Tym razem w rolach nosicieli kaganka oświaty wystąpił duet rodzinno-aktorski Jerzy i Maciej Stuhrowie.
I tak z rozmów pod wymownym tytułem „Patriotyczny masochizm", które z obydwoma panami przeprowadził „Newsweek", można się dowiedzieć, że głównymi bolączkami współczesnej Polski są antysemityzm, płytki katolicyzm i histeryczny patriotyzm. „W naszej skłonności do martyrologii najważniejsze jest to, żeby dać się pobić" – żali się Jerzy Stuhr. A Maciej zdaje się przedstawiać receptę na nieznośnie prymitywną pobożność Polaków: „zamiast w niedzielę na mszę wolę zajrzeć do pustego kościoła i w nim pomyśleć".
Oczywiście, łatwo się wyzłośliwiać nad takimi przejawami wyniosłości cechującej arbitrów elegancji warszawsko-krakowskiego salonu. Warto jednak zauważyć, że Stuhrowie kierują się pewnymi odruchami, które w przeszłości okazywały się dla polskiej kultury budujące. Krytyczna refleksja nad sobą bywa twórcza.
Oczywiście pod warunkiem, że pozbawiona jest pseudointeligenckich kompleksów, z pogardą wobec własnej tożsamości na czele. Tak właśnie można postrzegać nurt mesjanistyczny, który najbardziej kojarzony jest z życiem i twórczością Adama Mickiewicza, a któremu zarazem dorabiana jest gęba egzaltowanego nacjonalizmu.
W tym kontekście warto sięgnąć po najnowsze wydanie kwartalnika „Kronos" (nr 2/2014). Poświęcone jest ono głównie myśli Joachima z Fiore, średniowiecznego teologa, cystersa, który podzielił dzieje świata na trzy części: epokę Ojca obejmującą czasy Starego Przymierza, epokę Syna będącą okresem zawarcia i realizacji Nowego Przymierza, wreszcie epokę Ducha Świętego, w której ma się dopełnić zbawienie ludzkości bez pośrednictwa Kościoła.