Autor, Michał Choiński, uprzedza na wstępie, że o tym słynnym tygodniku powstało dotąd ponad 40 książek, więc nie jest łatwo wnieść coś nowego do jego bibliografii. A jednak próbuje. Powstała opowieść skonstruowana w oparciu o solidną kwerendę dokumentów, archiwalnych materiałów i ponad 50 wywiadów, w tym także z Davidem Remnickiem, redaktorem naczelnym „New Yorkera”.
Pierwszym szefem był Harold Ross, pomysłodawca periodyku wywodzący się z opiniotwórczej grupy ludzi kultury, znanej jako Okrągły Stół Algonquin i spotykającej się w latach 20. XX wieku w mieszczącym się w sercu Manhattanu Hotelu Algonquin. Ross chciał, by czytelnikami magazynu stanowiącego mieszankę humoru i faktów była klasa średnia aspirująca do elity. Wiarygodność i jakość były pierwszym nakazem. „Myślę, że możemy pozwolić sobie na to, że zyski będą nieco mniejsze, ale za to nasze sumienia czyste. (…) Proponuję, abyśmy drukowali tylko te reklamy, o których wiemy, że zawierają jedynie prawdę i fakty” – pisał Ross. Nie znosił też słów typu „niezwykły”, „szczególny”, „wyjątkowy” – uważając, że nic nie znaczą. Przywiązywał wielką wagę do prostoty, precyzji i poprawności językowej tekstów. „W swojej żądzy weryfikacji dzwonią do wszystkich. Sprawdzają ciebie, twoje źródła (…) sprawdzają zarówno otwarcie, jak i za twoimi plecami” – pisał o procesie fact-checkingu w „New Yorkerze” pisarz Julian Barnes. Jedna z autorek wspominała, że do napisanej przez nią 12-stronicowej sylwetki dostała sześć stron komentarzy – i to zanim tekst trafił do działu fact-checkingu.