Oglądając mistrzostwa świata [w 1990 roku] – pisał Grit we wspomnieniach zatytułowanych »Anni Buttati« (Zmarnowane lata) – zrozumiałem, że futbol się zmienia, że staje się narzędziem autopromocji”. Grit jest grafikiem, więc łatwo przychodziło mu projektowanie efektownych opraw. Irriducibili byli widoczni nawet wówczas, gdy brakowało ich na trybunach. W sezonie rozegranym po mundialu to oni przewodzili strajkowi kibiców, którzy w pierwszych połowach meczów zostawiali na pustej trybunie transparent: „Dwunasty zawodnik drużyny tylko wtedy, gdy sami tego chcemy”. Fani starali się w ten sposób skłonić klub, by przestał ich bagatelizować. Inny transparent – z napisem: „Więźniowie wiary”, z literami przedstawionymi za kratami – zestawiał ultrasów z więźniami sumienia.
Irriducibili mieli również genialnego artystę plastyka w osobie niejakiego Disegnello (Mały Designer). Z jednej strony ostro krytykowali zmienianie futbolu w widowisko za pośrednictwem telewizji, z drugiej natomiast sami mocno na tym korzystali. Transparenty przestały być kawałkami materiału, a stały się flagami przykrywającymi całą curva, czyli jedną czwartą stadionu. Im bardziej widowiskowa oprawa, tym większa przecież szansa, że przesłanie grupy pokażą kamery telewizyjne – a w późniejszych latach internet.
Czytaj więcej
Wojna to nie jest jedynie tragedia zbiorowa, to także osobista tragedia każdego, kto z nią obcował. W wymiarze kobiecym tyczy się to szczególnie konieczności ucieczki przed zagrożeniem egzystencjalnym.
Trybuny zamieniały się w targowisko
W świecie ultrasów kładziono coraz większy nacisk na pozory. Każda rebelia musi mieć swoją treść i formę, a ultrasi zawsze byli pozerami. W szczególności fani Lazio szczycili się własną stylówką. „Dobrze ubrani, źle wychowani” – brzmiało jedno z ich haseł. Od teraz jednak wręcz patologicznie zaczęli skupiać się na własnym wizerunku. Jeden z członków Irriducibili z wczesnych lat 90. wspomina, że sprzedawali pojedynczym ultrasom zdjęcia własnych opraw, by zebrać pieniądze na kolejną oprawę, której znowu zamierzali zrobić fotki na sprzedaż.
Spontaniczność z lat 70. dawno minęła, już nikt nie ekscytował się indywidualną ekspresją. Dominująca grupa fanów zaczęła zasłaniać wszystkim widok na boisko, żeby telewidzowie na całym świecie przez moment mogli ujrzeć tysiące metrów kwadratowych materiału na trybunach. Jednolitość dotyczyła nie tylko sfery wizualnej, ale i akustyki. Na początku sezonu 1991/92 Irriducibili ustawili na Curva Nord cztery olbrzymie głośniki, więc od tego momentu jeden człowiek z mikrofonem mógł narobić więcej hałasu niż tysiące kibiców bez sprzętu nagłaśniającego. Szefowie Irriducibili nazywali to zjawisko coerenza (spójność), ale wielu bywalców trybun dostrzegało w tym coś niepokojąco totalitarnego.