Nie lubię słowa prowincja. Bo najważniejsze nie jest miejsce zamieszkania, tylko stan umysłu. Umysły prowincjonalne cechuje nadmiar kompleksów i nieustanna pretensja do świata, który nie dorasta do ich wyobrażeń. Objawia się to np. w oderwaniu od własnej kultury albo pogardliwym stosunku do współobywateli o innym statusie społecznym czy upodobaniach. Mam wrażenie, że poza wielkimi miastami umysłów prowincjonalnych jest procentowo mniej niż w metropoliach. Z moich doświadczeń wynika, że ludzie nie bujają w obłokach wśród awatarów gwiazd czy polityków. Zajmują się raczej tym, co tu i teraz. A jednocześnie nie brak tam osób wrażliwych na tekst, obraz czy muzykę. Kulturalnych w pełnym tego słowa znaczeniu. Takich, dla których spektakl czy koncert to autentyczne przeżycie. A czasem wręcz święto. W takim święcie uczestniczyłem ostatnio we wspomnianym Fromborku. Organizuję i prowadzę rozmaite wydarzenia kulturalne od wielu lat, ale tak wdzięcznej publiczności chyba jeszcze nie spotkałem.