W środę 20 marca 2013 roku do biurowca na nadbrzeżu rzeki Hudson, znanego jako Pier 60, zjechali się szefowie IT i menedżerowie firm nie tylko ze Wschodniego Wybrzeża. Ruszała konferencja GigaOM Structure:Data poświęcona temu, co od pewnego czasu decydowało o zdobywaniu przewagi konkurencyjnej w coraz bardziej cyfrowym świecie – danym.
Pojawili się na niej ludzie z IBM, Oracle, MasterCard czy Juniper Networks. Nie ci najważniejsi, ale profesjonaliści, którzy znali się na tym, co robili. Niedługo przed najbardziej wyczekiwanym na takich imprezach momentem, lunchem, sporą publikę zgromadził w jednej z sal gość wyjątkowy – szef technologii CIA Ira „Gus” Hunt. Był w dobrym nastroju. Na tyle dobrym, by szczerze opowiedzieć o tym, co jest misją Centralnej Agencji Wywiadowczej i jak do niej dąży. Możliwe, że uznał, iż może sobie na to pozwolić – od ataków na WTC z września 2001 r. minęło kilkanaście lat, a Amerykanie oswoili się z myślą o Patriot Act – szykowanej ustawie pozwalającej służbom m.in. na podsłuchiwanie i przechowywanie wszelkiej komunikacji nie tylko między obywatelami USA, ale w zasadzie każdej, jaka im się żywnie spodoba (uchwalono ją miesiąc później).
„Misją CIA jest pełna świadomość informacyjna. Musimy łączyć kropki. Nie do końca jednak wiemy, co jest kropką. Jeśli nie możesz połączyć kropek, których nie masz i niekoniecznie wiesz, co jest kropką, prowadzi to nas do działania, w którym musimy zbierać wszystko i przechowywać to na zawsze” – mówił Hunt. Szef technologii CIA, pewnie nie do końca tego świadom, przedstawił nieco sfabularyzowaną definicję permanentnej inwigilacji. I dodał: „Bardzo blisko, w zasięgu naszej ręki jest możliwość przetworzenia wszystkich informacji generowanych przez człowieka”.
Nie krył też, że jest to możliwe dzięki koncernom technologicznym. Postom na Facebooku, zdjęciom na Instagramie, wyszukiwarce Google serwisowi YouTube, Twitterowi, a nawet operatorom telekomunikacyjnym. Każdej z tych platform poświęcił osobny slajd.
Czytaj więcej
Ukraina z trudem utrzymuje funkcjonowanie państwa. 40 proc. wpływów do budżetu pochodzi z podatków, pozostałe 40 proc. z emisji obligacji, a reszta od innych państw. Te kłopoty potęgują zniszczenia wojenne. Według różnych wyliczeń na odbudowę kraju po rosyjskiej agresji potrzebne będzie od 100 do 750 miliardów dolarów. Czy państwa Zachodu będą w stanie wyłożyć tyle pieniędzy? Z Marcinem Łuniewski, autorem „Plusa Minusa”, rozmawia Hubert Salik.