Od bardzo dawna mam kłopot z sierpniem. Jest między nami nierozliczony rachunek, nierozstrzygnięta sprawa, przez którą mijamy się co roku po cichu, udajemy, że się nie widzimy i ani on ze mnie, ani ja z niego nie mam zbyt wiele pożytku. Chce ode mnie czegoś, czego akurat jemu nie chciałbym dać. Każdemu z jego braci byłbym jeszcze w stanie od biedy ślubować trzeźwość, ale sierpniowi nie potrafię. Jest coś takiego w jego kolorze i zapachu, co sprawia, że grzechem byłoby się przez te trzydzieści jeden dni chociaż raz lub dwa nie zapomnieć. Nie zrobić miejsca na inną pamięć, na sny na jawie, na to wszystko, co codzienność trzyma ukryte pod korcem trzeźwości