugeruje, że to właśnie podczas tych dziwacznych spacerów mogły powstawać fabuły, które złożyły się potem na takie książki, jak „Jane Eyre", „Wichrowe wzgórza", „Shirley" czy „Vilette". Klasyki literatury europejskiej powstałe w Anglii podczas długiego panowania królowej Wiktorii.
Życie Charlotte Brontë było nacechowane nieopisaną stratą. Nastąpił feralny rok 1848. Najpierw odszedł Branwell, z którym Charlotte od dzieciństwa była bardzo związana. Zapił się i zaćpał do szczętu. Nie to jednak było najgorsze – w grudniu na gruźlicę umiera Emily, a w maju następnego roku z powodu tej samej choroby odchodzi 29-letnia Anna. Stukot kroków jednej już tylko kobiety wypełnia stołowy pokój. Charlotte wciąż chodzi. Oczywiście w tym czasie są już wydane książki trzech sióstr, które ukrywały się pod męskimi pseudonimami jako Currer, Ellis i Acton Bell. W książce Ostrowskiego mamy opisaną ze szczegółami tajemnicę sióstr, o której zresztą spekulowano już za ich życia: twierdzono bowiem, że autorką wszystkich książek sygnowanych pseudonimami jest tylko jedna osoba, czyli Charlotte, która – chcąc zapewnić byt swym obydwu siostrom – zdecydowała się na rozdzielenie praw autorskich do honorariów. A jak było naprawdę?
Chodzi i chodzi wokół stołu. Strata po ukochanych osobach jest dojmująca. Z żałobnego stukotu powstanie najbardziej dojrzała powieść Charlotte zatytułowana „Vilette", opublikowana w trzech tomach w roku 1853. Po 100 latach wzbudzi zachwyt m.in. w Wirginii Woolf, która nazwie dzieło: „najlepszą powieścią Charlotte Brontë". Czytając ją w długie jesienne wieczory, natrafimy na fragment: „Wierzę w źdźbło nadziei i blasku słonecznego, wystarczające do osłodzenia najcięższego nawet losu. Wierzę, że życie na tej ziemi nie jest wszystkim: ani początkiem, ani końcem. Wierzę, drżąc; ufam, płacząc".