„Pastuszek Chełmońskiego" ukazuje się osiem lat po zbiorze „Do widzenia gawrony" i cztery po „Wierszach politycznych". O ile ten pierwszy przyniósł nowe utwory powstałe po roku 2002, czyli roku wydania „Zachodu słońca w Milanówku" (za który, warto przypomnieć, poecie przyznano Nagrodę Nike), o tyle w tym drugim znalazły się utwory – nomen omen – polityczne w temacie i wymowie, wybrane z wcześniejszych tomów.
Nie sposób nie dodać w tym miejscu, że „Wiersze polityczne" zamykały trzy wiersze premierowe: „Kirasjer Fet", „Wiersz dla Ignacego Rymkiewicza (na jego pierwsze urodziny)" oraz „Do Jarosława Kaczyńskiego", a także szkic „Czego uczy nas Adam Mickiewicz?", w którym poeta przedstawił swego rodzaju autokomentarz, zaprezentował dobitnie swoje stanowisko ideowe. Wszystkie trzy wiersze zostały przedrukowane w „Pastuszku Chełmońskiego".
Przyznaję, że obawiam się nieco, iż recepcję tego zbioru – uprzedzając fakty, ponad wszelką wątpliwość świetnego – zdominuje dyskurs sporu politycznego, a nie konieczność refleksji stricte literaturoznawczej. Bronić Jarosława Marka Rymkiewicza przed jego rzeczywistymi bądź potencjalnymi politycznymi adwersarzami jednak nie zamierzam, jego poezja broni się sama, jak każda poezja wybitna. Słowo autora „Pastuszka Chełmońskiego" to przede wszystkim słowo poetyckie, jego siłą jest metaforyczność. Słowo, wchodząc z drugim słowem w związki, jakie teoria literatury określa mianem metafory właśnie, tworzy nową jakość znaczeniową, której nijak się nie wydobędzie ze słowa w codziennej, zgoła konwersacyjnej praktyce.
To są sprawy dość oczywiste, ale przypominam je, zakładając, że najnowsze wiersze J.M.R. czytać będą nie tylko miłośnicy poezji, których zresztą jest więcej, niż się z pozoru wydaje, ale również czytelnicy przypadkowi, do lektury współczesnej poezji nieprzygotowani, zaaferowani przede wszystkim sławą pisarza dobitnie wygłaszającego własne poglądy polityczne czy społeczne. Znamienne, że na internetowej stronie „Wikicytaty" można znaleźć blisko 20 cytatów z tego autora, ale tylko jeden z nich to cytat z poezji: wszystkie pozostałe pochodzą z pełnej pasji, żarliwej eseistyki oraz publicystyki autora.
Daremność losu
Zbiór otwiera wiersz „Wtedy Atena" (znany czytelnikom „Rzeczpospolitej" z publikacji w kwietniu 2007 roku), kończy zaś cykl „Sześć wierszy dla Orfeusza" (ten z kolei znany czytelnikom miesięcznika „Twórczość", na której łamach w czerwcu 2008 rok, wydrukowany był we wczesnej wersji jako „Pięć wierszy dla Orfeusza"). Nie będzie wielkiej przesady w stwierdzeniu, że poezji Rymkiewicza patronuje z jednej strony Atena – bogini mądrości, ale również wojny sprawiedliwej, z drugiej Orfeusz – śpiewak i poeta, Argonauta, uczestnik wyprawy po złote runo.
Już w inicjalnym wersie pierwszego wiersza – opatrzonym mottem z „Iliady" Homera, co nie bez znaczenia – pojawia się słowo „ciemność", z którym zostało zrymowane słowo „daremność". W wygłosie wiersza mowa zaś o „daremności losu" i ta poetycka konstatacja towarzyszyła mojej lekturze każdego następnego zamieszczonego w książce utworu. Mowa w nich o „ciemności istnienia", o „ciemnym bóstwie", o „podziemnych ciemnościach", o „głosie ciemności", wreszcie o „ciemnych powieściach" i „ciemnej sile moich piosnek". Przymiotnikowi „ciemny" wtóruje przymiotnik „czarny". A zatem: „czarna słoma", „czarny welon", „czarny kamień", „czarne suki" (milicyjne bądź policyjne), „czarny jedwab", „czarny język", „czarne stada", „czarne skrzydła", „czarne pióra", wreszcie najbardziej sugestywne: „czarne oceany", „czarna otchłań" i „czarna krew". Ten ostatni obraz został przywołany w kilku wierszach zresztą, w: „Dzikim zapachu majowym", „Ostatniej piosence nihilisty", „Powtórnym przyjściu". Brakuje chyba tylko „czarnego słońca" z Apokalipsy św. Jana i z wiersza Osipa Mandelsztama, przełożonego zresztą przez J.M.R.
Ze słowem „daremność" rymują się „wieczność" i „nicość". To właśnie jest perspektywa poety, to jest jego miara: między nicością a wiecznością. Cóż, wszak Orfeusz to „poeta krwawiącej nicości", jak czytamy w „Zejściu Orfeusza". Pomiędzy wiecznością a nicością szukać trzeba tu i teraz istnienia, jego śladów i dowodów. Istnienie, czyli sosny i wierzby, zające i pająki z wiersza „Dla Anielki Rymkiewiczówny wyjeżdżającej do Francji – na pożegnanie", krety, sowy, jeże i skowronki z „Jesiennej pieśni Czarnej Królowej", brzozy i słowiki z „Kirasjera Feta", ale także brzozy, wiewiórka i rzecz jasna również szambo z „Obok mnie śnią się brzozy", i jeszcze: „odór ostatniej godziny/ Śmierdzi krew śmierdzą szare żółte wydzieliny" („Baudelaire według Courbeta").