Czarna krew, miłość wszechrzeczy

Wierszami Jarosława Marka Rymkiewicza wydanymi w tomie poezji „Pastuszek Chełmońskiego" rządzi ciemność. Kluczowy przymiotnik otwierający drzwi ?do świata tej liryki to „czarny".

Publikacja: 18.04.2014 23:33

Ma literatura polska wirydarze, lipy i altanki (Maryli). Ma też ogród w Milanówku

Ma literatura polska wirydarze, lipy i altanki (Maryli). Ma też ogród w Milanówku

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Red

„Pastuszek Chełmońskiego" ukazuje się osiem lat po zbiorze „Do widzenia gawrony" i cztery po „Wierszach politycznych". O ile ten pierwszy przyniósł nowe utwory powstałe po roku 2002, czyli roku wydania „Zachodu słońca w Milanówku" (za który, warto przypomnieć, poecie przyznano Nagrodę Nike), o tyle w tym drugim znalazły się utwory – nomen omen – polityczne w temacie i wymowie, wybrane z wcześniejszych tomów.

Nie sposób nie dodać w tym miejscu, że „Wiersze polityczne" zamykały trzy wiersze premierowe: „Kirasjer Fet", „Wiersz dla Ignacego Rymkiewicza (na jego pierwsze urodziny)" oraz „Do Jarosława Kaczyńskiego", a także szkic „Czego uczy nas Adam Mickiewicz?", w którym poeta przedstawił swego rodzaju autokomentarz, zaprezentował dobitnie swoje stanowisko ideowe. Wszystkie trzy wiersze zostały przedrukowane w „Pastuszku Chełmońskiego".

Przyznaję, że obawiam się nieco, iż recepcję tego zbioru – uprzedzając fakty, ponad wszelką wątpliwość świetnego – zdominuje dyskurs sporu politycznego, a nie konieczność refleksji stricte literaturoznawczej. Bronić Jarosława Marka Rymkiewicza przed jego rzeczywistymi bądź potencjalnymi politycznymi adwersarzami jednak nie zamierzam, jego poezja broni się sama, jak każda poezja wybitna. Słowo autora „Pastuszka Chełmońskiego" to przede wszystkim słowo poetyckie, jego siłą jest metaforyczność. Słowo, wchodząc z drugim słowem w związki, jakie teoria literatury określa mianem metafory właśnie, tworzy nową jakość znaczeniową, której nijak się nie wydobędzie ze słowa w codziennej, zgoła konwersacyjnej praktyce.

To są sprawy dość oczywiste, ale przypominam je, zakładając, że najnowsze wiersze J.M.R. czytać będą nie tylko miłośnicy poezji, których zresztą jest więcej, niż się z pozoru wydaje, ale również czytelnicy przypadkowi, do lektury współczesnej poezji nieprzygotowani, zaaferowani przede wszystkim sławą pisarza dobitnie wygłaszającego własne poglądy polityczne czy społeczne. Znamienne, że na internetowej stronie „Wikicytaty" można znaleźć blisko 20 cytatów z tego autora, ale tylko jeden z nich to cytat z poezji: wszystkie pozostałe pochodzą z pełnej pasji, żarliwej eseistyki oraz publicystyki autora.

Daremność losu

Zbiór otwiera wiersz „Wtedy Atena" (znany czytelnikom „Rzeczpospolitej" z publikacji w kwietniu 2007 roku), kończy zaś cykl „Sześć wierszy dla Orfeusza" (ten z kolei znany czytelnikom miesięcznika „Twórczość", na której łamach w czerwcu 2008 rok, wydrukowany był we wczesnej wersji jako „Pięć wierszy dla Orfeusza"). Nie będzie wielkiej przesady w stwierdzeniu, że poezji Rymkiewicza patronuje z jednej strony Atena – bogini mądrości, ale również wojny sprawiedliwej, z drugiej Orfeusz – śpiewak i poeta, Argonauta, uczestnik wyprawy po złote runo.

Już w inicjalnym wersie pierwszego wiersza – opatrzonym mottem z „Iliady" Homera, co nie bez znaczenia – pojawia się słowo „ciemność", z którym zostało zrymowane słowo „daremność". W wygłosie wiersza mowa zaś o „daremności losu" i ta poetycka konstatacja towarzyszyła mojej lekturze każdego następnego zamieszczonego w książce utworu. Mowa w nich o „ciemności istnienia", o „ciemnym bóstwie", o „podziemnych ciemnościach", o „głosie ciemności", wreszcie o „ciemnych powieściach" i „ciemnej sile moich piosnek". Przymiotnikowi „ciemny" wtóruje przymiotnik „czarny". A zatem: „czarna słoma", „czarny welon", „czarny kamień", „czarne suki" (milicyjne bądź policyjne), „czarny jedwab", „czarny język", „czarne stada", „czarne skrzydła", „czarne pióra", wreszcie najbardziej sugestywne: „czarne oceany", „czarna otchłań" i „czarna krew". Ten ostatni obraz został przywołany w kilku wierszach zresztą, w: „Dzikim zapachu majowym", „Ostatniej piosence nihilisty", „Powtórnym przyjściu". Brakuje chyba tylko „czarnego słońca" z Apokalipsy św. Jana i z wiersza Osipa Mandelsztama, przełożonego zresztą przez J.M.R.

Ze słowem „daremność" rymują się „wieczność" i „nicość". To właśnie jest perspektywa poety, to jest jego miara: między nicością a wiecznością. Cóż, wszak Orfeusz to „poeta krwawiącej nicości", jak czytamy w „Zejściu Orfeusza". Pomiędzy wiecznością a nicością szukać trzeba tu i teraz istnienia, jego śladów i dowodów. Istnienie, czyli sosny i wierzby, zające i pająki z wiersza „Dla Anielki Rymkiewiczówny wyjeżdżającej do Francji – na pożegnanie", krety, sowy, jeże i skowronki z „Jesiennej pieśni Czarnej Królowej", brzozy i słowiki z „Kirasjera Feta", ale także brzozy, wiewiórka i rzecz jasna również szambo z „Obok mnie śnią się brzozy", i jeszcze: „odór ostatniej godziny/ Śmierdzi krew śmierdzą szare żółte wydzieliny" („Baudelaire według Courbeta").

Śmierć, ?temat królewski

Jeśli ktoś zada sobie nieco fatygi i odnajdzie wspomniany wyżej numer „Twórczości", przekona się, że w pierwodruku w czasopiśmie ostatni dystych „Menad nad ciałem Orfeusza" brzmiał: „Na łożu trup poety leży wyjedzony!/ O jak słodko pachniały tam odekołony", w książce natomiast brzmi on zgoła inaczej, dużo mocniej: „Na łożu leżą szczątki – to co tam zostało/ Na wpół zwierzęce na wpół jeszcze ludzkie ciało". Zmiana ta wydaje się wielce sugestywna. Istnienie to wypadkowa życia i śmierci. Śmierć zaś to w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza temat królewski, nie od dzisiaj zresztą, właściwie od zawsze (a na pewno od tomu „Thema Regium" z roku 1978). Bohaterem jego wierszy, nierzadko bywał i bywa sam trup, powiedzielibyśmy trup we własnej osobie. „Ja jestem martwy – trumna żywa" – wyznaje podmiot wiersza „Upiór", „Życie to walczyk – zza mogiły/ Życie to jęki – zamogilne" – nuci tytułowy pastuszek, ale też „Śmierć to jest dla mnie zjawisko przejściowe" – powiada, jak się zdaje, porte parole samego poety w wierszu „Chopin (sonata nr 2 b-moll op. 35 w wykonaniu Horowitza)"; a jak dowiadujemy się z „Coś zostaje": „Twoja śmierć chodzi wokół ciebie/ Już jest późno już jest po pogrzebie". Umarłeś, ale żyjesz. Żyjesz, mimo że umarłeś.

Świat tej poezji składa się zarówno z rzeczy i zjawisk oczywistych, jak i nieoczywistych. Oprócz żywych i martwych spotyka się tu „półmartwych" i „półżywych" (w „Jesiennej pieśni Czarnej Królowej"); uwagę poety przykuwa „półistnienie", a więc „Coś co na wpół istniało wychodziło z cienia" („Zejście Orfeusza"). I jeszcze: „śmierć jest baśnią życie półbaśniowe" („Wyjście Orfeusza").

To coś patrzące

Do zestawu słów kluczowych, otwierających drzwi do jedynego w swoim rodzaju świata liryki Jarosława Marka Rymkiewicza, dopisuję zaimek „coś". Zaimkiem tym poeta zaklina wszystko to, co niejasne i nieokreślone, co niewypowiedziane i nienazwane, a raczej niewypowiadalne i nienazywalne: „to coś patrzące" z wiersza „Dla Anielki Rymkiewiczówny"; coś, co jest siłą sprawczą, samą w sobie, bo to właśnie o tej sile mowa w zakończeniu wiersza „Ku chwale Béli Bartóka": „I coś nim obróciło – a co? – obracanie/ Ten kto raz tak zatańczył – tańczyć nie przestanie". To jest to coś, które zostaje po każdym z nas (w wierszu „Coś zostaje"), chociaż nie wiadomo „po co" zostaje i czemu służy. Wreszcie to coś, o którym wiemy tylko tyle i aż tyle, że jest: „nie ma żadnej przyczyny/ Jeśli ma – to nieznaną nikomu" („Jaśminy").

Słowo „coś" wiąże ze sobą przywołane wcześniej słowa „wieczność" i „nicość", o których również wiemy tyle, ile nie wiemy, wszak „Nikt nie wie co w tej głębi jest co się tam rusza" – powiada J.M.R. w „Pękniętej czaszce Orfeusza", wierszu zamykającym książkę. To coś, czego uchwycić w słowie niepodobna, co zarówno jest, jak i nie jest, lecz koniec końców mimo wszystko jest, tyle tylko, że „w głębi istnienia w nieznanych nam mrokach". To coś jest również w „martwym oku poety patrzącym w podziemne ciemności" w wierszu „Harpia".

Wszystko, o czym teraz piszę, też wydaje się cokolwiek niedookreślone, bo wydobyte z mojej pewności i niepewności, jasne i niejasne, oczywiste i nieoczywiste. Nie próbuję jednak obrazów i metafor poety przekładać na język potocznego dyskursu, bo taki zabieg nie ma większego sensu. Jak powiedziałem wcześniej: słowo poety opiera się na jego dwuznaczności, jaką wydobywa z niego metafora właśnie. Dopóki nie da się metafory wyjaśnić, podać jej równoznacznego i racjonalnego werbalnego ekwiwalentu, dopóty słowo poety emanuje siłą artystycznego oddziaływania i – że tak się nieco górnolotnie wyrażę – olśniewa swoim ciemnym światłem. Olśniewa, ale na szczęście nie oślepia.

Aby dotrzeć do tego, co się kryje poza rzeczywistością, co tajemnicze, a nawet magiczne, poeta opisuje w pierwszym rzędzie rzeczywistość. Opisując skrupulatnie sferę fizyczną świata, odkrywa jego sferę metafizyczną. Nie bez przyczyny w wierszach J.M.R. urzekają (przynajmniej niżej podpisanego) opisy natury, zwłaszcza że nie są to wcale opisy naiwne, sentymentalne, sielskie. Pastuszek z obrazu Józefa Chełmońskiego z roku 1897 gra na skrzypkach swoją rzewną melodię z nadzieją, że spotka zaklętą królewnę, która ma odmienić jego los, ale:

Słuchają wrony rżysko słucha

Pęknięta wierzba – jej połowa

A wokół trumny jest noc głucha

I słucha wieczność – też widmowa

O tym, co nas otacza, wiemy tyle, ile pomyślimy i powiemy, ile będziemy w stanie nazwać, przeszyć i przyszpilić; słowem; wiemy tyle, że jest, chociaż wydaje się nie do wypowiedzenia, na wskroś niepochwytne.

Podmiot tego tomu patrzy na świat z dwu perspektyw, raz z prywatnej, raz z obywatelskiej. Poeta pisze wiersze poświęcone wnukom, Anielce i Ignacemu. W „Wierszu dla Ignacego Rymkiewicza (na jego pierwsze urodziny)" składa hołd swoim przodkom, dziadkom i rodzicom. Nie potrafię się oprzeć potrzebie ścisłości, aby nie napisać w tym miejscu, że ojcem poety był Władysław Rymkiewicz (1900–1984), autor powieści historycznych; syn poety, Wawrzyniec, również jest poetą. Mam w pamięci m.in. cykl jego 14 „Warszawskich sonetów" ogłoszonych w „Twórczości" w roku 2000!

Obywatel ?metafizyk

Ogród opisywany w wielu wierszach tego tomu to ogród, jaki dobrze znamy z tomów poprzednich, „Zachodu słońca w Milanówku" oraz „Do widzenia gawrony". Kotka Psotka – przywołana w wierszu „Coś zostaje" grasowała już po tym ogrodzie w „Zachodzie słońca w Milanówku". W tomie „Do widzenia gawrony" czytelnik mógł się poznać z synem i wnuczką poety. Myli się jednak ten, kto sądzi, że poeta zamyka się wyłącznie w kręgu rodzinnym, że ów podwarszawski ogród jest dla niego wieżą z kości słoniowej, w jakiej chroni się przed światem. Nic z tych rzeczy, nawet wręcz przeciwnie. Wychodzi światu naprzeciw, bezkompromisowo wypowiada się na tematy, które obchodzą nas bez wyjątku, każdego z osobna i razem, pisze o naszych wspólnych ranach, o naszym wspólnym bólu. Tak jak ponad dziesięć lat temu w jego wierszach zjawiały się „trup Rywina" i „trup Michnika", a sam poeta pytał: „O Mazowsze ty moja rodzinna kraino/ Ja nie wiem za co teraz twoi chłopcy giną", tak teraz w wierszu „Krew" pojawia się przywołany z nazwiska premier Tusk, „złamana w sadzie brzózka" oraz:

Krew na fotelach tupolewa

Zmywana szlauchem o świtaniu

Jeszcze wam ona pieśń zaśpiewa

To będzie pieśń o zmartwychwstaniu

W krążącym od kilku lat w przestrzeni internetu wierszu „Do Jarosława Kaczyńskiego" poeta, odwołując się do nieukończonego – a pisanego w języku francuskim – dramatu Adama Mickiewicza o Jakubie Jasińskim, przemawia nie bez patosu: „I znowu są dwie Polski", czyli „ta o której wiedzieli prorocy/ I ta którą w objęcia bierze car północy".

To w utworze napisanym przed czterema laty, w kilka dni po katastrofie w Smoleńsku. Natomiast w wierszu powstałym zaledwie kilka miesięcy temu „Elektra bieli płótno (na temat z »Grobu Agamemnona« Słowackiego)" J.M.R. przechodzi od historii narodu do narodowego mitu o śpiących rycerzach: „Pół rycerzy jest martwych pół rycerzy śpiących". Nie dość tego: „Pół rycerzy jest żywych pół zamarzło w śniegu/ I leżą lodowaci – jakby wstać nie chcieli". W tej zgoła katastroficznej wizji – nawiązując raczej do tłumaczonego przez siebie Thomasa Eliota niż do Czesława Miłosza – poeta czeka: „kiedy runie świat/ Z jeszcze nieznanym mi łoskotem" („Ostatnia piosenka nihilisty").

Bywa, że między żywymi a umarłymi można postawić znak równości. Kim wszak bylibyśmy, gdyby nie nasi umarli? Bywa, że znak równości można postawić między jawą a snem. „Jeśli jest Bóg – to jestem przedmiotem w śnie Boga" – czytamy w wierszu „Obok mnie śnią się brzozy". Imienia Pana Boga poeta nie wzywa nadaremno. Wzywa rzadko i tylko wtedy, gdy jest to nieuniknione, w sytuacji bez wyjścia, w sytuacji granicznej, ostatecznej. W „Powtórnym przyjściu", gdy „Pękają groby – z hukiem odpadają wieka", wezwane zostało imię Syna Bożego; oto: „Chrystus wszedł między groby z podniesioną ręką/ Ci co już wstać zdążyli przy swych trumnach klęczą". Prawdopodobnie z tego obrazu czytelnik winien czerpać nadzieję, chociaż „nadzieja" to słowo, które w liryce Rymkiewicza niemal się nie pojawia.

Poezji tego autora przyświecają dwie prawdy. Pierwsza z Księgi Koheleta: vanitas vanitatum et omnia vanitas – marność nad marnościami i wszystko marność, druga z Księgi Rodzaju: pulvis es et in pulverem reverteris – prochem jesteś i w proch się obrócisz. Gdzie szukać nadziei? W przyszłości, w tych, którzy nastaną po nas. A na razie nadziei trzeba szukać w prawdzie i tylko w prawdzie, nawet gdyby to była prawda nikomu niemiła, gorzka prawda. W utworze „Gustave Moreau, »Głowa Orfeusza« (1865)" rodzi się dziecko, jeszcze nie ma imienia, niewiele o nim wiemy, tyle co nic, ale wiemy zarazem wszystko: „Tak niepotrzebne światu nikomu na świecie/ I ono wam zaśpiewa pieśń której nie chcecie". Wam, czyli nam.

Krew i asonanse

Jak wiadomo, w poezji – i w ogóle w każdej dziedzinie artystycznej twórczości – ważne jest i co, i jak. Wchodząc coraz głębiej w ogród liryki J.M.R., nie sposób nie zauważyć, że to poeta, dla którego twórczość literacka to nie tylko sztuka, ale i rzemiosło. Korzysta on z dobrodziejstwa wszelkich środków artystycznej ekspresji. Posługuje się najczęściej trzynastozgłoskowcem – nie bez powodu przed laty Leszek Szaruga wiersz „Trzynastozgłoskowiec" zadedykował właśnie jemu – ale także wierszem siedmio- lub dziewięciosylabowym, bywa, że przeplata wersy ośmio- z dziewięciosylabowymi... Stosuje raczej rymy żeńskie, ale kiedy trzeba, to i męskie, posługuje się w wyrafinowany sposób rymami niedokładnymi, opartymi na asonansie lub konsonansie. Z równą swobodą operuje rymem parzystym, jak i krzyżowym, raczej wyszukanym rymem niegramatycznym niźli gramatycznym. Raz zachwyci czytelnika zaskakującą przerzutnią, raz olśni intrygującą metaforą.

Liryka Rymkiewicza aluzyjnie odwołuje się do tradycji poezji barokowej, do Daniela Naborowskiego i ks. Józefa Baki, ale również do romantycznej, do Mickiewicza i Słowackiego, a także do Bolesława Leśmiana i Jarosława Iwaszkiewicza. Nic w tym dziwnego, wszak jest Rymkiewicz wybitnym badaczem życia i twórczości wielu z nich, autorem poświęconych im wielu znakomitych, niemających sobie równych, książek z zakresu historycznoliterackiej eseistyki. Odwołuje się ponadto do poetów, których tłumaczył, do Calderona de la Barki, do Eliota i Mandelsztama. W zbiorze „Anatomia" z 1970 roku zamieścił sonet „Natura też jest Rzym", którego tytuł to trawestacja pierwszej linijki wiersza Mandelsztama z 1914 roku. Mandelsztamowi – wielkiemu rosyjskiemu poecie urodzonemu w Warszawie, ofierze Stalina – poświęcił przed laty kilka wierszy oraz zbiór „Ulica Mandelsztama".

W świecie „Pastuszka Chełmońskiego" nie ma sprzeczności między Naturą a Kulturą, obydwie podlegają podobnym, jeśli nie tym samym procesom – rozkwitu, przekwitu, obumierania, rozpadu, obydwie mają zdolność odradzania się. Krwiobieg Natury funkcjonuje według tych samych reguł co krwiobieg Kultury, podpowiada nam poeta. „Jest tylko krew i więcej nic" – stanowczo twierdzi w „Ostatniej piosence nihilisty". Tylko krew, zawsze krew, koniec końców – krew. Nasze życie to przelewanie krwi.

Czytam wiersze Jarosława Marka Rymkiewicza w czasie Wielkiego Postu i Wielkiego Tygodnia. Zbliżają się święta Wielkiejnocy. Za moim oknem, w ogrodzie świata budzi się do życia wiosna. Słyszę stukanie. Kto to taki? Ach, to dzięcioł. „I dzięcioł – patrz! już zasiadł na swoim urzędzie/ I niech miłość wszechrzeczy zawsze z tobą będzie" – czytam w wierszu „Deh vieni alla finestra (na temat z »Don Giovanniego« Mozarta)". Ostatnie słowo niech należy do Poety, zawsze i wszędzie.

Janusz Drzewucki jest poetą, krytykiem i wydawcą. Absolwent filologii polskiej UJ, zadebiutował jako poeta w roku 1979. W latach 1983–2005 był publicystą„Rzeczpospolitej", w latach 2005–2012 – redaktorem naczelnym Spółdzielni Wydawniczej Czytelnik. Od blisko 20 lat redaguje też dział poezji miesięcznika „Twórczość". Ostatnio opublikował tomik „Dwanaście dni" (Iskry, 2013).

„Pastuszek Chełmońskiego" ukazuje się osiem lat po zbiorze „Do widzenia gawrony" i cztery po „Wierszach politycznych". O ile ten pierwszy przyniósł nowe utwory powstałe po roku 2002, czyli roku wydania „Zachodu słońca w Milanówku" (za który, warto przypomnieć, poecie przyznano Nagrodę Nike), o tyle w tym drugim znalazły się utwory – nomen omen – polityczne w temacie i wymowie, wybrane z wcześniejszych tomów.

Nie sposób nie dodać w tym miejscu, że „Wiersze polityczne" zamykały trzy wiersze premierowe: „Kirasjer Fet", „Wiersz dla Ignacego Rymkiewicza (na jego pierwsze urodziny)" oraz „Do Jarosława Kaczyńskiego", a także szkic „Czego uczy nas Adam Mickiewicz?", w którym poeta przedstawił swego rodzaju autokomentarz, zaprezentował dobitnie swoje stanowisko ideowe. Wszystkie trzy wiersze zostały przedrukowane w „Pastuszku Chełmońskiego".

Przyznaję, że obawiam się nieco, iż recepcję tego zbioru – uprzedzając fakty, ponad wszelką wątpliwość świetnego – zdominuje dyskurs sporu politycznego, a nie konieczność refleksji stricte literaturoznawczej. Bronić Jarosława Marka Rymkiewicza przed jego rzeczywistymi bądź potencjalnymi politycznymi adwersarzami jednak nie zamierzam, jego poezja broni się sama, jak każda poezja wybitna. Słowo autora „Pastuszka Chełmońskiego" to przede wszystkim słowo poetyckie, jego siłą jest metaforyczność. Słowo, wchodząc z drugim słowem w związki, jakie teoria literatury określa mianem metafory właśnie, tworzy nową jakość znaczeniową, której nijak się nie wydobędzie ze słowa w codziennej, zgoła konwersacyjnej praktyce.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy