Poseł marnej zmiany

Rozmawiałem parę dni temu ze świeżo upieczonym posłem. Kiedyś, w czasach gdy byłem sejmowym reporterem, spotkania z parlamentarzystami były dla mnie codziennością. Teraz, kiedy siedzę całymi dniami w redakcji, rozmowa z politykiem to dla mnie święto i szansa na przypomnienie sobie dawnych czasów.

Publikacja: 13.11.2015 00:00

Poseł marnej zmiany

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Ale akurat ten poseł to nieco inna historia. Jesteśmy na „ty", przez lata znałem go prywatnie, jeszcze w czasach PRL, gdy był moim młodszym kolegą w nielegalnym NZS. Nie widziałem go przez ostatnich parę miesięcy, a może nawet lat. Nie będę ukrywał, że mam do niego słabość i sentyment, więc na powitanie rzuciliśmy się sobie w ramiona. – Co będzie? – zapytałem. – Dobra zmiana – odparł poseł, powtarzając mantrę swojego ugrupowania.

Nazwałem go wtedy w myślach Posłem Dobrej Zmiany. Jest debiutantem i nie należy do najbardziej wpływowych, ale w politycznych kuluarach plotkuje się, że lubi go i ceni sam prezes.

Rozmowa się rozkręciła. Mówiliśmy o tym, na czym ma polegać ta dobra zmiana. Tłumaczyłem, że nie kręci mnie mieszanie się władzy do gospodarki, podwyższenie kwoty wolnej, opodatkowanie banków i hipermarketów. Liczę raczej na rozbicie układów w dziedzinie kultury, zlikwidowanie absurdów w edukacji, przywrócenie równowagi w debacie publicznej, a wreszcie rozliczenie ludzi, którzy robili rzeczy straszne. Miałem wrażenie, że zgadzamy się we wszystkim.

Ale nagle, całkiem bez przyczyny, z miłego i zgodnego człowieka Poseł Dobrej Zmiany zamienił się w agresywnego obrońcę prawa do aborcji. – A ty, jak się zachowasz, kiedy ktoś zażąda, aby wprowadzić całkowity zakaz aborcji? – zakrzyknął.

Próbowałem jakimś żartem rozładować napięcie, zmienić temat. Bez skutku. – Ja wiem, że szykowana jest taka wrzutka, że będzie taka prowokacja, aby nas postawić w niewygodnej sytuacji – mówił PDZ, coraz bardziej histerycznym tonem, aż stojący obok ludzie zaczęli nam się przyglądać. – Czy poprzesz nas, jeśli odrzucimy zakaz aborcji? – pytał.

– Oczywiście – odpowiedziałem – że nie poprę. Jestem jednym z tych wyborców, którzy oczekiwali nie tylko zmiany władzy, ale też trwałego uzdrowienia państwa. Dla mnie zapowiedź zmian oznaczała przede wszystkim moralną odnowę tego, co zostało zepsute do szpiku kości w ostatnich latach. A podstawą tej moralnej odnowy powinno być przestrzeganie dekalogu.

Nie wiem, czy PDZ jest reprezentatywny dla swojej formacji. Mniej więcej dobę później prezes mojego znajomego posła powiedział na wiadomej miesięcznicy, że krzyż jest w centrum polskiej kultury i polskich wartości – i zgodnie z tą zasadą należy zmieniać Polskę.

Jeśli prezesowskie gadanie o krzyżu okaże się tylko pustą retoryką, to ludzie, którzy boją się IV RP, mogą być spokojni. Rewolucji moralnej nie będzie. Nowe państwo będzie budowane na ruchomych piaskach. Dobra zmiana okaże się marną zmianą. Bardzo marną i nietrwałą.

Ale akurat ten poseł to nieco inna historia. Jesteśmy na „ty", przez lata znałem go prywatnie, jeszcze w czasach PRL, gdy był moim młodszym kolegą w nielegalnym NZS. Nie widziałem go przez ostatnich parę miesięcy, a może nawet lat. Nie będę ukrywał, że mam do niego słabość i sentyment, więc na powitanie rzuciliśmy się sobie w ramiona. – Co będzie? – zapytałem. – Dobra zmiana – odparł poseł, powtarzając mantrę swojego ugrupowania.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
„TopSpin 2K25”: Game, set, mecz
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił