Owszem, Rastignac w „Ojcu Goriot" rzuca Paryżowi nieśmiertelne: „Teraz się spróbujemy!", ale wystarczy zajrzeć do powieści wiktoriańskich, nowel włoskich Norwida czy „Ziemi obiecanej" Reymonta, żeby poczuć nieprzepartą odrazę. Nic więc dziwnego, że bodaj najbardziej pociągającą z wizji urbanistycznych opisywanych przez Wade'a Grahama w „Miastach wyśnionych" jest ta, którą stworzył Frank Lloyd Wright.
Graham nazywa ją wizją „domostwa", choć lepiej pasuje tutaj inne określenie, którego używa: antymiasto. Wychodzący z pozycji krytyka zwyrodniałego kapitalizmu Wright – z ducha jeffersonowski farmer – planował bowiem zaadaptować arkadyjską estetykę do warunków amerykańskich, tworząc w czasach triumfu wieżowców i koncentracji ciągnące się po horyzont kwartały domków jednorodzinnych, radykalnie zrywające z koncepcją śródmieścia.