Poetce bliska jest tradycja lingwistyczna. Była sygnatariuszką słynnego Manifestu Neolingwistycznego z 2002 roku. Od tamtego czasu Mueller konsekwentnie rozwija własną wersję lingwizmu, a jej twórczość ogniskuje się wokół kilku tematów: kobiecości, rodzenia i macierzyństwa.
Okładka książki została opatrzona piękną grafiką. Rysunek przedstawia domek dla lalek z fantastycznymi pomieszczeniami. W jednym z nich widać tajemniczy nocny krajobraz, w innym – miniaturową wersję całego budynku. I taka jest też struktura tomu. Każdy wiersz został przypisany do jednej z siedmiu kategorii, które w spisie treści noszą nazwę mieszkań. Wiersze mieszkają w książce, a bohaterowie – w wierszach. Głównym motywem zbioru jest dzielenie przestrzeni życiowej z bliskimi ludźmi. Bohaterka próbuje pogodzić różne role: matki, partnerki i poetki, która pragnie „odzyskać siebie dla kartki papieru". Dominuje perspektywa ciała. Cielesność zdaje się determinować życie codzienne i organizować strukturę poszczególnych utworów.
Poezja Joanny Mueller jest rozpoznawalna nie tylko ze względu na tematykę, ale także z powodu charakterystycznych zabiegów językowych. Poetka zestawia ze sobą słowa, które mają podobny kształt lub brzmienie, tworzy zaskakujące neologizmy, pozwala się zwodzić językowi i chętnie ulega przejęzyczeniom. W efekcie powstają teksty bardzo muzyczne, pełne rymów wewnętrznych i aliteracji. Mueller czerpie z różnych słowników, a wiersze rozrastają się na kształt wielobarwnych fraktali. W książce pojawiają się przeinaczone przysłowia („spisz się powoli"), wywrócone na lewą stronę cytaty z Pisma Świętego („przemoc niecierpliwa jest, niełaskawa jest"), a także pojęcia z teorii literatury. Niewyczerpanym źródłem pomysłów okazuje się również mowa dziecięca. W wierszu „Litania dosłowna" poetka pisze: „słowo detonujące i denotujące/ słowo pośpieszne po śmieszność/ słowo na tak i na nie tak/ słowo nierychliwy nietakt/ mów się za nami".
„Intima thule" to opowieść gęsta, pełna odniesień intertekstualnych i gier językowych, które nie omijają zresztą samego tytułu. Bo oprócz oczywistego nawiązania do Ultima Thule – mitycznego krańca świata – pobrzmiewa w nim również słowo „matula". Takich składniowych zagadek i znaczeniowych rebusów jest w tej książce mnóstwo, a ich śledzenie to czysta – choć niekoniecznie cielesna – przyjemność.
PLUS MINUS