O pożytkach z posiadania wnuka

Z listu Umberta Eco wynika dla mnie nauka, by bez strachu używać wobec potomnych słów poważnych, wielkich i świętych.

Aktualizacja: 05.05.2016 23:47 Publikacja: 05.05.2016 12:21

O pożytkach z posiadania wnuka

Foto: ficite.blogspot.com

Włoski mistrz w liście do wnuka, opublikowanym na łamach „Gazety Wyborczej" 23 kwietnia br. (a pierwotnie – w styczniu roku 2014, na łamach włoskiego „L' Expresso"), zawarł uwagi o ważnym współczesnym zagrożeniu – utracie pamięci. Pielęgnowanie pamięci jest ważne, bez niej trudno zrozumieć współczesność. To krzepiące, że światowej sławy pisarz na to właśnie szczególne zagrożenie zechciał uczulić wnuka i że prócz ostrzeżenia zdecydował się udzielić mu rad, jak uniknąć uwikłania w zapomnienie i zamknięcia w teraźniejszości.

Właściwie po lekturze listu powinienem być zadowolony. Hołd złożony pamięci zawiera sporą dozę konserwatywnego ducha. Niestety, zadowolenie skutecznie zakłóciły sformułowania, które towarzysząc mądrej myśli przewodniej, zdają się ten hołd umniejszać i rozmywać.

Umberto Eco, pisząc do rozpoczynającego życie człowieka, obawia się dydaktyzmu rodem z „Serca" Amicisa, więc zaznacza: „Nie chcę udzielać Ci rad odnośnie do miłości bliźniego, ojczyzny, świata i tym podobnych rzeczy. Nie posłuchałbyś. Poza tym w chwili, kiedy miałbyś je urzeczywistnić, system wartości tak bardzo się zmieni, że moje zalecenia okazałyby się zapewne nieaktualne".

Mnemotechniczne pompki

W tym krótkim cytacie zawiera się podstawowy kłopot związany z tekstem. Autor nie zauważył lub zlekceważył zasadniczą sprzeczność. Jak bowiem pogodzić pochwałę pamięci i stwierdzenie, że wartości są tymczasowe, nie zasługują więc ani na uwagę, ani nawet na skromne miejsce w literacko-rodzinnym testamencie? A przecież to wartości i ich jasna hierarchia jest kośćcem kultury. Ich niezmienność świadczy o żywotności i trwałości dzieł, które wspierają. Trwała zaś i silna kultura to główna treść, a zarazem nośnik pamięci.

Umberto Eco nie zdradza w liście, jaką hierarchię wartości aktualnie wyznaje. To wydaje się nawet logiczne, skoro tak beztrosko wyraża przekonanie o jej rychłej śmierci. Zresztą podczas pisania słów pełnych obojętnego zwątpienia de facto te wartości porzuca, a co najmniej lekceważy. A skoro są na tyle nietrwałe, że nie warto o nich wspominać wnukowi, to zapewne podobne wątpliwości autor musiał mieć wobec włoskiej kultury i równie pesymistycznie oceniać jej szanse na przetrwanie do czasów, kiedy wnuk będzie dorosły (zresztą rzeczownik „Włochy" i przymiotnik „włoski" nie pojawiają się w tekście). Zabrzmi to może zbyt radykalnie, ale po lekturze tego fragmentu tekstu nie mam pewności, czy Umberto Eco wierzył w 2014 roku, że kultura europejska przetrwa, w znanym mu kształcie.

Nie wiem, czy rezygnacja ze wskazania potomnym rzeczy podstawowych wynikła z lęku przed zarzutami o nudne moralizowanie, z beztroski, historycznego pesymizmu czy obawy stałego (ówcześnie) kandydata do Nagrody Nobla, że może zostać oskarżony o posiadanie staroświeckich przekonań. Jeśli komentarz dotyczący stosunku do bliźniego, ojczyzny i świata został uznany za nieatrakcyjny i nieprzydatny, to co jest na tyle ważne, by warte było zapamiętania? Lub inaczej – czemu przede wszystkim powinna służyć pamięć? Umberto Eco rezygnuje ze wskazania wnukowi, co jest ważne w ludzkich poszukiwaniach zapisanych w dziedzictwie i na czym można oprzeć swoje opinie. Nie wspomina o pięknie i o dobru ani o tym, co wypada czynić, by je zachować oraz pomnażać. Dotkliwie rozbrzmiewają w pamięci napisane niemal 40 lat temu słowa Herberta „uwierzyliśmy zbyt łatwo że piękno nie ocala".

Czytając kolejne zdania, czuję rosnącą dezorientację. Autor zachęca bowiem do ćwiczenia pamięci jak do uprawiania sportu, a samą pamięć porównuje do mięśnia. Sugeruje wprawdzie zapamiętywanie wierszy, ale zgadza się z góry, by wnuk ćwiczył pamięć, przywołując nazwiska piłkarzy klubu AS Roma. Giacomo Leopardi w testamencie duchowym Umberta Eco zbyt łatwo przegrał z Francesco Tottim i Mohamedem Salahem. Samo porównanie pamięci do mięśnia również jest niezręczne. Czyni z zapamiętywania czynność techniczną, uzasadnioną lękiem przed czyhającym w przyszłości alzheimerem i starczym niedołęstwem. A przecież pamięć jest czymś więcej niż biernym, choć przydatnym narzędziem człowieka. Jest żywym budulcem człowieczeństwa i jego tętniącym rdzeniem. Związana jest na dobre i złe z wolnością osoby i jej wyborami, z losem wspólnoty i jednostki, chociaż zachowuje wobec niego pewną autonomię, czasami przeradzającą się w niezależność. Władanie pamięcią, czuwanie nad jej wewnętrzną harmonią często przerasta słabe osobowości. Kwestią ważną jest więc, co człowiek zapamiętuje i według jakich kryteriów porządkuje to co zapamiętane, czyli jakie człowieczeństwo układa w sobie, jak wzbogaca tożsamość i wpływa na zdolność rozumienia świata.

Pozostałe kłopoty, jakie miałem z listem, wydają się wprawdzie drugorzędne, ale umacniają wrażenie, że autor uległ niepewności i waha się, o czym wypada wspominać wnukowi, a o czym lepiej milczeć. Niestety, te rozterki wpłynęły na spójność przesłania. Czyżby źródłem komplikacji była chęć uniknięcia krytyki? Czy pisarz, by jej uniknąć, postanowił użyć postępowego językowo-obyczajowego schematu? Na to wskazywałaby jego aprobata dla internetu jako sposobu poznawania świata.

Jedynie w kwestii seksu Umberto Eco przypomniał, że świat realny jest bardziej atrakcyjny od wirtualnego („prawdziwe dziewczyny przyniosą Ci wiele radości"). „Gazeta Wyborcza" z tego wątku, peryferyjnego wobec głównego przesłania listu, zrobiła mylący czytelnika tytuł publikacji: O pożytkach z oglądania się za dziewczynami. Rzecz gustu i logiki.

Autor, broniąc realnego świata, ani słowem nie przywołuje wspaniałości przyrody i kultury materialnej, związek z którymi ma inną, bardziej smakowitą naturę niż kontakt za pośrednictwem komputera. Nie jest też przekonany, że istnieje lista książek, które warto lub nawet należy przeczytać, bo podpowiada potomkowi, że lektury z powodzeniem może wybierać sam. Być może Umberto Eco obawia się, że posądzony będzie o narzucanie wnukowi autorytetu. List zawiera wprawdzie życiowe wskazówki i niewątpliwie spełnia funkcję wychowawczą, ale napisany jest tak, jakby autorytet (niezbędny, by wychowanie przynosiło owoce) należał do zasobów tak muzealnych, że nie wypada o nich nawet mówić.

Niepewny swoich racji pisarz nawet w poświęconym internetowi i dziewczętom akapicie miota się między polityczną poprawnością a próbą sformułowania pozytywnego przesłania. Wspomina więc dość odważnie o związku seksu z rodzicielstwem, co w czasach cywilizacji przyjemności jest niewątpliwie w złym tonie. Niepomny na przestrogę, by „strzec się oschłości serca", nie wspomina o właściwej przyczynie i otoczeniu rodzicielstwa – miłości. Nie oczekuję, by Eco rozwodził się na temat małżeństwa i rodziny – to byłaby zbyt brutalna prowokacja wobec Włoch XXI wieku. Ale dlaczego zapomina o kobietach z rodziny Eco, o swojej żonie, babci chłopca, i o żonie syna – jego matce? Boję się pomyśleć, co czuła żona pisarza, gdy czytała wyznanie męża, że potomkowie w ich rodzinie są owocem radości, którą dają realne dziewczyny (Umberto Eco tłumaczy wnukowi, że gdyby poprzestał na wirtualnych, „raczej by cię nie było"). W tekście tak ostentacyjnie nowoczesnym kobiety w osobach żony i synowej zostały potraktowane przedmiotowo, instrumentalnie, anonimowo.

Najwyraźniej role żony i matki nie przystoją współczesnej kobiecie. Zresztą czy radość dostarczana w sporych ilościach przez realne, choć zmieniające się dziewczyny może nakarmić duszę i nasycić życie? Bo wątpliwości nie mam, że miłość tak. Wyrażone miękko i dyskretnie przesłanie dotyczące potomstwa ukryte jest pod jeszcze jedną postępową maską. Umberto Eco zaznacza: „Wychodzę z zasady, że jesteś heteroseksualny, jeśli nie – dostosuj moje zalecenia do Twojego przypadku". W kontekście uwag o potomstwie rada pisarza brzmi dość tajemniczo.

Sędziwy Umberto Eco zaznaczył, że szkoła nie uczy „zapamiętywania tego, co zdarzyło się w przeszłości" (włoska szkoła najwyraźniej nie różni się w tym względzie od polskiej). Zachęca więc do przeglądania starych czasopism i książek, ale szybko odpycha słabość, jaką jest fascynacja zadrukowanym papierem, i dodaje: „ćwiczyć pamięć możesz z powodzeniem również w internecie".

Na szczęście list kończą zdania pięknie jasne i mądrze proste – o życiu trwającym tysiąc lat dzięki ciekawości świata, o pojemnej pamięci i o samotnym smutku pojedynczego życia.

Felieton włoskiego mistrza czytałem z uwagą i przejęciem, bo sam jestem dziadkiem i mam trzech wnuków (czwarte dzieciątko jeszcze podróżuje ku nam w łonie synowej, Marii Anuncjaty). Chłopcy są u początków, a mimo to już dzielą między siebie świat i mieszkają na różnych kontynentach. Chociaż to może świat, na razie delikatnie i bezboleśnie, rozdziela ich i zastanawia się, które warianty losu otworzyć, a które zamknąć. Gdy myślę o wnukach, nie mam pewności, kiedy nastąpi moment, w którym powinienem do nich o paru ważnych sprawach napisać. A może tylko szepnąć kilka słów o jednej, jedynej, najważniejszej. I doszedłem do wniosku, że nie ma takiego momentu, to znaczy wszystkie są dobre – należy o to po prostu zadbać, nie spóźnić się.

Wydaje się, że rady dla wnuków nie powinny być zasadniczo inne niż te, których zawsze udzielali doświadczeni starcy. Chciałbym, by moje sprostały nadchodzącym czasom, ale nie zaprzepaściły niezniszczalnej mądrości wspólnego dziedzictwa, dokonań mistrzów, którzy nie przestają się troszczyć, by ich duchowe potomstwo znało wagę wartości budujących grecką, rzymską i chrześcijańską kulturę. Chciałbym, by przez moje rady przemawiała mądra miłość, wiara w sens macierzyństwa i ojcostwa, w dziedzictwo pokoleń, które powinny pomagać wybrać jasną stronę ludzkiej natury. Mam nadzieję, że mówiąc do wnuków, nie będę się bał lub wstydził mówić o cnocie męstwa, odwagi, dawania świadectwa polskiemu losowi, który dopełnia znacząco los uniwersalny, o wierności i miłości. O Bogu.

Nie warto przekazywać niewiary

Życie oprzyrządowane bardziej czy mniej zaawansowaną technologią, opakowane w cywilizacyjne wygody i atakowane terrorem przyjemności pozostanie mimo to zadaniem. Bliźni jest i będzie lustrem miłości. Ojczyzna wielkim wyzwaniem i obowiązkiem. A świat, ojczyzna ojczyzn, pozostanie nieustającą próbą honoru. On czeka na osobny i osobisty wybór każdego z ludzi. Zawsze taki sam – między dobrem a złem.

Myśląc o felietonie Eco, zastanawiam się również, czy przez sędziwego pisarza nie przemawiał pragmatyzm i wynikający z doświadczenia realizm w dążeniu do celu. Może dlatego tak słabo zaakcentowane zostało niebezpieczeństwo złych wyborów albo, co gorsza, wyboru zła? Z tej taktyki również dla mnie wynika nauka, by bez strachu używać wobec potomnych słów poważnych, wielkich i świętych. One wyzwalają z małego lęku i osłabiają pragnienie, by zapomnieć się w marnej rozrywce i z podkulonym ogonem uciekać od powagi naszego ziemskiego żywota. Owszem, w różnych kręgach narażają na ironię i śmieszność, ale czy kiedykolwiek było inaczej? Nie wolno bać się okrzyków „młodzi i tak nie posłuchają", by w konsekwencji przekazywać im tylko własną słabość i niewiarę.

Dziękuję cieniowi Umberta Eco, że przed śmiercią pomyślał o swoim wnuku. W ten sposób przypomniał o powinności dokonania jeszcze raz wyboru i wpisania go do duchowego testamentu.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

Włoski mistrz w liście do wnuka, opublikowanym na łamach „Gazety Wyborczej" 23 kwietnia br. (a pierwotnie – w styczniu roku 2014, na łamach włoskiego „L' Expresso"), zawarł uwagi o ważnym współczesnym zagrożeniu – utracie pamięci. Pielęgnowanie pamięci jest ważne, bez niej trudno zrozumieć współczesność. To krzepiące, że światowej sławy pisarz na to właśnie szczególne zagrożenie zechciał uczulić wnuka i że prócz ostrzeżenia zdecydował się udzielić mu rad, jak uniknąć uwikłania w zapomnienie i zamknięcia w teraźniejszości.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się
Plus Minus
Chwila przerwy od rozpadającego się świata