Pandemia i pamięć o zmarłych. Na dystans, ale nie gorzej

Wszystkich Świętych bez wizyty na cmentarzu to w tym roku – z wyboru, ostrożności lub z konieczności – listopadowa rzeczywistość wielu z nas. Są jednak sposoby alternatywnego pielęgnowania pamięci o zmarłych. Bywa, że przynoszą nieoczekiwane korzyści żyjącym.

Aktualizacja: 31.10.2020 10:21 Publikacja: 30.10.2020 00:01

Pandemia i pamięć o zmarłych. Na dystans, ale nie gorzej

Foto: AdobeStock

Wizyty na cmentarzu 1 listopada nic nie zastąpi. Jestem tego pewna. To jest doświadczenie o tajemniczej mocy, rytuał, ważne wydarzenie – mówi „Plusowi Minusowi" Katarzyna Mossakowska, 50-letnia Polka od 15 lat mieszkająca w angielskim Leicester. – Odległość od Polski sprawiła jednak, że musiałam znaleźć coś, co da namiastkę wizyty na grobach bliskich – dodaje.

Z pielęgnowaniem na odległość bardziej niż jednostkowa pamięć o zmarłych kojarzy się zwykle pamięć społeczna. To popularne w naukach społecznych pojęcie oznacza – jak tłumaczy prof. Marian Golka w książce „Pamięć społeczna i jej implanty" – względnie ujednoliconą i przyjmowaną wiedzę, która odnosi się do przeszłości, próbuje ją utrwalać. W ten sposób tworzy syntetyczny obraz skomplikowanych zdarzeń i postaci z dawnych lat.

Pamięć ta w socjologii jest porównywana do rozmowy z przeszłością. Popularny jest pogląd, że każda zbiorowość – rodzina, miasto, naród – musi tę rozmowę prowadzić, aby trwać. W ten sposób wzmacnia się tożsamość grupową. Narzędzia, które służą wzmacnianiu tego rodzaju pamięci, można podzielić na te, które wymagają osobistej obecności w określonym miejscu – jak złożenie kwiatów przed konkretnym pomnikiem – oraz te, które można stosować wszędzie. To symboliczne działania, rytuały czy kultywowane tradycje. Mechanizm ten może okazać się przydatny do ochrony i umocnienia pamięci o osobach zmarłych. Oto opowieści Katarzyny i innych osób, które przekonują, że można to robić, nie tylko przekraczając bramę nekropolii z torbą pełną zniczy w ręku.

Hobby z misją

Cmentarze w Polsce, na których pochowani są jej krewni, Katarzyna odwiedza za każdym razem, gdy przyjeżdża do kraju. Robi tam zdjęcia, nagrywa filmy. Podkreśla, że robi to dla siebie, nie dla mediów społecznościowych. Zwykle dzieje się to w lipcu lub sierpniu. W tym roku przyjazdu nie było przez pandemię. – Nie jest to dla mnie komfortowe, gdy dbanie o groby dziadków zostawiam moim rodzicom, którzy skończyli 70 lat, braciom i siostrzeńcom. Nie uciekam od tego. Tak ułożyłam sobie życie. Chcę jednak dać coś od siebie, dołożyć swoją cegiełkę – zaznacza.

Dla Katarzyny pielęgnowanie pamięci o zmarłych bliskich nie zamyka się w pierwszych dniach listopada. – Zaczęłam zbierać i porządkować informacje o dziadkach i ich losach. Gdy ma się dostęp do internetu, można to robić z dowolnego miejsca. Zawsze w jesiennych miesiącach rośnie chęć, aby zająć się tym. Sprzyjają temu długość dnia, pogoda, nastrój – opowiada. Gdy była w Polsce, zrobiła porządki w kolekcji zdjęć jej dziadków, starych notatek, książek czy ozdób, które po nich zostały. Katarzyna czuje się odpowiedzialna za ten zbiór rodzinnych pamiątek.

– To przykuło uwagę moich znajomych z Anglii. Zorganizowałam pokaz fotografii, tak jak zaprasza się czasami przyjaciół, aby oglądać z nimi zdjęcia z egzotycznych wakacji albo dzikiej wyprawy. Tylko że ja pokazywałam im czarno-białe zdjęcia moich bliskich sprzed kilkudziesięciu lat. Czasem niezbędne było uzupełnienie informacji o fragmentach historii Polski. Sama musiałam o tym doczytać. Dwudziestolecie międzywojenne, powstanie warszawskie, odwilż i polski Październik 1956. Zaczęłam interesować się historią, to zaczęło mnie wciągać, trochę jak nowe hobby, ale inne, z misją – dodaje Katarzyna. W domowym, cyfrowym archiwum na jej komputerze rodzinne zdjęcia z lat 30. i 40. ubiegłego wieku mieszają się ze współczesnymi fotografiami grobów jej bliskich. Najnowszy plan to stworzenie dokładnego drzewa genealogicznego.

– Drzewo rodowe nie powstanie bez rozmów z moimi rodzicami i wujkami, którzy wiedzą, dlaczego dziadkowie poznali się w mieście, z którym nic wspólnego nie mieli pradziadkowie i ile każde z nich miało braci i sióstr. To są moje małe odkrycia – opowiada Katarzyna. – Zachęcam też znajomych, aby jak najszybciej korzystali z tego, czego mogą dowiedzieć się od rodziców czy dziadków. Gdy oni odejdą, o rodzinnym backgroundzie, wszystkich historiach i powiązaniach między ludźmi, możemy już nigdy się nie dowiedzieć. Te rozmowy mogą wciągnąć dużo bardziej niż dyskusje o polityce czy emigracji. Czasem mam wrażenie, że opowieści mogłyby się ciągnąć w nieskończoność, do nocy, tak długo jak wystarczy gorącej herbaty czy kawy – dodaje.

W takich sytuacjach pamięć indywidualna o bliskich styka się z pamięcią społeczną, czyli ważną dla grupy, w tym przypadku rodziny. O tym zjawisku pisał socjolog Piotr Tadeusz Kwiatkowski w książce „Pamięć zbiorowa społeczeństwa polskiego w okresie transformacji". Przekonywał, że treść pamięci pojedynczego człowieka może być mocno uwarunkowana społecznie, uzależniona od symboli przekazanych jednostce.

Katarzyna zauważa, że rozmów o rodzinnej historii było więcej wiosną tego roku, na początku epidemii. Miała wyrzuty sumienia, że jej rodzice, osoby w grupie ryzyka zakażenia koronawirusem, są same w domu, odizolowane od bliskich i znajomych. – Mam nadzieję i wrażenie, że te rozmowy dały moim rodzicom poczucie przydatności, pomogły im zorganizować pożytecznie czas, przypomnieć sobie niektóre fakty. Rozmowy jakby wywoływały w ich głowach zdjęcia. Mnie dały nową wiedzę, im wyostrzyły pamięć. Sami odkryli, jak wiele wciąż pamiętają. Efekt dodatkowy był taki, że mieli rytm dnia, który ułatwiał poradzenie sobie w tej trudnej sytuacji, jaką mamy od wielu miesięcy – przekonuje.

Taki kierunek przepływu wiedzy, od wstępnych do zstępnych, od starszych do młodszych – zgodnie z klasyfikacją, jaką przedstawiła amerykańska antropolożka Margaret Mead – nazwać można kulturą postfiguratywną, tak zwaną kulturą nieocenionych przodków. Młodsi korzystają tu z tego, co pamiętają, przeżyli i wiedzą starsi. Dziadkowie i rodzice dzielą się swoimi informacjami, obserwacjami i wspomnieniami. We współczesnym pielęgnowaniu pamięci o zmarłych widać też jednak odwrotny mechanizm – prefiguratywny, „kultury zagadkowych dzieci". Tu starsi korzystają z wiedzy, umiejętności czy sił osób młodszych.

W wirtualnych zaświatach

Danuta Adamczyk ma 82 lata. Pod koniec lipca ostatni raz odwiedziła Cmentarz Powązkowski, gdzie pochowany jest jej wujek, który zginął w czasie powstania warszawskiego, podporucznik Zygmunt Miechowski, pseudonim „Kustosz". Pani Danuta na co dzień mieszka w południowej Polsce, ponad 200 kilometrów od Warszawy. Lipcowy wyjazd udał się w ramach rodzinnej wycieczki, z córką i zięciem, do wnuka, który od kilkunastu lat pracuje w stolicy.

– Wizyta na cmentarzu tuż przed rocznicą wybuchu powstania, gdy było ciepło, a liczba zakażeń była zdecydowanie mniejsza niż teraz, to był przemyślany plan. Liczyliśmy się z tym, że jesienią może być dużo trudniej i przede wszystkim bardziej ryzykownie – przyznaje „Plusowi Minusowi". W jej przypadku pielęgnowanie pamięci na odległość udaje się dzięki, jak sama mówi, pomocy pośredników, czyli jej bliskich, zwłaszcza wspomnianego wnuka, który jest na miejscu. – On może zrobić tam porządek, postawić znicze czy skontaktować się z konserwatorem zabytków, któremu podlega cmentarz, choćby w sprawie odnowienia napisów na nagrobnej płycie – wymienia pani Danuta. – Ja wolę trzymać dystans, nawet 200 kilometrów.

Wnuk przywiezie zdjęcia i filmy z nekropolii. – W tym roku pokaże mi je pewnie nie on, tylko moja córka. Z osobistego kontaktu z wnukiem na razie rezygnujemy ze względu na ryzyko zakażenia. Dla osób takich jak ja Dzień Wszystkich Świętych mógłby wypadać wiosną albo latem. Łatwiej jest wtedy poruszać się, dzień jest długi, swobodniej można zaplanować taką wycieczkę. I pewnie za pół roku, jeśli siły i koronawirus pozwolą, znów będę chciała odwiedzić Powązki – dodaje.

Osoby w wieku pani Danuty czasami radzą sobie jeszcze inaczej. Zamiast pokonywać kilkaset kilometrów, znajdują nekropolię bliżej siebie i tam odwiedzają wybrany, najczęściej opuszczony grób. Zaczynają dbać o niego, traktować jak symbol. „Znamy naszych zmarłych bliskich. Oni nie mieliby nic przeciwko", „pamięć nie ma współrzędnych geograficznych ani kwatery cmentarnej" – takie uzasadnienia można od nich usłyszeć.

W ostatnie ze zdań wpisuje się idea cmentarzy wirtualnych. Bo skoro pamięci trudno przypisać konkretny adres, może ona mieć swoją formę wirtualną. Jedna z najbardziej znanych w polskojęzycznym internecie e-nekropolii powstała w 2006 roku. – Pewnego dnia zadzwonił do mnie ojciec małej dziewczynki i opowiedział historię chomika. Dla jego córki zwierzę było najważniejszym przyjacielem. Kiedy chomik umarł, dziewczynka czuła się opuszczona. Pomoc psychologa i psychiatry nie dawała rezultatów – mówi Dariusz Pałęcki, administrator wirtualnego cmentarza, jednej z wielu takich e-nekropolii. Ojcu przyszedł do głowy pomysł pochowania chomika na wirtualnym cmentarzu dla zwierząt.

– Dziewczynka, przyzwyczajona do internetu, łatwo zaakceptowała wiadomość, że zwierzak przeniósł się do wirtualnego świata. Problemy emocjonalne zaczęły znikać – mówi Pałęcki. Sam, jak twierdzi, też doświadczył terapeutycznego działania wirtualnego cmentarza. – W ubiegłym roku zmarła droga mi osoba. Jej prochy spoczęły w grobie rodzinnym setki kilometrów od miejsca, gdzie mieszkam. Ten grób odwiedziłem od czasu pogrzebu tylko raz. Na wirtualnym cmentarzu odwiedzam ją każdego tygodnia – opowiada.

Administratorzy wirtualnych nekropolii przyznają, że zauważyli wzrost zainteresowania i większą liczbę użytkowników wiosną, gdy w okresie lockdownu rząd zamknął cmentarze tradycyjne. – Do tej pory w bazie cmentarza zapisanych było ponad 11 tys. użytkowników. Obecnie odwiedza go od 100 do 200 osób dziennie. Na początku listopada, w święto Wszystkich Świętych i w Dniu Zadusznym, można spodziewać się kilku tysięcy – dodaje Dariusz Pałęcki.

Tylko i aż przypominajka

Na e-cmentarzu znajdziemy wiele elementów znanych z tradycyjnych nekropolii. Jest brama wydająca charakterystyczny dźwięk w czasie otwarcia, w tle brzmi spokojna muzyka, w każdej chwili można zobaczyć tablicę z ogłoszeniami, są drogowskazy, które prowadzą do katakumb oraz do części cmentarnej. Wirtualna nekropolia jest otwarta na przedstawicieli różnych religii: e-grób może powstać na cmentarzu katolickim, buddyjskim, żydowskim, hinduskim, muzułmańskim, jest nawet cmentarz polskich Tatarów. Niektóre e-nekropolie mają części dla zwierząt, część z nich daje też możliwość wpisywania kondolencji oraz kieruje do coraz popularniejszych w ostatnich miesiącach mszy online. Aby doświadczenie odwiedzenia e-cmentarza wydawało się realne, możemy wybrać warunki pogodowe: sprawić, że na wirtualnym cmentarzu zacznie padać deszcz albo zajdzie słońce.

– Nie nazwałbym tego wizytą na grobach bliskich, choć sam założyłem taką elektroniczną mogiłę – przyznaje Krzysztof Bartczak, mieszkaniec Mazowsza, którego brat pochowany jest w województwie lubuskim. Między jego domem a miejscem pochówku brata jest ponad pół tysiąca kilometrów. – E-grób ma mi przypominać o bracie. Dać impuls, żeby na moment zatrzymać się, pomyśleć o nim. Żeby mieć nawyk, aby przeglądać nie tylko media społecznościowe i bieżące wiadomości. Może to źle zabrzmi, ale to rodzaj przypominajki w natłoku spraw o tej ważnej dla mnie osobie. Aż tyle i tylko tyle – tłumaczy.

Na wirtualnym cmentarzu szybko odbijają się nastroje panujące w społeczeństwie. W ostatnich tygodniach października, po kilkudziesięciu minutach, od momentu gdy w mediach pojawiły się informacje o śmierci dwóch polskich aktorów, Wojciecha Pszoniaka i Dariusza Gnatowskiego, artyści mieli swoje e-groby, stworzone, jak można domyślać się, przez fanów. Wiele wirtualnych mogił mają też Jan Paweł II, Krzysztof Kolumb, Fryderyk Chopin czy Elvis Presley. Jest też druga strona medalu. Prowadzący e-nekropolie zauważają, że część internautów próbuje stworzyć wirtualne groby żyjącym politykom i nielubianym członkom rodziny. – Aby powstrzymać takie działanie, wprowadziliśmy symboliczne opłaty za usługi. Postawienie e-kwiatów i e-zniczy na jeden dzień jest zwolnione od opłat. Koszt pochówku na jeden rok to 10 zł. Na trzy lata trzy razy więcej. A na zawsze 50 zł – wymienia Dariusz Pałęcki.

Wirtualny cmentarz, którym zarządza w ostatnich miesiącach, otrzymał nowe oprogramowanie, dzięki czemu powstała wersja aplikacji łatwa do wyświetlania na różnych urządzeniach. Zmiana wymusiła przerwę w działaniu e-nekropolii. To odsłoniło ciekawe zjawisko: wytrwałość w dbaniu o e-nagrobek, mimo pozornej wygody, nie jest łatwa. – Przy przepisywaniu zawartości strony naliczyliśmy około tysiąca grobów, których nikt nie odwiedził. Nikt nie składał kwiatów, nie zapalał wirtualnych zniczy. To sprawiało wrażenie, jakby grób na wirtualnym cmentarzu został stworzony kiedyś z obowiązku, a potem porzucony – przyznaje Pałęcki.

Najciekawsza jest kreska

W czasach zdalnej pracy i nauki, gdy nawet zajęcia wychowania fizycznego na uczelniach odbywają się online, korzystamy z e-recept czy e-faktur, wirtualne cmentarze wydają się przykładem, kolejnym elementem przeniesionym ze świata offline do rzeczywistości online. Ich założyciele prognozują, że przyszłość może przynieść deficyt miejsc na tradycyjnych nekropoliach. W Chinach rocznie umiera obecnie ponad 10 milionów osób. Przez to przestrzeni na cmentarzach tradycyjnych jest coraz mniej.

Jednym ze sposobów ograniczenia terytorium, jakie zajmują pochówki, jest kremacja. W Polsce działa obecnie ponad 60 krematoriów, które obsługują co trzeci pogrzeb. Zarządcy wirtualnych cmentarzy przewidują, że przyszłość, w tym zwracanie szczególnej uwagi na zasady higieny, może przynieść scenariusz, w którym zamiast nowych cmentarzy powstawać będą parki pamięci, w których rozrzucane będą prochy zmarłych, a zamiast kamiennych grobowców pojawią się sadzonki drzew i krzewów. To – według nich – uwolniłoby miasta od ton plastikowych zniczy i kwiatów, a miejscem pielęgnowania pamięci o bliskich w coraz większej mierze mógłby być świat cyfrowy.

Wszystkie te propozycje to tylko prognozy, za którymi stoją często komercyjne interesy. Może jednak jest to punkt wyjścia do refleksji. Pamięć o zmarłych bywa porównywana ze śladami na piasku, które zmyje morska woda, jeśli odpowiednio ich nie zabezpieczymy, albo z robieniem porządków w piwnicy. Na poszczególnych półkach i regałach ustawione są zdarzenia, słowa, gesty i dziesiątki innych elementów związanych z konkretną osobą. Przełom października i listopada to czas przeznaczony, aby tę pamięć doprowadzić do ładu, a może i umocnić. Tegoroczne, nietypowe święto Wszystkich Świętych pewnie pokazuje, że istnieją różne sposoby, aby robić to skutecznie.

Czasami mówi się, że w życiu najciekawsza jest kreska. To odniesienie do nagrobnych inskrypcji, z których możemy zwykle dowiedzieć się o dacie urodzin i dacie śmierci osoby pochowanej, gdy pomiędzy tymi dwoma faktami jest właśnie znak kreski. Krótka linia symbolizuje przebieg życia. Może jest coś w tym, że w momencie gdy cmentarz odwiedzamy osobiście, naszą uwagę przyciągają daty ramowe życia zmarłego. To one w pośpiechu najszybciej rzucają się w oczy. Gdy jesteśmy daleko – gromadzimy informacje na temat zmarłej osoby, porządkujemy pamiątki po niej, zbieramy materiały do usystematyzowania rodzinnej historii – nagle daty przyjścia na świat i zgonu przestają mieć tak duże znaczenie. Zaczyna liczyć się „przebieg życia", niezawodowe curriculum vitae, czyli – jakkolwiek na to patrzeć – cmentarna kreska.

Michał Dobrołowicz – dziennikarz RMF FM, prowadzi zajęcia w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego

Wizyty na cmentarzu 1 listopada nic nie zastąpi. Jestem tego pewna. To jest doświadczenie o tajemniczej mocy, rytuał, ważne wydarzenie – mówi „Plusowi Minusowi" Katarzyna Mossakowska, 50-letnia Polka od 15 lat mieszkająca w angielskim Leicester. – Odległość od Polski sprawiła jednak, że musiałam znaleźć coś, co da namiastkę wizyty na grobach bliskich – dodaje.

Z pielęgnowaniem na odległość bardziej niż jednostkowa pamięć o zmarłych kojarzy się zwykle pamięć społeczna. To popularne w naukach społecznych pojęcie oznacza – jak tłumaczy prof. Marian Golka w książce „Pamięć społeczna i jej implanty" – względnie ujednoliconą i przyjmowaną wiedzę, która odnosi się do przeszłości, próbuje ją utrwalać. W ten sposób tworzy syntetyczny obraz skomplikowanych zdarzeń i postaci z dawnych lat.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał