Julia w myślach przywoływała Matkę Bożą, prosząc o cud. To przecież Matka Boża nakazała jej przyjąć pod dach dwie uciekinierki. Kiedy 27-letnia Salomea Helman zapukała do jej okna, tuląc do piersi pięcioletnią córeczkę, nie wypowiedziała ani słowa. »Nigdy nie przypuszczałam, że wzrokiem można tak zniewalająco prosić«, opowiadała po latach Julia i wspominała, że w tym momencie stanęła jej przed oczami Maryja uciekająca z Dzieciątkiem przed Herodem. Ukryła matkę i córkę w stodole" – to fragment tylko jednej z wielu historii Polaków ratujących Żydów w czasie II wojny, które Grzegorz Górny zebrał w swojej najnowszej publikacji „Sprawiedliwi".
Akurat ta historia skończyła się dobrze. Kobiety przeżyły wojnę. Julia Potępiak zmarła w 1971 roku. W 2000 roku pośmiertnie została odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował w ten sposób ponad 6 tysięcy Polaków, tj. około 25 procent wszystkich nagrodzonych. Część historyków – nie tylko polskich zresztą – twierdzi, że na medal zasługuje znacznie więcej osób. 100 tysięcy, może 300 tysięcy, a może nawet pół miliona.
A ilu było szmalcowników? To pytanie pada zawsze, gdy wspomina się o Polakach ratujących Żydów. Trudno zaprzeczyć, że ich nie było. Ale gdyby na serio brać obowiązującą od pewnego czasu wizję niemieckiej okupacji, trzeba by uznać, że było ich znacząco więcej niż Sprawiedliwych. Że ludzie pomagający Żydom to był margines, a żądni żydowskiej krwi i żydowskich pierzyn siepacze stanowili dominującą część polskiego społeczeństwa.
Pół biedy, jeśli takie wspomnienia snują ocaleni z Holokaustu. Nikt z nas nie jest chyba w stanie wyobrazić sobie, co czuje ktoś zaszczuty, uznany za nieczłowieka, z jakim strachem się zmaga i jak patrzy na świat. Ja nie potrafię, a ponieważ nie zamierzam uprawiać marnego psychologizowania, uznaję prawo tych ludzi do ich traum. Nawet jeśli bywa to dla nas krzywdzące. Gorzej, jeśli taką wizję Holokaustu na polskich ziemiach – bez kontekstów i uwarunkowań – lansują historycy. I jeśli bezrefleksyjnie powielają ją dziennikarze i filmowcy. W efekcie – godny oczywiście potępienia – mord w Jedwabnem zostaje zrównany z na zimno zaplanowaną przez nazistowskie Niemcy machiną ludobójstwa i staje się symbolem stosunku Polaków do Żydów. Powstaje też wrażenie, że jest antysemityzm i „polski antysemityzm", kto wie, czy nie gorszy i bardziej porażający.
Na Zachodzie ten mit „polskiego antysemityzmu" zakorzenił się dość dawno temu. Norman Davies, który napisał wstęp do „Sprawiedliwych", jego początki wiąże z narodzinami syjonizmu, czyli żydowskiego nacjonalizmu (utworzonego zresztą dokładnie w tym samym czasie co Narodowa Demokracja Romana Dmowskiego). Otóż, członkowie ruchu syjonistycznego nakłaniający Żydów do emigracji do Palestyny straszyli ich „polskim antysemityzmem". Hałaśliwa propaganda syjonistów – twierdzi brytyjski historyk – była przesadzona.