Kiedy piszę ten tekst, mija 20 dni od zbrodni na Uniwersytecie Warszawskim. Przypomnę: 22-letni student prawa Mieszko R. zabił siekierą 53-letnią portierkę obsługującą kompleks pomieszczeń Auditorium Maximum. Potem poranił 39-letniego strażnika uniwersyteckiego, który pośpieszył jej z pomocą. Zdarzenie wstrząsnęło Polską, choć po kilku dniach zostało przykryte innymi, z wyjątkowo gwałtowną kampanią wyborczą na czele.
Dochodzą do nas bardzo skąpe informacje o tym, co powiedział sprawca, poddany po przesłuchaniach badaniom psychiatrycznym. Nie wiemy, czy przyszedł na swoją uczelnię zabić przypadkową osobę, czy planował coś większego. Czy to był rodzaj eksperymentu, czy może dokonał tego czynu w stanie psychozy zaciemniającej świadomość? Skojarzenie: student zabijający siekierą kobietę, popycha nas ku „Zbrodni i karze”. Tyle że Raskolnikow twierdził, że chciał ukarać lichwiarkę (choć i potwierdzić swój status nadczłowieka). O Mieszku mówi się na razie w kontekście jego fascynacji bronią i wyobcowania z naturalnego otoczenia. Koledzy pamiętają, że ubierał się na czarno i rzadko się odzywał.