W roku 1982 podczas wyścigu na jeziorze Gatow w Berlinie Zachodnim Waldemar Marszałek omal nie stracił życia. Łódka wyleciała w powietrze i wpadła do wody. Przy szybkości grubo ponad 100 km na godzinę zderzenie z wodą jest gorsze od uderzenia w ścianę. Marszałek znalazł się w stanie śmierci klinicznej. Jego kibice przyzwyczaili się, że łamie w wypadkach ręce, nogi, żebra, że trzeba go zszywać. Ale tak źle jak wtedy jeszcze nie było. Przez kilkanaście dni pływał już po jeziorach niebiańskich, wolał jednak ziemskie. Był już po tamtej stronie, otrzepywał się tym razem dłużej niż zwykle, po czym znowu wsiadł do realnej łódki i wrócił do życia. We wrześniu roku 1983 urodził się jego drugi syn – Bartłomiej. Pierwszy, Bernard, miał wtedy niespełna siedem lat. Do czasu feralnego wypadku Waldemar Marszałek zdobył trzy tytuły mistrza świata. Później dodał kolejne trzy. Mówiono o nim, że jest niezniszczalny, niezatapialny i jako jedyny na świecie ma stopień marszałka wodnego.
Przedszkolem dla obydwu synów były pomosty przystani na Wiśle i na jeziorach, a ślizgacz ojca, zawsze z numerem 11, zastępował im konika na biegunach. Pani Krystyna Marszałek była żoną, matką, opiekunką, pielęgniarką, a nieformalnie i z konieczności stała się też menedżerem najpierw męża, potem obydwu synów, teraz już tylko Bartka. Spoiwem całej rodziny stała się woda.
Waldemar Marszałek swój ostatni tytuł mistrza świata zdobył w 51. roku życia. Zszedł z areny tuż przed sześćdziesiątką jako najbardziej utytułowany motorowodniak. Bernard poszedł w jego ślady. Tytuł mistrza świata zdobył, mając 27 lat. Wygrał zawody w Żninie w klasie O-350. Cztery lata później już nie żył. Zmarł w roku 2007 w wyniku ataku astmy. Świat Marszałków się zawalił.
Dla Bartka śmierć starszego brata była taką samą tragedią jak dla rodziców. Bracia byli też przyjaciółmi, wspierali się, najpierw jako dzieci czyścili ojcu łódkę, przykręcali śrubki, potem pomagali w poważniejszych pracach i zawsze wierzyli, że kiedyś mu dorównają. Kiedy Bernard zmarł, Bartek miał świadomość, że został sam, a dla rodziców jego wyniki sportowe przestały mieć znaczenie. Ważne, żeby był zdrowy i szczęśliwy.
Tyle że w tej rodzinie szczęście polega na spełnianiu marzeń, a można je spełnić tylko na wodzie. Bartek był skazany na ślizgacze, jak ojciec i brat.