Niektóre zajęcia akademickie pozostawiają w nas ślad. Ja studiowałam biologię na UW i mam sporo takich wspomnień, zwłaszcza z ćwiczeń. Na studiach tych wylądowałam za sprawą fascynacji życiem wynikłej z doświadczenia przeprowadzonego w czwartej klasie podstawówki. Polegało ono na wyhodowaniu w słoju z wodą i sianem niezliczonych jednokomórkowców zwanych wówczas pierwotniakami (dziś to są na ogół protisty), z których „naszego kuzyna pantofelka” udało mi się całkiem długo obserwować pływającego na szkiełku pod mikroskopem, w które moja zbiorcza szkoła gminna była już w owych zamierzchłych czasach wyposażona. Wracając do czasów akademickich – na ćwiczeniach z zoologii bezkręgowców, które dla mojej grupy prowadziła wspaniała dr Mauryla Kiersnowska – mieliśmy owego ukochanego kuzyna umieścić w 8-proc. (bodajże) alkoholu. Nie w celu, żeby go tak od razu uśmiercić, ale by zaobserwować, jak się odrzęsia – czyli jak mu wszystkie rzęski odpadają i komórka staje się łysa.