Szczepkowska: Naród oskarżony

To będzie kilka refleksji na marginesie słów Olgi Tokarczuk: urodziłam się w atmosferze patriotyzmu takiego właśnie, jaki pani Olga krytykuje. Wzrosłam w przekonaniu, że jesteśmy narodem wyjątkowym, bohaterskim, otoczonym wrogami.

Aktualizacja: 24.10.2015 06:52 Publikacja: 23.10.2015 02:00

Szczepkowska: Naród oskarżony

Foto: Fotorzepa/Darek Golik

Dlatego pewnie tak mnie zdumiało pewne zdarzenie podczas Euro. Zanim zaczął się mecz Polska–Rosja, na most Poniatowskiego w Warszawie wkroczyli pseudokibice. Dziwna ciekawość, a raczej wiara w ludzi, zaprowadziła mnie tam, w sam środek zagrożenia. Koło mnie stał młody chłopak, który na widok zbliżających się kibiców rosyjskich nagle zdjął jasną koszulkę i wciągnął czarną. W ten sposób wtopił się w grupę innych czarno ubranych, którzy pojawili się zupełnie nagle spod mostu.

Nie było jak uciekać i dlatego znalazłam się w środku bitwy i bardzo blisko grupki „naszych", którzy chwycili jakiegoś Rosjanina i zaczęli go kopać wielkimi butami. Coś krzyczałam wtedy do nich, ale nie słyszeli. Patrzyłam na zacięte twarze i nagle pomyślałam z przerażeniem: to Polacy.

Dlaczego tak pomyślałam? Przecież nieraz zetknęłam się z chuligaństwem czy nawet z bestialstwem ulicznym i nigdy nie przyszedł mi do głowy „polski" kontekst. Nigdy nie pomyślałam: „Jak to możliwe, że Polak ukradł portfel?". Tu jednak chłopcy nieprzytomni z agresji bili kogoś dlatego, że był Rosjaninem. A ja byłam zdumiona, chociaż przecież nie jestem na tyle naiwna, żeby uważać, że Polacy to same szlachetne dusze.

Kiedy stałam tak blisko polskich chłopców kopiących jednego Rosjanina, stanęły mi przed oczami sceny opowiadane przez świadków nagonek na Żydów. Kiedy już udało mi się zejść z Poniatowskiego, zaczęłam zadawać sobie pytanie: Czy to Polacy kopali po brzuchu i twarzy tego chłopaka czy raczej ludzie o naturze bojówkarzy? Czy mam pytać o stan mojego narodu czy raczej o stan ducha i agresji młodych ludzi?

Te pytania wróciły, kiedy rozpętała się burza po słowach Olgi Tokarczuk. Nie wdaję się w komentarze hejterów ani w słowa nieprzytomne z nienawiści. Chciałabym spokojnie zastanowić się nad sensem tej wypowiedzi. Cytuję:

„Trzeba będzie stanąć z własną historią twarzą w twarz i spróbować napisać ją trochę od nowa, nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które robiliśmy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów".

Mamy więc pośród wspaniałych narodów jeden naród zakłamany, który pod szlachetną maską ukrywa twarz potwora. I trzeba tę maskę zdjąć.

Więc pytam: Czy Francuzi naprawdę stanęli twarzą w twarz ze swoją historią? A jak to jest z Niemcami? Jak z podręcznikami niemieckiej historii? Dziś bardzo niepolitycznie jest mówić „Niemcy" w kontekście drugiej wojny światowej. Faszyści, naziści, hitlerowcy tak, ale nie Niemcy przecież. Nie rozliczamy narodów, tylko człowieka uwikłanego, czyż nie?

Jak i po co czytamy dziś wspomnienia Rudolfa Hoessa? To niebywały dokument ludzkiego rozumowania. Niemiecki komendant obozu koncentracyjnego zastanawia się nad zachowaniem żydowskich Sonderkommand. Duma nad ich „siłą do wykonywania tak strasznej roboty". Snuje rozważania nad sytuacją otępienia wobec zwłok własnej żony. Pisze: „Obserwowałem ich bardzo uważnie, a jednak nie zdołałem zgłębić ich zachowania się. Życie i umieranie Żydów postawiło przede mną wiele zagadek, których nie byłem w stanie rozwiązać".

Takie rozważania snuł komendant obozu, człowiek wykształcony i rodzinny. Stał przed upodlonymi ludźmi i zastanawiał się nad ich narodową specyfiką. Kim był Hoess? Człowiekiem zaślepionym przez ideologię, a zatem szalonym? Kimś opętanym przez strach i przez to zdolnym do każdej zbrodni? Kimś słabym, a zatem jakby każdym z nas? Czy po prostu może był Niemcem? Czy możemy tak dziś powiedzieć? Nie możemy przecież. Dziś uczymy się tego, że nie ma złych i dobrych narodów, są tylko mechanizmy społeczne.

Pomysł kastracji Niemców jako narodu był żywy jeszcze w dyskusjach mojej rodziny. Dziś nie do pomyślenia. Dlaczego więc do pomyślenia jest, żeby powiedzieć „Polacy mordowali Żydów?". Gdyby powiedziała to osoba przygodna, można by to uznać za zdanie ogólnikowe. Jeśli jednak mówi to pisarka, to doskonale wie, jaki ładunek mają takie słowa.

Objawianie każdej prawdy jest konieczne. Ale nazwanie Polaków „mordercami Żydów" nie jest prawdą. Jest natomiast niebezpieczną zaczepką. Nie gasi, lecz podżega nastroje. Trzeba uczyć prawdy o antysemityzmie, o mechanizmach strachu, o tym, co strach może wyzwolić w przyzwoitym człowieku. Te same mechanizmy dotyczą każdego narodu. Uczyć natomiast trzeba na wzorach. A ludzie prawi i bohaterowie są też prawdą w historii każdego narodu. I każdy naród, nie tylko Polacy uczy młode pokolenia na bohaterskich przykładach swojej historii. A my jesteśmy tacy jak wszyscy. I to już jest wystarczająco trudne do przyjęcia.

Dlatego pewnie tak mnie zdumiało pewne zdarzenie podczas Euro. Zanim zaczął się mecz Polska–Rosja, na most Poniatowskiego w Warszawie wkroczyli pseudokibice. Dziwna ciekawość, a raczej wiara w ludzi, zaprowadziła mnie tam, w sam środek zagrożenia. Koło mnie stał młody chłopak, który na widok zbliżających się kibiców rosyjskich nagle zdjął jasną koszulkę i wciągnął czarną. W ten sposób wtopił się w grupę innych czarno ubranych, którzy pojawili się zupełnie nagle spod mostu.

Pozostało 89% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Vincent V. Severski: Notatki na marginesie Eco
Plus Minus
Dlaczego reprezentacja Portugalii jest zakładnikiem Cristiano Ronaldo
Plus Minus
„Oszustwo”: Tak, żeby wszystkim się podobało
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Fotel dla pani Eli
Plus Minus
„Projekt A.R.T. Na ratunek arcydziełom”: Sztuka pomagania
Plus Minus
Jan Maciejewski: Strategiczne przepływy