Żelazna rękawica Stalina, czyli seksualne fantazje w celi NKWD

Żartów i sugestii seksualnych jest tu mnóstwo. Herkusa Kunčiusa tłumaczy dosadna, rabelaisowska konwencja. Choć niekiedy ociera się o granice niesmaku, gdy komediowo-erotyczna fantazja wkracza do celi tortur NKWD.

Publikacja: 25.08.2023 17:00

Słynne zdjęcie, z którego Jeżowa tuż po rozstrzelaniu wyretuszowano. Od lewej: Kliment Woroszyłow, W

Słynne zdjęcie, z którego Jeżowa tuż po rozstrzelaniu wyretuszowano. Od lewej: Kliment Woroszyłow, Wiaczesław Mołotow, Józef Stalin i Nikołaj Jeżow

Foto: CPA Media Pte Ltd / Alamy Stock Photo/ BE&W

Kto zagłębił się choć trochę w historii sowieckiej Rosji, temu nie trzeba tłumaczyć, o kim jest nowa powieść Herkusa Kunčiusa. Jej tytuł „Żelazna rękawica Stalina” to przecież przydomek, który potomni nadali Nikołajowi Iwanowiczowi Jeżowowi w obliczu jego okrutnych dokonań. Inny jego pseudonim to „Krwawy karzeł”, ale to już by chyba źle wyglądało na okładce.

Dlaczego 58-letni Herkus Kunčius, Litwin rodem z Wilna, autor kilkudziesięciu książek – prozatorskich, dramatów, esejów; ta najnowsza to czwarta przetłumaczona na polski – sięga do postaci ludobójczego zbrodniarza? Architekta Wielkiego Terroru z lat 1936–1938, zbrodni na masową skalę, która pochłonęła według różnych szacunków od 700 tys. do 1,2 mln ofiar. Ekspresowo wydawane wyroki śmierci uderzyły w stare pokolenie bolszewików i tych młodszych członków partii, w ich rodziny, a także środowiska twórcze, dowództwo Armii Czerwonej, resztki „wrogów klasowych” oraz w zwykłych, umęczonych terrorem Rosjan. Ale też z czasem czystka, sterowana zza pleców Jeżowa przez Stalina, zataczała coraz szersze kręgi i dotknęła liczne mniejszości, m.in. Finów, Niemców, Koreańczyków, Łotyszy, a przede wszystkim Polaków (aż 110 tys. zamordowanych wskutek ludobójczego rozkazu).

Nie można nie wspomnieć o tym krwawym dziele życia Jeżowa, ale żeby była jasność – nie o tym jest książka. Albo nie przede wszystkim o tym.

Nieco światła na tę quasi-biograficzną powieść rzuca jej motto zaczerpnięte z Adama Mickiewicza. „Ten Major, Polak rodem z miasteczka Dzierowicz, / Nazywał się (jak słychać) po polsku Płutowicz, / Lecz przechrzcił się; łotr wielki, jak się zwykle dzieje / Z Polakiem, który w carskiej służbie zmoskwicieje”.

Jeżow miał bowiem korzenie polsko-litewskie i to dlatego w pierwszej kolejności zainteresował Kunčiusa. Ów cytat z „Pana Tadeusza” sugeruje, że rozpoczniemy zaraz opowieść o renegacie gotowym na wszystko, byleby wspiąć się po bolszewickiej drabinie awansu. A jednak nie do końca. Bo po zamknięciu ostatniej strony powieści Nikołajowi Jeżowowi bliżej do obywatela Piszczyka, karierowicza i oportunisty ze scenariuszy filmowych Jerzego Stefana Stawińskiego, aniżeli do złowieszczych postaci z „Biesów” Fiodora Dostojewskiego.

Czytaj więcej

„Wniebogłos”: Komu bije głos

Z miasta Marii do grodu Piotra

Żywot naszego antybohatera odkrywamy chronologicznie od przodków i narodzin aż po śmierć w kazamatach, w których sam wcześniej mordował tysiące ludzi. Poznajemy więc Jana Jeżowskiego, ojca przyszłego zwierzchnika NKWD, który urodził się w głębi carskiej Rosji na zesłaniu, w polskiej rodzinie. Jego ojciec (dziadek Jeżowa) nieustannie wspominał swój rodzinny dworek w mazowieckiej Jeżówce, utraconym raju, istnym Soplicowie, do którego jego syn Jan postanowił wrócić, kiedy tylko nadarzy się okazja.

Życie jednak zweryfikowało te plany. Jan przyjął chrzest w cerkwi i stał się Iwanem. Wstąpił do carskiej armii, a potem zmienił mundur na policyjny i wylądował nad Niemnem, w suwalszczyźnianym Mariampolu. Tam właśnie na świat przyszedł Nikołaj Jeżow w 1895 r.

Ojciec coraz bardziej się rozpijał, zresztą matka – Litwinka – też. Młody Nikołaj musiał więc wyruszyć w świat. Pracował w rzeźni i usługiwał klientom herbaciarni-burdelu. Potem wylądował w Petersburgu, gdzie był asystentem krawca, aż wreszcie – jak na porządnego komunistę przystało – trafił do fabryki.

Idziemy dalej przez kolejne rozdziały i wydarzenia historyczne: I wojna światowa, rewolucja bolszewicka, kariera Jeżowa w partii – wpierw w dalekim Kazaniu, ale potem, krok po kroku, coraz bliżej Moskwy i Kremla, z przerwą na urlop zdrowotny w hitlerowskich Niemczech. Wreszcie Nikołaj Iwanowicz zdobywa szczyt: komisariat bezpieczeństwa państwowego ZSRR. Punkt kulminacyjny jego powieściowego żywota przypada na Dzień Czekisty 20 grudnia 1936 r., kiedy to Jeżow był już od pół roku szefem NKWD (komisarzem ludowym albo w sowieckiej gwarze „narkomem”).

Wielostronicowy opis bankietu przeistaczającego się w orgię, która przenosi się w pijackim pochodzie z Kremla na Łubiankę, to wisienka na torcie tej opowieści. A zarazem szczytowy moment kariery Jeżowa i początek jego upadku. Po wykonaniu zadania, wyczyszczeniu Kraju Rad z potencjalnych „wrogów”, przestaje być już potrzebny i co więcej – to na niego można zrzucić odpowiedzialność za czystki. Czekanie na koniec przykrzy się byłemu już komisarzowi, urozmaica je sobie butelką i kolejnymi kochankami, damskimi i męskimi.

Gumowy penis pod ręką

Herkus Kunčius sięga po styl narracji kojarzący się z ludowymi opowiastkami o głupim Jasiu, co to wyruszył w świat z prowincji do wielkiego świata, albo też powiastką filozoficzną w duchu „Kandyda” czy „Kubusia Fatalisty i jego pana”. Niemal każde zdanie podszyte jest ironią i sarkazmem. „Mimo istotnych różnic Sankt Petersburg nieco przypominał Degucie. Podobnie jak tamta wioseczka na Suwalszczyźnie leżał nad rzeką”. Albo tak: „Poszukiwanie ukrywających się wrogów ludu było żmudną i odpowiedzialną pracą. Wymagało jasności umysłu i wytrwałości. Czasami ludowy komisarz spraw wewnętrznych spędzał u towarzysza Stalina na Kremlu po sześć, po osiem godzin dziennie. Obaj pracowali z poświęceniem. Nie chcąc popełnić błędu czy kogoś ważnego pominąć, systematycznie uzupełniali listy”.

W tej jakby slapstickowej niekiedy konwencji „Żelazna rękawica Stalina” przypomina film Armando Iannucciego „Śmierć Stalina” z 2017 r., utrzymaną w duchu Monty Pythona satyrę na Sowiecką Rosję, w której po śmierci dyktatora dochodzi do iście gangsterskich porachunków między Ławrientijem Berią a Nikitą Chruszczowem. Kunčius sięga jeszcze głębiej niż do współczesnej komedii – do języka jarmarcznej groteski. Powieściowy Nikołaj Jeżow spotyka na swojej drodze znane postaci historyczne (co ma więcej lub mniej wspólnego z faktami). Oglądamy wykoślawione portrety m.in. kompozytora Piotra Czajkowskiego, baletmistrza Siergieja Diagilewa, cara Mikołaja II, lekarza-fizjologa Iwana Pawłowa (tego od eksperymentu z psem), pisarzy Izaaka Babla i Michaiła Szołochowa (obydwaj byli kochankami żony Jeżowa) i oczywiście sowiecką wierchuszkę, od Stalina idąc w dół: Wiaczesława Mołotowa, Gienricha Jagodę, Michaiła Tuchaczewskiego, aż po NKWD-owskich oprawców niższego szczebla – choćby niesławnego Borysa Rodosa.

Jednocześnie silnie wyeksponowany został homoseksualizm Jeżowa, a Kunčius szarżuje z fizjologiczno-skatologicznym humorem. Czytamy zatem, jak prof. Pawłow zagląda podczas badania do tyłka naszego bohatera i zdziwiony dostrzega tam wytatuowanego Lenina, który do niego zaczyna przemawiać. Młodzieniec bowiem wytatuował sobie tam wielkiego bolszewika („Niestety, w trakcie zabiegu ręka majstrowi zadrżała i Lenin wyszedł niepodobny do siebie”). Co Jeżow robi z Czajkowskim i swoimi kolegami z wojska, można się domyślić. Podobnie jak tego, co robią Szołochow i Babel z jego żoną.

Żartów i sugestii seksualnych jest tu mnóstwo. Tłumaczy Kunčiusa dosadna, rabelaisowska konwencja. Choć niekiedy ociera się o granice niesmaku, gdy komediowo-erotyczna fantazja wkracza do celi tortur NKWD. Gienrich Jagoda trzyma w gabinecie sztucznego penisa – trochę dla własnej przyjemności, a trochę jako narzędzie tortur.

Czytaj więcej

„Chwile wieczności”: Na jesieni, jak to się mówi, życia

Lenin w pokoju z Behemotem

Dostajemy więc od litewskiego pisarza książkę co najmniej specyficzną, stylistyczno-gatunkową hybrydę, quasi-biografię, w której sporo jest faktów, ale też wiele nieprawdopodobieństw i zmyśleń, niezgodnych nawet z kalendarium – ot, choćby Jeżow torturujący w celi Baabla, podczas gdy według źródeł pisarza aresztowano już po odsunięciu tego pierwszego od stanowiska w NKWD. Stalin z kolei wzrusza się nad rękopisem „Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa i każe go czytać swojej „żelaznej pięści”. Od tej lektury i nadmiaru wódki kotłuje się w głowie Jeżowa i zaczyna mieć Bułhakowowskie wizje: „Jagoda pomachał gumowym penisem niczym czarodziejską różdżką i wszyscy nagle znaleźli się w kuchni. Siedział tu już uśmiechnięty Lenin. Nie wypuszczając z rąk wędki, łowił grube ryby w zlewie. (…) Akcja przeniosła się do salonu, gdzie było trochę za jasno. Azazello częstował wszystkich jabłkami i agrestem z ogrodu, a Behemot przymierzał się do pieczenia ciastek”.

Herkus Kunčius na wielu poziomach umniejsza Jeżowa, ośmiesza i „torturuje go ironią” – jak celnie zauważa wydawca. Żadna tam „Żelazna rękawica Stalina”, prędzej rękawiczka.

Można się zżymać, że gdzież w taki sposób opowiadać o męce tysięcy ludzi. Ale można też spojrzeć inaczej – literatura daje nam bat na zbrodniarzy. Można ich przedrzeźniać, chłostać szyderstwem, bić po plecach rózgą sprośnych inwektyw. I tak jak Hercus Kunčius, można wyciągnąć na nich „szczerniały od częstego używania i naprawdę wyglądający groźnie” przedmiot z szafy ludowego komisarza Jagody.

„Żelazna rękawica Stalina”, Hercius Kunčius, przeł. Izabela Korybut-Daszkiewicz, Wydawnictwo Kolegium Europy Wschodniej

Kto zagłębił się choć trochę w historii sowieckiej Rosji, temu nie trzeba tłumaczyć, o kim jest nowa powieść Herkusa Kunčiusa. Jej tytuł „Żelazna rękawica Stalina” to przecież przydomek, który potomni nadali Nikołajowi Iwanowiczowi Jeżowowi w obliczu jego okrutnych dokonań. Inny jego pseudonim to „Krwawy karzeł”, ale to już by chyba źle wyglądało na okładce.

Dlaczego 58-letni Herkus Kunčius, Litwin rodem z Wilna, autor kilkudziesięciu książek – prozatorskich, dramatów, esejów; ta najnowsza to czwarta przetłumaczona na polski – sięga do postaci ludobójczego zbrodniarza? Architekta Wielkiego Terroru z lat 1936–1938, zbrodni na masową skalę, która pochłonęła według różnych szacunków od 700 tys. do 1,2 mln ofiar. Ekspresowo wydawane wyroki śmierci uderzyły w stare pokolenie bolszewików i tych młodszych członków partii, w ich rodziny, a także środowiska twórcze, dowództwo Armii Czerwonej, resztki „wrogów klasowych” oraz w zwykłych, umęczonych terrorem Rosjan. Ale też z czasem czystka, sterowana zza pleców Jeżowa przez Stalina, zataczała coraz szersze kręgi i dotknęła liczne mniejszości, m.in. Finów, Niemców, Koreańczyków, Łotyszy, a przede wszystkim Polaków (aż 110 tys. zamordowanych wskutek ludobójczego rozkazu).

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy