Dziennik albo nawet bardziej zbiór luźnych notatek, pisanych na gorąco mikroopowiadań. Reportaż literacki? Dużo powiedziane, zresztą szkoda byłoby, żeby „Szalom bonjour Odessa” Aleksandry Majdzińskiej zaginęło gdzieś w masie drukowanych dziś – często od jednej sztancy – reportaży. To zdecydowanie rzecz osobna, niezwykła, portret (portrecik) miasta pisany ołówkiem w tramwaju. A jednak mimo zwięzłości także niezwykle zmysłowy, pełen barw, dźwięków i zapachów, a niekiedy raczej brudu, hałasów i smrodu. Czasami jednego i drugiego naraz, jak w scenie na odeskim targu: „Idziesz za smrodem. Mówią, że to najlepszy sposób na znalezienie jatek. Ale po drodze śmierdzą jeszcze kiszone ogórki, kapią nasiąknięte octem arbuzy. Kiedy mijasz ustawione w rzędy pomidory, czujesz na sobie czyjś wzrok, nie ludzki, zwierzęcy jakiś. Chude, napięte, głodne psy rozrywają świńskie łby z przewróconego kubła”.